Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katastrofalna gra obronna piłkarzy Hutnika Kraków w Kaliszu. To nie mogło się dobrze skończyć

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
archiwum
archiwum Anna Kaczmarz/Polska Press
Bardzo źle rozpoczęli mecz w Kaliszu piłkarze Hutnika. Już po 4 minutach przegrywali 0:2, a na przerwę schodzili z trzybramkową stratą. Ostatecznie spotkanie dwóch drużyn walczących o miejsce w pierwszej szóstce II ligi zakończyło się wygraną KKS 3:0. Dwa gole zdobył niechciany w Wiśle Kraków 23-letni napastnik Hubert Sobol. Kaliszanie zostali liderem tabeli.

Oba kluby mają podobną historię ostatnich lat, a dziś zbliżone aspiracje. Awans do II ligi wywalczyły w 2020 roku i od tamtej pory grają na tym szczeblu nieprzerwanie. Przy czym kaliszanom, którzy już jako beniaminek zagrali w barażu o I ligę, dotychczas wiodło się lepiej, w każdym kolejnym sezonie plasowali się w tabeli wyżej niż Hutnik. Tak jest i teraz, a piątkowy mecz pokazał krakowianom, że solidny budżet od nowego sponsora to niewystarczający powód, by zacząć myśleć o awansie.

Krakowianie wyszli na boisko ospali, nim zdołali wymienić kilka podań, dali w półkolu przed polem karnym pełną swobodę działania Bartłomiejowi Putno, więc ten, niespecjalnie się namyślając, płaskim strzałem pokonał Wiktora Kaczorowskiego. Upłynęła zaledwie minuta i 40 sekund meczu!

Prawdziwa katastrofa nastąpiła jednak 2 minuty i 17 sekund później. Strata piłki w środku boiska mogła się zdarzyć, ale karygodne jest to, że nikt nie przeszkodził Hubertowi Sobolowi popędzić w pole karne dobrych kilkadziesiąt metrów i oddać płaski strzał w ten sam róg bramki, co chwilę wcześniej jego kolega z drużyny.

Oszołomieni gracze Hutnika długo nie wiedzieli, jak się zabrać za odrabianie strat. Gubili piłkę, niecelnie podawali, mieli kłopoty z wyjściem spod wysoko ustawionego przez kaliszan pressingu.

Pierwszą naprawdę dobrą akcję przeprowadzili dopiero po kwadransie gry. Przyniosła im ona rzut rożny i – po sprytnym podaniu Jakuba Marcinkowskiego - potężny strzał Miłosza Drąga, po którym piłka wylądowała na poprzeczce.

Następnie po faulach rywali w okolicach pola karnego goście dostali dwa rzuty wolne. Oba zmarnowali, choć zagranie Dominika Zawadzkiego do Denissa Rakelsa było zaskakujące i zabrakło tylko tego, by piłka po strzale Łotysza poleciała w światło bramki.
Wydawało się, że krakowianie ochłonęli i są coraz bliżsi zdobycia kontaktowego gola. Nic z tych rzeczy.

Kolejny kardynalny błąd przy linii bocznej i zadziwiająca bierność całej drużyny, gdy Sobol biegał przed polem karnym z piłką przy nodze, układając ją sobie do strzału w samo „okienko” sprawiła, że porażka stała się dojmująca. Na dodatek po kolejnej kontrze i strzale Putno z kilku metrów gości przed stratą czwartego gola uchronił jedynie słupek.

Cóż z tego, że chwilę później Marcinkowski znów zyskał szansę na kopnięcie piłki bezpośrednio na bramkę z rzutu wolnego, skoro wykonał je bardzo rachitycznie. Nic nie dała także kolejna wrzutka Zawadzkiego.

Kaczorowski, który przy trzech „bramkowych” strzałach nawet nie dotykał piłki, tuż przed przerwą za sprawą fatalnie spisujących się kolegów z obrony zyskał okazję do wykazania się. Najpierw uchronił Hutnika przed kolejną stratą dalekim wybiegiem poza pole karne, a następnie wybiciem piłki spod nóg szarżującego tuż przed bramką Hiszpana Nestora Gordillo.

Zmiany po przerwie nieco ożywiły atak Hutnika. Tuż po zameldowaniu się na boisku Michał Głogowski wziął obrońcę na zamach, po czym strzelił tak, że Maciej Krakowiak z trudem wybił piłkę na róg. Bramkarz kaliszan musiał się także wykazać po strzale Patryka Kielisia.

Hutnik w tej fazie meczu częściej operował piłką, a gospodarze skupiali się na obronie. Do końca bardzo skutecznie.

- Fatalnie. Dwa gole stracone w 4 minuty to brak koncentracji. Widać było po moich chłopakach zwieszone głowy i dostaliśmy trzeciego gola, po którym ciężko było się pozbierać - ocenił trener Bartłomiej Bobla.

Gdy Hutnik grał w Kaliszu przed rokiem (konkretnie 2 października, przegrywając 1:2), Bartłomiej Bobla bił się z myślami, czy przyjąć ofertę z krakowskiego klubu. Cztery dni później 42-letni wówczas szkoleniowiec zastąpił Andrzeja Paszkiewicza i to z bardzo dobrym skutkiem. Nie tylko utrzymał z trudem ciułającą punkty drużynę w II lidze, ale bardzo dobrze rozpoczął z nią kolejny sezon. Przed meczem w Kaliszu Hutnik był bowiem na znakomitym 6. miejscu z dorobkiem 15 punktów, tylko trzy pozycje za dzisiejszym rywalem. Dziś wciąż jest na miejscu barażowym, ale 10. kolejka dopiero się rozpoczęła. Kaliszanie z 19 punktami zostali liderem tabeli.

KKS Kalisz – Hutnik Kraków 3:0 (3:0)
Bramki: 1:0 Putno 2, 2:0 Sobol 4, 3:0 Sobol 26.
KKS: Krakowiak - Białczyk, Kieliba, Gęsior, Smoliński - Żebrowski (62 Głaz), Wysokiński (70 Kalenik), Cierpka, Gordillo (81 Staszak), Putno (81 Gawlik) - Sobol (63 Szewczyk).
Hutnik: Kaczorowski – K. Głogowski, Kubowicz (46 M. Głogowski), Wenger, Marcinkowski (70 Jania) – Drąg (63 Świątek), Zawadzki – Rakels (81 Chmiel), Budziński, Kieliś – Lelek (46 Wróbel).
Sędziował: Sebastian Tarnowski (Wrocław). Żółte kartki: Białczyk, Wysokiński, Szewczyk, Smoliński, Kieliba – Drąg, M. Głogowski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Katastrofalna gra obronna piłkarzy Hutnika Kraków w Kaliszu. To nie mogło się dobrze skończyć - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto