Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Korespondent wojenny o wybuchu rakiet w Przewodowie: "Casus belli? Nie tym razem"

Mirosław Kuleba
Twitter
- Prezydent Andrzej Duda zwołał pilną naradę w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, a następnie rozmawiał o eksplozji w Przewodowie i aktualnej sytuacji z prezydentami USA i Ukrainy, z premierem Wielkiej Brytanii i kanclerzem Niemiec. Ambasador Rosji musiał w nocy pofatygować się do naszego MSZ-tu. Podjęte środki są zrozumiałe, kiedy obce rakiety spadają na Polskę i zabijają naszych obywateli - mówi Mirosław Kuleba, reportażysta i korespondent wojenny.

To na pewno przypadkowy ostrzał

Wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie mama, 86-letnia kobieta, pamiętająca jeszcze grozę tamtej, wielkiej wojny na Ukrainie i straszne lata na Wołyniu. Była przerażona tym, co usłyszała w wieczornych wiadomościach telewizyjnych. Obcymi pociskami, które spadły na terytorium Polski. Mamy wojnę?! Nic o tym nie widziałem, byłem poza domem, ale uspokoiłem ją, że to na pewno przypadkowy ostrzał, pewnie gdzieś niedaleko granicy z Ukrainą. Byłem tego pewny. Skąd mogłem o tym wiedzieć?

Otóż od czasu pewnego wydarzenia podczas wielkich ćwiczeń wojskowych na poligonie pod Żaganiem. Nabyłem tam, pracując jako dziennikarz, pewną wiedzę o osobliwościach rakiet, dobrze znaną wszystkim wojskowym. A było to tak.

Wystrzelono salwę PTURS-ów, przeciwpancernych pocisków kierowanych. Wszystkie poleciały w kierunku upatrzonych celów – z wyjątkiem jednego, który zawrócił i ruszył dokładnie z powrotem, na stanowisko obserwatorów pod drewnianą wiatą. Wśród obecnych tam oficerów wywołało to niewielkie poruszenie. Niektórzy generałowie unieśli się nawet z lekka ze swych krzeseł. Cywilny minister obrony narodowej trwał jednak jak posąg z lornetką przy oczach, tylko z jego fajki wydobył się wielki kłąb dymu.

Rakieta spadła na lewej flance, nie dolatując do wiaty. Los oszczędził ministra i polski sztab generalny.

– Urwał się pocisk – wytłumaczył incydent pułkownik Władysław Saczonek, szef sztabu kierownictwa ćwiczeń. – Tak się dzieje, gdy źle zadziała mechanizm.

Później widziałem kilka potężnych rosyjskich rakiet, które spadły na czeczeńskie wioski i nie eksplodowały. Na pierwszy rzut oka było widać, że to starocie z sowieckich jeszcze magazynów, wyposażone w przestarzałe mechanizmy krzywkowe. Elektroniczne wnętrzności z głowicy jednej z nich zabrał i przywiózł do Polski, a następnie dostarczył gdzie należy do ekspertyzy, wędrujący ze mną po wojennej Czeczenii jesienią 1999 roku warszawski pisarz Witold Michałowski. Co ciekawe, przemycił ten ładunek w plecaku przez kilka kontroli na lotniskach w Nazraniu, Moskwie i Stambule. Ale tego mógł dokonać tylko Michałowski, który na inaugurację prezydenta Maschadowa pomaszerował z Inguszetii do Groznego pieszo, nocą.

Rakieta to zawodny mechanizm

Rakieta, której elementy podczas lotu rozgrzewają się do czerwoności wskutek tarcia powietrza, to zawodny mechanizm. Rzadko, ale jednak.

Wczoraj wieczorem taka rakieta, która się najwidoczniej „urwała”, trafiła w przypadkowy cel w polskiej wsi Przewodowo, zabijając dwóch ludzi. Pierwsze skojarzenie większości telewidzów, oglądających ogromny lej i wrak ciągnika, było pewnie takie, że to Rosjanie celowo bądź przypadkowo ostrzelali nasze terytorium. Dzisiaj dopuszcza się raczej możliwość, że rakietę wystrzeliła ukraińska obrona przeciwlotnicza, odpierająca wczorajszy zmasowany, szaleńczy atak setki rosyjskich rakiet na ukraińskie miasta. Eksperci wojskowi wskazują przyczyny tego nieszczęśliwego wypadku. Jedną z nich może być fakt, że ukraińska armia sięga już po najstarsze zapasy w swoich magazynach, rakiety sprzed 30 lat, których mechanizmy były podczas składowania narażone na wilgoć i rozliczne usterki.

Potężny rezonans w kraju i na świecie

Wypadek wzbudził potężny rezonans w kraju i na świecie, wśród naszych sojuszników z NATO, i nie mniejszy u kremlowskich propagandystów. Prezydent Andrzej Duda zwołał pilną naradę w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, a następnie rozmawiał o eksplozji w Przewodowie i aktualnej sytuacji z prezydentami USA i Ukrainy, z premierem Wielkiej Brytanii i kanclerzem Niemiec. Ambasador Rosji musiał w nocy pofatygować się do naszego MSZ-tu. Podjęte środki są zrozumiałe, kiedy obce rakiety spadają na Polskę i zabijają naszych obywateli – może to być casus belli, powód wojny.

Tym razem tak nie będzie. Jest już oficjalne potwierdzenie, że nie był to intencjonalny atak na Polskę. Doznaliśmy przypadkowego ciosu z powodu toczącej się naszą granicą wojny.

Istotne w tej sytuacji jest jedno: niebywała, bezkompromisowa mobilizacja wszystkich instytucji i sił na świecie, które powinny były zareagować. Dzięki temu zdarzeniu Rosja uzyskała wiedzę, jak będzie reakcja świata, gdyby rosyjskie rakiety poleciały celowo na jakikolwiek kraj NATO.

Mirosław Kuleba (ur. 1958) – prozaik, reportażysta, niezależny dziennikarz. Absolwent Politechniki Zielonogórskiej, inżynier budownictwa lądowego. Korespondent prasowy na wojnach w Abchazji (1992, 1993), Jugosławii (1993) i Czeczenii (1994–96). Autor książek, min: "Czeczenia. Miecz Proroka", "Imperium na kolanach. Wojna w Czeczeni 1994-1996", "Moskwa koczowników".

Czy Polsce grozi blackout?

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Korespondent wojenny o wybuchu rakiet w Przewodowie: "Casus belli? Nie tym razem" - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto