Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kraków. Łukasz Franek: Ograniczenia w transporcie są nieprzemyślane i generują konflikty. Straty w komunikacji wynoszą 1 mln zł dziennie

Piotr Tymczak
Piotr Tymczak
- Komisja Transportu Związku Miast Polskich wystosowała oficjalne stanowisko w sprawie nieprzemyślanej decyzji, co do zasad przejazdu środkami transportu publicznego, pod którym też się podpisaliśmy - mówi Łukasz Franek, dyrektor Zarządu Transportu Publicznego w Krakowie. W taki sposób odnosi się do jednego z nowych obostrzeń wprowadzonych przez rząd w związku z walką z epidemią koronawirusa, którym jest ograniczenie o połowę liczby pasażerów w tramwajach i autobusach. Problem w tym, że trudno wyegzekwować odpowiednią liczbę podróżnych w pojazdach.

- Jak zmalało wykorzystanie komunikacji miejskiej w związku z pandemią koronawirusa, i w związku z tym, o ile spadły wpływy do kasy miasta?

- Wpływy ze sprzedaży biletów w dniu roboczym wynosiły 1,3 - 2 mln złotych. Teraz to 100-200 tys. złotych, a dla przykładu 26 marca - 88 tys. złotych. Pasażerów jest mniej o 80-90 procent, więc podobnie jest z wpływami z biletów. Oczywiście, obecnie transport zbiorowy jest ograniczony, nie liczyliśmy jeszcze jakie są oszczędności z tego tytułu. Ale niczego nie robimy po to, by oszczędzać. Kierujemy się możliwościami jakie mamy.

- Ciężko jest wyegzekwować rządowe wytyczne, by w autobusach i tramwajach zapełniona była tylko połowa miejsc siedzących?

- Rygory nałożone przez rząd związane z maksymalną liczbą pasażerów w pojazdach komunikacji zbiorowej oceniamy jako nieprzemyślane. Wszystkie miasta borykają się z tym, by wyegzekwować wytyczne dotyczące tego, że może być tylu pasażerów, ile wynosi połowa miejsc siedzących. Kierowca nie jest od tego, aby kontrolować liczbę osób w pojeździe. Miasta zwracają się do mieszkańców o to, by dostosowywali się do wytycznych. Są też kontrole policji. Ale nie można ograniczać możliwości wejścia do pojazdów. Zdarzają się przypadki, tak jak w Warszawie, w których osób jest za dużo w pojeździe, ale pasażerowie odmawiają wyjścia. Pojawiają się pytania, czy obecne rozporządzenie rządu daje prawo wyproszenia kogoś z pojazdu komunikacji miejskiej. Mam nadzieję, że wprowadzone zasady zostaną skorygowane.

- Miasto podjęło jakieś działania, aby tak się stało?

- Komisja Transportu Związku Miast Polskich wystosowała oficjalne stanowisko w sprawie nieprzemyślanej decyzji, co do zasad przejazdu środkami transportu publicznego, pod którym też się podpisaliśmy. Żeby była jasność, rozumiemy logikę ograniczania liczby osób przebywających na ograniczonej przestrzeni. Skoro takie ograniczenia mają być wprowadzane w transporcie zbiorowym, to powinny być one przemyślane. Mamy w tym względzie przykłady z innych krajów, gdzie przejazd transportem zbiorowym jest umożliwiony wyłącznie grupie osób, np. pracownikom szpitali, piekarni, zakładów pracy takich jak elektrownie, które muszą funkcjonować i na miejscu potrzebni są pracownicy, którzy muszą tam dojechać. U nas wprowadzono rozwiązanie, które generuje tylko konflikty, zdenerwowanie pasażerów, problemy dla operatorów ruchu i kierowców. To sytuacja, która nie jest do zaakceptowania, ale musimy się jej podporządkować.

Mieszkańcy skarżą się, że szczególnie rano autobusy są przepełnione i nie ma w nich spełnionych wymogów bezpieczeństwa.

- Problemy dotyczą praktycznie tylko autobusów. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że wymogi są spełniane w przypadku co najmniej 95 procent kursów. W większości z nich nie jest przekraczana liczba połowy miejsc. Wciąż jednak są przypadki, głównie w godzinach porannego szczytu, na niektórych liniach, w których w pojazdach pojawia się zbyt wielu pasażerów. Nie mówimy tu o przepełnieniu, a o sytuacji, w której nie ma możliwości zachowania odległości co najmniej metra, a tym bardziej standardu zapełnienia tylko połowy miejsc siedzących. To są kursy od godziny 5 rano i kończą się przed godziną 7. Kiedyś szczyt komunikacyjny był w godzinach 7.30-8.30. O tym dziś zapomnieliśmy.

Obecnie najwięcej pasażerów przemieszcza się w godzinach 5-6. To jest związane z tym, że wciąż funkcjonują zakłady produkcyjne i większość osób zaczyna tam pracę np. o godzinie 6,7. Mamy takie linie autobusowe jak 125, 163, w rejonie Płaszowa, czy Nowej Huty, gdzie jest najwięcej zakładów pracy i są zgłoszenia pasażerów, że brakuje miejsc. Staramy się na bieżąco każdy taki kurs weryfikować. Jeżeli to jest potwierdzone, to wysyłamy dodatkowe autobusy. Ale np. linii 125 nie można obsługiwać autobusami przegubowymi ze względu na układ dróg, którymi przejeżdża autobus w rejonie Płaszowa. Obecnie możemy na tej trasie zadysponować cztery rezerwowe pojazdy. Obecnie mamy w mieście ponad 350 autobusów. W poniedziałek, 30 marca, wprowadzimy jednak maksymalizację kursów.

- Na czym to będzie polegać?

- Od poniedziałku są przywracane rozkłady z dni powszednich, ale w ograniczonym zakresie. Będą wzmocnienia szczytów porannych i w ciągu dnia. Autobusy, których gotowość została zgłoszona przez przewoźników, będą rozdysponowane, a część pozostanie jako rezerwa.

- Ile autobusów więcej wyjedzie na ulice?

- 50 - to jest maksymalna liczba pojazdów, jakie obecnie możemy skierować do ruchu. Powód jest taki, że przewoźnicy mają ograniczoną liczbę kierowców. Średnia dla wszystkich polskich miast jest taka, że około jedna czwarta pracowników pozostaje w domach opiekując się dziećmi albo z tego powodu, że są to osoby podwyższonego ryzyka i nie mogą przychodzić do pracy.

- Co z liniami aglomeracyjnymi?

- W większości są to linie zdecydowanie oblegane przez uczniów, studentów, seniorów. Zanotowano w nich więc duży spadek liczby pasażerów. Zwróciliśmy się do ościennych gmin, by zbierały od swoich mieszkańców uwagi, na których liniach potrzebne są wzmocnienia. Otrzymaliśmy takie sygnały. Po tym, jak wprowadzimy zmiany na liniach miejskich, będziemy się starali reagować i korygować także kursy linii aglomeracyjnych. Do tego czasu są rozdysponowane autobusy rezerwowe. Dotyczy to głównie kursów w szczycie porannym z Wieliczki, Liszek i Czernichowa.

- Kontrolerzy biletów pracują?

- Nie mamy wprowadzonej bezpłatnej komunikacji miejskiej - kontrolerzy biletów pracują. Mają wytyczne - niczego nie mają robić na siłę, jeżeli mają jakieś obawy, to nie powinni być kierowani do pracy. Wiem, że wielu kontrolerów chce pracować. Mają mierzoną temperaturę, mają rękawiczki, odkażają ręce po każdej kontroli. Na pętlach mogą korzystać z pomieszczeń do dezynfekcji. Mają też maseczki ochronne, ale rynek pod tym względem jest obecnie na tyle ograniczony, że nie wszyscy mogą je założyć. Firma odpowiedzialna za kontrole stara się jednak pozyskiwać maseczki na bieżąco. Kontrolerzy starają się zachowywać stosowną odległość od pasażerów. Prosimy ich też o to, by zwracali uwagę na liczbę pasażerów i zgłaszali sytuacje, w których jest ich za dużo. Ale na pewno nie będą prosić pasażerów o wysiadanie z pojazdu, nie jest to ich rolą.

- Co będzie dalej z krakowską komunikacją zbiorową?

- Trudno teraz to przewidzieć. Chyba jest za wcześnie, by o tym rozmawiać. Trzymamy kciuki za wariant optymistyczny, by w maju zacząć wracać do normalnego stanu. Bierzemy jednak pod uwagę, że zaufanie do wspólnego podróżowania będzie się dłużej odbudowywało i pewnie do wakacji nie będzie tylu pasażerów, ilu było przed stanem kryzysu, który mamy obecnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto