Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Hajda: Małopolscy Parlamentarzyści [serwis specjalny]

Redakcja
- Posłem jestem od czerwca 2009 roku, nie od początku kadencji - mówi Kazimierz Hajda. - Zastąpiłem wtedy w sejmie Pawła Kowala, który właśnie poszedł do Brukseli. Wcześniej byłem burmistrzem w Jordanowie - od grudnia 2006.

Jedni wtedy mówili: siedź w Jordanowie, nie po to wybieraliśmy cię na burmistrza, żebyś teraz uciekał do Warszawy. Inni zaś: idź, jeszcze nie było nigdy posła z Jordanowa. Wybrałem to drugie - na pewno nie z powodu pieniędzy, bo to mniej więcej to samo.

Jakie są moje doświadczenia z okresu dwuletniego posłowania. Zacznijmy od obserwacji przykrych:
- „dyscyplina klubowa” (partyjna) - najbardziej, moim zdaniem, wredna i szkodliwa rzecz w sejmie. Jest ona całkowicie sprzeczna z górnolotnym zapisem w Konstytucji (powtórzonym w ustawie o wykonywaniu mandatu posła i senatora), że poseł jest przedstawicielem Narodu i że w swoich decyzjach nie jest związany instrukcjami wyborców. Tym bardziej nie może być, moim zdaniem, poddany dyscyplinie władz klubu czy partii w głosowaniach w komisjach czy na sesjach plenarnych, jeżeli ma swój indywidualny pogląd na daną sprawę. Być może w jakichś sporadycznych przypadkach (których nie umiałbym nawet w tej chwili wymienić), mogłaby ona być stosowana, ale generalnie wyniki głosowań powinny być wypadkową indywidualnych poglądów posłów. Jest ona (ta wredna dyscyplina) nagminnie przez różne kluby poselskie stosowana i jest przyczyną przechodzenia przez sejm różnych nieudanych projektów, lub z drugiej strony blokowania dobrych pomysłów. Przykładem z mojej działki niech będzie niedawna zmiana prawa budowlanego, powszechnie krytykowana przez specjalistów, ale „dzięki” dyscyplinie klubowej przez sejm uchwalona. Dopiero Trybunał Konstytucyjny zdecydowanie ją zakwestionował i odrzucił. Z drugiej strony z powodu tejże dyscypliny prace nad ustawą o spółdzielniach mieszkaniowych zostały zablokowane na etapie prac w komisji infrastruktury, choć poglądy na nią w poszczególnych ugrupowaniach są bardzo zróżnicowane, ale głosowania idą dokładnie według dyscypliny.

Mówiąc żartem, ale chyba gorzkim, można powiedzieć: po co wszyscy posłowie przychodzą na głosowania. Może wzorem walnych zgromadzeń spółek prawa handlowego, gdzie przedstawiciele akcjonariuszy głosują pakietami akcji, niech w sejmie na głosowania przychodzą tylko szefowie klubów i mają do dyspozycji ilość głosów równą ilości posłów w danym klubie? Pozostali szeregowi posłowie mogliby w tym czasie pomiędzy Strykowem i Konotopą wyrównywać i udeptywać tłuczeń, czyniąc A2 przejezdną. Może dość o tej wrednej dyscyplinie.

Z życia codziennego posła: komisja infrastruktury, w której pracuję, jest chyba najbardziej zapracowaną i rekordzistką w ilości posiedzeń. Wynika to z tego, że jest ona odpowiednikiem Ministerstwa Infrastruktury, które powstało niedawno z połączenia Min. Budownictwa i Min. Transportu, a było też oddzielne ministerstwo Rybołówstwa i Gospodarki Morskiej czy coś podobnego. Teraz jest to wszystko w jednym worku, chyba trochę za dużo jak na barki ministra Grabarczyka.
A więc praca posła nie polega na „siedzeniu” na sali plenarnej, ale na pracy w komisjach czy podkomisjach powoływanych do rozpatrzenia projektów poszczególnych ustaw. Czasem media lubią epatować czytelników czy widzów obrazkami z prawie pustej sali plenarnej, ale to nie znaczy, że w tym czasie leżymy pod ławami lub nieustannie przesiadujemy w Hawełce.

Jestem już w wieku emerytalnym. Ma to oczywiście to złą stronę, że, jak to śpiewa Zenon Laskowik, „jest już z górki” ale z drugiej strony doświadczenie życiowe w posłowaniu ma duże znaczenie. I z tych doświadczeń (idąc w czasie w tył) z okresu burmistrzowania, prowadzenia przez 15 lat działalności gospodarczej, szefowania 100 –osobowemu wydziałowi w dość dużym zakładzie pracy za „komuny”, czy zajmowania się studentami jako starszy asystent i wykładowca na politechnice, wynikają różne pomysły. Próbuję je jakoś wdrażać w mojej pracy, choć to z pozycji posła opozycyjnego z małego ugrupowania (na razie małego) jest dość trudne. Przykładowo wymienię te pomysły:

- ułatwienia dla drobnego biznesu, zwłaszcza handlu - zmiana roku podatkowego na niepokrywający się z rokiem kalendarzowym, żeby inwentaryzacji nie trzeba było wykonywać w Sylwestra i Nowy Rok, bo wtedy się trzeba bawić i leczyć ból głowy;
- zmienić idiotyczny sposób naliczania subwencji oświatowej dla miasteczek powyżej 5000 mieszkańców, bo obecnie przy przekraczaniu tej granicy miasteczko traci ok. 1 mln złotych. Wyobraźcie sobie burmistrza miasteczka liczącego 4990 mieszkańców obserwującego rosnące brzuszki kobiet w jego mieście. Tylko się pochlastać.
- koleje-PKP intercity i regionalne, dlaczego to podzielono, żadnej współpracy, rozkłady jazdy niemożliwe do uzgodnienia, bilety rozdzielne-brak możliwości zrobienia dopłat u konduktora;
- w 2013 wchodzi naziemna telewizja cyfrowa-już trzeba myśleć o niezamożnych odbiorcach, aby im pomóc w zakupie dekoderów, a przynajmniej ostrzec przed nabywaniem odbiorników nieprzystosowanych do takiego systemu. Prosi się też o ustawowe zobowiązanie nadawców do emitowania filmów i programów popularnonaukowych w wersjach do wyboru:
- w wersji oryginalnej z napisami (dla niesłyszących lub chcących doskonalić języki obce);
- tylko w wersji oryginalnej bez napisów i bez lektora (dla zaawansowanych poliglotów):
- w wersji oryginalnej z lektorem- dla nas prostaczków.

Przekaz cyfrowy wszystko to umożliwia, ale trzeba też ustawowo nakazać akcję informacyjną, również sprzedawcom odbiorników. To przykłady. Dziękuję tym, którzy przez to przebrnęli. Liczę na wyrozumiałość, a może i sympatię.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto