Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolenda: spotkanie z Szymborską zmieniło moje życie

Redakcja
Katarzyna Kolenda-Zaleska
Katarzyna Kolenda-Zaleska JULIA SHEVELOFF
- Mówiła w prosty sposób o sprawach, które wszystkich dotyczą - o Wisławie Szymborskiej w rozmowie z naszym serwisem opowiada Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka TVN, autorka filmu dokumentalnego "Chwilami życie bywa znośne".

Kiedy ostatnio rozmawiałaś z Wisławą Szymborską?
W listopadzie zeszłego roku zapraszała mnie na kolację i loteryjkę, ale ja - przyciśnięta obowiązkami, jakie wynikały z powyborczego nagromadzenia wydarzeń - nie mogłam przyjechać do Krakowa. Teraz bardzo żałuję tej ostatniej kolacji. Tak więc na kawce, papierosku i koniaczku byłam u niej w końcu października.

Czułaś w niej lęk, niepokój, zmianę?
Absolutnie nie. Ona nigdy nie uzewnętrzniała takich uczuć.

A gdy się poznawałyście przed laty, to bałaś się jej, czułaś respekt?
Byłam przerażona... Na pierwsze wspólne śniadanie we włoskim Palermo schodziłam w kompletnym dygocie. Michał Rusinek, jej sekretarz, wysypał mój stan przed panią Wisławą. Ona też z niego żartowała. Właściwie nie wiem dlaczego byłam taka zdenerwowana. Może jej kruchość, delikatność, a z drugiej strony niedostępność powodowały, że miałam poczucie, iż obcuję z kimś innym niż ludzie, z jakimi dotąd miałam kontakt i to mnie przerażało? W swojej pracy miałam do czynienia głównie z ludźmi, którzy się pchali przed kamery, a nie odpychali je od siebie, jak pani Wisława. Bardzo szybko jednak przełamałam ten strach i ona mi w tym pomogła.

A kiedy poczułaś, że się trochę zaprzyjaźniłyście?
To musiało być wtedy, gdy podczas któregoś z wyjazdów powiedziała do Rusinka: "Panie Michale, pan może już sobie iść. My teraz mamy czas dla siebie". Po tych słowach poczułam, że jesteśmy na innym etapie zażyłości.

Jaką okazała się towarzyszką podróży, jak znosiła jej uciążliwości?
Staraliśmy się tak planować te podróże, by kolejne dni wyprawy miały stały rytm. Rano śniadanie i kawka, potem jakieś zajęcia, dalej obowiązkowo jej ulubiona pasta, znowu jakieś zajęcia, wreszcie obiad. Potem pani Wisława miała czas dla siebie, bo nie musiała być ciągle z ludźmi. Wręcz przeciwnie - potrzebowała paru godzin samotności. Wieczorami znowu wspólnie jedliśmy kolacje, rozmawialiśmy. Była osobą bezkonfliktową. Jedyne co ją czasem irytowało, to nagromadzenie wokół ludzi, którzy napierali na nią, wchodzili w jej osobistą przestrzeń. Tak było np. w Irlandii, kiedy tamtejsi Polacy ją poznawali, prosili o autografy. Dużo lepiej czuła się na plaży w Hadze, gdzie nikt jej nie poznawał.

Które z prostych przyjemności życia, ceniła najbardziej?
Chyba kawę z papierosem. Uważała, że te dwie używki sprawiają, iż życie ma smak.

Nie rzucała papierosków?
O ile wiem, to nigdy. Wręcz przeciwnie. Zawsze mówiła, że wielkie dzieła literackie powstawały w dymie papierosowym i bez niego Tomasz Mann nie napisałby "Czarodziejskiej góry".

Jaką poezję sama ceniła?
To był taki teren, o którym się mało rozmawiało. Ale wiem, że ceniła prostotę. Nie lubiła literatury czy malarstwa, które byłoby alegorią czy wyjątkowo wydumane. Sama mówiła w prosty sposób o sprawach, które wszystkich dotyczą. I podobną literaturę lubiła, a więc dzieła Manna, Prousta.

Polityka ją bardzo interesowała. Czego poetka w niej szukała?
Uważała, o ile mogłam to wyczytać z jej zachowania, że polityka każdego z nas dotyka. Śledziła więc ją, angażowała się czasem. Poparła Bronisława Komorowskiego, kiedy kandydował na prezydenta, spotkała się z nim w Krakowie. Była też ciekawa jak wygląda polityka od środka. Pytała mnie o to, bo widziała w polityce namiętności. Starała się je zrozumieć, bo dla niej świat, w którym trzeba walczyć, błyszczeć był kompletnie obcy.

Jak przyjmowała przypominanie jej wierszy, które napisała w okresie stalinizmu?
Żałowała, że je napisała. Ale tłumaczyła, że tak wtedy myślała, czuła, bo żyła w takich czasach. Cała Polska wychodziła z powojennej traumy, potrzebowała nadziei i wiary w przyszłość. Mówiła też, że wtedy zabrakło wokół niej autorytetów, które by jej pomogły zrozumieć świat tamtych czasów - i to, co w Polsce rzeczywiście się wówczas działo. Na współczesne krytyki za tamte wiersze nie zwracała uwagi. I nie był to temat w gronie jej przyjaciół. Te wiersze są raczej problemem dla ludzi, który mają jakąś skazę na tle rozliczeń.

Czy Szymborska traktowała Kraków jako swoje jedyne miejsce? Może miała jakieś inne miejsca, w których chciała spędzić więcej czasu niż tylko w podróży?
Miała sentyment do Kórnika i Wielkopolski, gdzie się urodziła, ale do Krakowa przeprowadziła się gdy miała sześć lat. I to było jej miejsce. Na ryneczku w jakimś włoskim miasteczku spytałam ją, czy lubi podróżować. Odpowiedziała, że lubi wracać.

Zawsze była pogodna, uśmiechnięta. A dostrzegałaś w niej czasem poczucie osamotnienia.
To jedno z tych uczuć, których nigdy nie uzewnętrzniała. Chociaż... Pamiętam taki moment, kiedy czytała publicznie swój wiersz "Miłość od pierwszego wejrzenia". Zauważyłam, że się bardzo wzruszyła. Odchyliła głowę, bo chyba nie chciała, by ludzie zauważyli to jej wzruszenie. Ona nigdy nie uzewnętrzniała swoich uczuć, nie chciała pokazać ludziom co ją gnębi, dotyka, że coś przeżywa. Nikt też nie wchodził z butami w ten jej intymny świat.

Da się więc powiedzieć, kto był jej najbliższy w ostatnich latach?
Chyba Michał Rusinek... Na pewno należał on do kilku najbliższych jej osób. Tylko nominalnie Rusinek był jej sekretarzem. Choć oboje do końca stosowali się do konwencji nakazującej im zwracać się do siebie per "pani" i "pan", to byli sobie bardzo bliscy. Nie wahałabym się nazwać tego ich stosunku bliską, taką rodzinną zażyłością.

Realizując film o Wisławie Szymborskiej, na jej prośbę wielokrotnie wyłączaliście kamerę...
… trzeba raczej powiedzieć: na jej bardzo kategoryczne prośby.

Jestem ciekaw, czy była taka Szymborska, którą poznałaś i jakiej nie udało Ci się pokazać światu.
Nie. Ona nigdy niczego nie udawała. Kiedy widziała, że kamera jest włączona, to zachowywała się zupełnie tak samo jak poza nagraniem. Jedyne czego mogę żałować, to tego, że w trakcie tych pozakamerowych rozmów padały takie zdania-perły. Szkoda, że nie zachował się zapis tego, jak sama jej wypowiadała. Próbowałam te uwagi, żarty, refleksje notować, ale na pewno nie jest to kompletny zbiór. Za to Michał Rusinek notował je wszystkie i myślę, że dzięki temu ocaleją. Ale dla mnie to nie była inna Wisława Szymborska. To był tylko dodatek do jej postaci, świadczący o jej inteligencji, poczuciu humoru.

W jej poezji widać niesamowitą spostrzegawczość. Dostrzegała detale, umiała odczytać ich zaskakujące znaczenia. Czy w czasie waszych podróży tę spostrzegawczość też wykazywała.
To właśnie było niesamowite... Szliśmy ulicą w Bolonii i ona nagle zauważała na malutkim sklepiku maciupeńki napisik: "pupa straci". To ją strasznie rozbawiło. Pływaliśmy kiedyś po Amsterdamie łódką. Normalnie człowiek podziwia te niderlandzkie budyneczki i to go zajmuje. Ona natychmiast "dostrzegała"za firankami okna w jednej z kamienic jakąś historię o przekupce, która wyszła nieszczęśliwie za mąż. Pani Wisława tkała tę opowieść przez całe kwadranse. Szukała podczas podróży takich rzeczy, które mogą ją zainspirować do dalszych opowieści. Gdy szliśmy do muzeum, to nie oglądała wszystkich obrazów, ale tylko dwa, trzy, bo więcej człowiek nie jest w stanie zapamiętać, przeżyć. Czasem podobał się jej kieliszek, szkło, zabawna figurka, ładna biżuteria. Bardzo zwracała uwagę na te rzeczy.

Spędziłyście z sobą dużo czasu. Jak kontakt z Wisławą Szymborską zmienił Ciebie?
Pod jej wpływem nauczyłam się zupełnie inaczej postrzegać świat. Zaczęłam zwracać uwagę na detale, które dotąd mi zwykle umykały. Inaczej teraz zwiedzam, inaczej piję kawę. To już nie jest szybka kawka, ale celebrowana chwila, który pozwala się zatrzymać. Pani Wisława pokazała mi, że nie wszystko jest na sprzedaż, że swoją prywatność należy chronić i nie rozpraszać się. Nauczyła mnie też tego, że nie wolno wypowiadać się na każdy temat. Bo jeśli się na czymś nie znam, nie mam tego przemyślanego, to mogę nagadać bzdur. Nauczyłam się też, że każda opowieść powinna do czegoś zmierzać, nie może być rozlazła, musi kończyć się jakąś puentą. Nie mam wątpliwości: poznanie Wisławy Szymborskiej było całkowitym przełomem w moim życiu.

Które ze wspomnień o niej zatrzymasz na przyszłość jako najbardziej dodające otuchy w życiu?
Po niezwykle wyczerpującym wieczorze poetyckim w Bolonii, na który przyszło ponad tysiąc osób i niemal każda chciała zdobyć jej autograf, usiedliśmy wreszcie do kolacji. Pani Wisława była ogromnie zmęczona, ale nagle, w gronie najbliższych sobie przyjaciół, odżyła. Przyjaźń znaczyła dla niej bardzo dużo i nauczyła mnie, że o każdą przyjaźń trzeba dbać, a obecność przyjaciół daje człowiekowi wielką siłę.

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto