Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kraków. 15-latek ledwo przeżył atak rakietowy na Mariupol. Betonowa płyta zmiażdżyła mu nogi. Trafił pod opiekę krakowskich lekarzy

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
Rosja zaatakowała Ukrainę 24 lutego. Pierwsze godziny otwartej inwazji Rosji w Ukrainie to przede wszystkim ostrzał rakietowy i lotniczy Kijowa i Charkowa, a także atak na ukraińskie obiekty wojskowe na terenie całego kraju. Eksplozje było słychać też w Odessie i w Mariupolu, zdjęcie ilustracyjne
Rosja zaatakowała Ukrainę 24 lutego. Pierwsze godziny otwartej inwazji Rosji w Ukrainie to przede wszystkim ostrzał rakietowy i lotniczy Kijowa i Charkowa, a także atak na ukraińskie obiekty wojskowe na terenie całego kraju. Eksplozje było słychać też w Odessie i w Mariupolu, zdjęcie ilustracyjne Nowaja Gazieta
Lekarze ze Szpitala Wojskowego w Krakowie są gotowi do przyjęcia kolejnych ofiar wojny w Ukrainie. W ostatnich dniach pod opiekę medyków trafił 15-letni chłopak, który poważnie ucierpiał podczas ataku rakietowego na Mariupol. Pocisk uderzył w budynek, w którym ukrył się z rodzicami. Potężna, betonowa płyta, która oderwała się od bloku, przygniotła mu nogi. Czeka go kilkadziesiąt operacji. Lekarze są jednak dobrej myśli.

FLESZ - Są polskie sankcje na Rosję!

od 16 lat

Najpierw Maja usłyszała huk, później coś błysnęło. Zdążyła tylko zapytać: "Czy to samolot?", po czym rosyjski pocisk uderzył w budynek, w którym kobieta schroniła się z mężem i synem. Akurat wyszli z zimnej piwnicy, by na piętrze napić się gorącej herbaty. Pech chciał, że wówczas rosyjskie wojsko rozpoczęło atak rakietowy na Mariupol. Miasto zostało zrównane z ziemią.

Gdy w budynku zawaliła się podłoga, cała trójka spadła kilka pięter niżej. Maja do dzisiaj ma problemy z chodzeniem. U męża, strażaka, lekarze stwierdzili złamanie czterech żeber. Najbardziej ucierpiał syn. Potężna, betonowa płyta, która podczas uderzenia pocisku oderwała się od budynku, przygniotła mu nogi. Żeby ją podnieść, trzeba było użyć ciężkiego sprzętu. Cud, że przeżył. Tyle szczęścia nie miał mężczyzna, który ukrył się w tym samym budynku co rodzina Mai. Zginął pod gruzami.

Po tym, jak 15-latka udało się wydostać spod zawalonego bloku, trafił do szpitala w Mariupolu, skąd następnie został przetransportowany do lecznicy w mieście Dniepr. Rodzice wieźli go własnym samochodem. Ponieważ chłopak nie mógł siedzieć, trzeba było go położyć. Głowę miał na przednim siedzeniu, nogi w bagażniku. Tak dojechał do następnego szpitala, gdzie przeszedł kolejny zabieg. Wiadomo było, że musi wyjechać z Ukrainy. Padło na Polskę.

W pomoc rodzinie zaangażował się Wiaczesław Wojnarowski, konsul generalny Ukrainy w Krakowie. To m.in. on i jego pracownicy koordynowali transport chłopaka do naszego kraju. - Rodzina pani Mai jest pod naszą stałą opieką - mówi nam Wojnarowski.

- Nie pytam syna, czy pamięta moment, kiedy pocisk uderzył w nasz budynek. Boję się go o to spytać. Jest zmęczony. Ale czuje się już lepiej. Przed wojną bardzo aktywnie spędzał czas. Trenował sztuki walki. Teraz ciągle musi leżeć. To dla niego bardzo trudne chwile - nie kryje Maja.

Do dziś nie wierzy, że doszło do wojny na tak wielką skalę. - Akurat piłam kawę, gdy syn powiedział, że Rosja zaatakowała Ukrainę. Początkowo postanowiliśmy, że zostaniemy w Mariupolu. Miałam nadzieję, że ukraińskie wojsko odeprze atak. Stało się inaczej - opowiada.

Teraz jej syn dochodzi do siebie w Szpitalu Wojskowym w Krakowie, gdzie trafił w nocy z niedzieli na poniedziałek (2/3 marca). Przyjmowali go prof. Wojciech Szczeklik, kierownik Kliniki Intensywnej Terapii i Anestezjologii, wraz z dr Maciejem Mikiewiczem i zespołem pielęgniarskim.

Profesor Szczeklik nie kryje, że już sam transport 15-latka do ukraińsko-polskiej granicy stał pod znakiem zapytania, ponieważ jego stan był niestabilny. - Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem i pacjent trafił pod naszą opiekę - wspomina lekarz.

W oczach chłopaka medycy zobaczyli strach i ogromne wyczerpanie. Wszystko go bolało. Jak mówią lekarze: "był krążeniowo niestabilny i miał problemy z oddychaniem". Do krakowskiego szpitala trafił w zasadzie w ostatnim momencie, kiedy można go było uratować. - W jego organizmie rozwinęła się sepsa. Podejrzewam, że gdyby musiał czekać na transport jeszcze przez kilka dni, nie przeżyłby - nie kryje profesor.

W ukraińskich szpitalach - najpierw w Mariupolu, a później w Dnieprze - 15-latek przeszedł dwa zabiegi, polegające na doraźnym zaopatrzeniu ran i złamań. Czeka go jeszcze kilkadziesiąt operacji, a później dodatkowo miesiące rehabilitacji. Obrażenia, z jakimi trafił do Szpitala Wojskowego, są bardzo poważne.

- Mówimy o mnogich uszkodzeniach z otwartymi złamaniami w obu nogach i rękach. Złamania były otwarte i zanieczyszczone, z kością na wierzchu i sączącą się ropą. Z uda oraz podudzi musieliśmy wyciągać kawałki betonu i prawdopodobnie pozostałości materiału wybuchowego - nic dziwnego, że wdała się sepsa - wspomina Szczeklik.

Chłopak miał szczęście, ponieważ w Szpitalu Wojskowym z powodzeniem funkcjonuje oddział mikrochirurgii ortopedycznej, do którego trafiają pacjenci z całego południa Polski, m.in. z niegojącymi się ranami i owrzodzeniami, często wymagającymi skomplikowanych zabiegów rekonstrukcyjnych. - Pacjentem z Ukrainy zajął się dr Paweł Maleta, który ma duże doświadczenie w postępowaniu m.in. z ranami postrzałowymi - twierdzi kierownik Kliniki Intensywnej Terapii i Anestezjologii.

W ciągu pierwszych dwóch dni pacjent przeszedł trzy operacje, podczas których lekarze oczyścili rany i dokonali stabilizacji złamań. Codziennie poddawany jest również zabiegom w komorze hiperbarycznej. Z chłopcem większość czasu spędza jego mama - obojgu zapewniono również pomoc psychologiczną. Stan 15-latka poprawia się. - Jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że wróci do pełni sprawności, choć przed nim długie leczenie i rehabilitacja - mówi prof. Szczeklik.

Szpital Wojskowy w Krakowie pozostaje w gotowości do przyjęcia kolejnych ofiar wojny w Ukrainie. - Spodziewamy się, że może ich być teraz znacznie więcej - podsumowuje kierownik intensywnej terapii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Kraków. 15-latek ledwo przeżył atak rakietowy na Mariupol. Betonowa płyta zmiażdżyła mu nogi. Trafił pod opiekę krakowskich lekarzy - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto