Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kraków: morderca prosto z salonów

Marta Paluch
Władysław Mazurkiewicz mieszkał w tej kamienicy przy placu Biskupim
Władysław Mazurkiewicz mieszkał w tej kamienicy przy placu Biskupim Andrzej Banaś
Nie ma zabawy bez pana Władzia - mawiali bywalcy salonów powojennego Krakowa. W siermiężnych latach 40. XX wieku nie brakowało ludzi, których nie tylko było stać na obiad w Hotelu Francuskim, ale też przegrywali tam ogromne sumy w pokera.

Wśród nich był właśnie Władysław Mazurkiewicz - handlarz walutą, człowiek bogaty i obracający się w dobrym towarzystwie, ochrzczony później "eleganckim mordercą". Do dziś dokładnie nie wiadomo, ile osób miał na sumieniu. On sam przyznawał się do około 30, a zabójstw udowodniono mu sześć.

Wieczór przy kartach

Przy pokerowym stoliku oprócz Mazurkiewicza zasiadł pewien prokurator wojskowy i kilku lokalnych biznesmenów. Władziowi karta szła dobrze, na stole leżała taka fura pieniędzy, że nie miał czym "przebić".

- Panowie ustalili między sobą, że zaplombują karty w sejfie, a Władziu pójdzie po brakujące pieniądze. Poszedł do znajomej - pani de L. na ul. Marchlewskiego (dziś Beliny-Prażmow skiego), wziął od niej pieniądze i ją zabił. Potem wrócił do gry - opowiada Henryk Sołga, prokurator, który brał częściowy udział w śledztwie w sprawie Mazurkiewicza.

Władziu wrócił do stolika, przebił i... przegrał. Morderstwo nie popłaciło. Nawet jeśli ktokolwiek go podejrzewał, ludzie albo byli nim zafascynowani, albo się go bali.

Fascynował niezwykłym na tamte czasy rozmachem. Jeździł odkrytym bmw, obracał się w towarzystwie profesorów, finansistów i ich żon. Zawsze nienagannie ubrany, przystojny, z włosami zaczesanymi do tyłu, pachnący drogimi perfumami.
Niektórzy ludzie jednak bali się go, bo chodziły słuchy, że jest konfidentem UB. Takie informacje znalazły się w aktach operacyjnych urzędu, ale nikt nie miał odwagi o tym świadczyć w sądzie - nawet prokurator. Ludzie wiedzieli jednak swoje.

Kto inny mógłby tuż pod nosem nowej władzy bezkarnie obracać tysiącami dolarów i szastać pieniędzmi?
Tuż po wojnie Mazurkiewicz kierował pociągami PCK z repatriantami ze Szwajcarii. - Robił to na zlecenie UB - mówi prok. Sołga.

Mazurkiewicz handlował walutą również podczas wojny. Wtedy też pojawiły się podejrzenia, że współpracował z gestapo. Nigdy mu tego nie udowodniono. Jednak już wtedy zaczął zabijać. Najczęściej swoich kontrahentów. Kupował od nich dolary, a gdy dochodziło do zapłaty, częstował ich kanapką z cyjankiem. Jednego otruł, gdy zaprosił go na spacer nad Rudawę. - Te morderstwa łatwo było zatuszować. Gestapo niezbyt się interesowało trupami Polaków - mówi prok. Sołga.

Dobra gwiazda pana Władzia w końcu przestała świecić. We wrześniu 1955 r. do jednego z warszawskich szpitali zgłosił się Stanisław Ł. z bólem głowy. Gdy zrobiono mu prześwietlenie, okazało się, że w potylicy tkwi coś obłego. W trakcie operacji lekarze wyciągnęli z niej kulę kalibru 7,65 mm. Mężczyzna był zdumiony, ale potem zaczął kojarzyć fakty. Kilka dni wcześniej gościł w Krakowie u Mazurkiewicza. Pojechali do Zakopanego, gdzie warszawiak miał kupić dom (wziął ze sobą potrzebną sumę pieniędzy), a Mazurkiewicz - pośredniczyć. Do transakcji nie doszło, Stanisław Ł. wracał z pieniędzmi. Zasnął w aucie. Po jakimś czasie zbudził go huk i ból głowy. Mazurkiewicz stał przy otwartym pojeździe i tłumaczył mu, że chciał zrobić kawał i odpalił petardę.

Strach wśród świadków

Ruszyło śledztwo. Gdy milicjanci rutynowo przeszukiwali wynajmowany przez Mazurkiewicza garaż przy ul. Marchlewskiego, znaleźli zakopane pod podłogą zwłoki dwóch sióstr de L. Zabito je strzałem w tył głowy. Mazurkiewicz zeznał, że zabił je, bo dały mu na przechowanie cenną biżuterię i żądały zwrotu, on zaś wszystko przepuścił. Słuchając tego, jeden z oficerów milicji uderzył go. "Musiałem dać mu w mordę" - tłumaczył.

To był dopiero początek. Na jaw zaczęły wychodzić kolejne zabójstwa mordercy-dżentelmena. Tylko nieliczne udało mu się udowodnić. Dlaczego? Marek Hłasko, wówczas młody reporter, opisywał: "Mazurkiewicz był szpiclem i prowokatorem UB, świadkowie bali się otworzyć mordę na procesie. Wszyscy wiedzieli, że pan Władzio jest mordercą, ale wszyscy myśleli, że wykonuje wyroki swoich mocodawców z UB." Ten reportaż oczywiście się nie ukazał.

Prokuratorowi udało się udowodnić Mazurkiewiczowi zabójstwo czterech mężczyzn i dwóch kobiet (sióstr de L.). Sam zabójca się do nich przyznał. W 1956 r. usłyszał wyrok śmierci.

Potem jeszcze przesłuchiwał go prok. Sołga. Badał, czy żona nie pomagała zabójcy w uzyskiwaniu cyjanku. Pracowała bowiem w aptece. Niczego jej jednak nie udowodniono. Jak wspomina prokurator, z dawnego dżentelmena został tylko przygnieciony strachem człowiek. - Do końca wierzył, że Gomułka go uniewinni - mówi śledczy. Wyrok wykonano 31 stycznia 1957 r.

Kamienica przy pl. Biskupim stoi nadal. Na dole mieści się gabinet fryzjerski. A większość mieszkańców nawet nie podejrzewa, jakiego lokatora mieli kiedyś za sąsiada.



Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto