Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kasia Sawczuk: Nauczyłam się jak funkcjonować w show-biznesie, a na początku nie miałam tej umiejętności

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Kasia Sawczuk
Kasia Sawczuk Dorota Szulc
Jest jedną z najpopularniejszych aktorek młodego pokolenia. Znamy ją choćby z „Jak zostać gwiazdą”, „Dziewczyn z Dubaju” czy „Heaven In Hell”. Teraz gra jedną z głównych ról w komedii „Fuks 2”. Nie rezygnuje przy tym kariery wokalnej, śpiewając pod pseudonimem Effy. Nam Kasia Sawczuk zdradza dlaczego mimo tych sukcesów, studiuje w Akademii Teatralnej.

- Kiedy „Fuks” trafił do kin w 1999 roku, miałaś zaledwie dwa lata. Kiedy pierwszy raz zobaczyłaś ten film?
- Byłam chyba w szkole podstawowej. Wyświetlano go w telewizji lub rodzice mieli płytę DVD. Obejrzeliśmy go razem. Kino gangsterskie to zawsze świetna rozrywka na urozmaicenie wieczoru. Bardzo mi się ten film spodobał. Byłam wielką fanką urody i talentu, grającej w nim główną kobiecą rolę Agnieszki Krukówny.

- Od początku startowałaś do roli Julki?
- Tak. Spodobało mi się, że to bardzo bezpośrednia bohaterka. Jest w stanie zrobić wszystko, aby osiągnąć swój cel. Kocha przyrodę – i oddaje całą siebie, aby ratować planetę. Na własny użytek nazwałam ją ekoterrorystką. Bo poświęca dla natury wszystko: relacje rodzinne, przyjaciół i własną moralność. Rzadko się dzisiaj spotyka wśród młodych ludzi takie zaangażowanie.

- Ta pasja Julki do ekologii jest ci bliska?
- Jak najbardziej. Staram się dbać o planetę. I pomimo, że daleko mi do ideału i tak radykalnego podejścia, jakie ma Julka, to zmieniam swoje codzienne nawyki krok po kroku.

- Julka jest córką gangstera – ale odcina się od ojca. Trudno było na ekranie pokazać taką skomplikowaną relację?
- Ojciec mojej bohaterki jest deweloperem i zajmuje się wycinką lasów na stawianie nowych budynków. To wywołuje sprzeciw Julki. Aby zatrzymać działania ojca, sięga po niemoralny plan. Jej cel jest więc szlachetny, ale by go osiągnąć, jest gotowa na wszystko. To ustawia jej relacje z ojcem w jednoznaczny sposób.

- Mamy tu też wątek miłosny. W takich sytuacjach dobrze jest, jeśli między grającymi zakochanych aktorami pojawia się przysłowiowa „chemia”. Tak było w przypadku twoim i Maćka Musiała?
- My z Maćkiem znamy się już wiele lat. Swoje pierwsze aktorskie kroki stawiałam u jego boku w telewizyjnym serialu, dlatego nie musieliśmy walczyć o wzajemną przyjaźń na planie. Lubimy się prywatnie i dobrze rozumiemy. Nie baliśmy się więc otworzyć na siebie nawzajem przed kamerą. Myślę, że to wniosło dużo naturalności w relację naszych postaci. I na pewno ta „chemia” była między nami.

- Z Pauliną Gałązką tworzycie na ekranie duet, który postępuje nie zawsze zgodnie z prawem.
- Każda z naszych bohaterek ma swoje motywy. Łączy je jednak wspólny cel. Dopiero z czasem działanie przykryte rywalizacją, przeradza się we wzajemną sympatię i zrozumienie.

- Prywatna znajomość z aktorem czy aktorką, z którą grasz, pomaga stworzyć ciekawą rolę?
- Nie jest to generalna zasada. Jeśli chodzi o Paulinę – to jak najbardziej. Łączy nas przyjaźń, która jest ogromnym wsparciem w pracy.

- Reżyser „Fuksa 2” powiedział, że ten film jest o tym, że „to kobiety rządzą światem i manipulują mężczyznami”. Zgadzasz się?
- Oczywiście. Tutaj siła kobiet przewyższa inteligencję mężczyzn. Dziewczyny działają razem i wykorzystują swój spryt jako tajną broń. Nie jest to tylko filmowa fikcja. Uważam, że w codziennym życiu też kobiety wojują światem.

- „Fuks 2” to pierwsza komedia w twoim dorobku. Jak się odnalazłaś w takiej konwencji?
- Granie komedii wymaga całkowitej precyzji. Konieczność zachowania tempa i rytmu jest kluczowa. A wiadomo – jak stawiać pierwsze kroki w komedii, to u boku Cezarego Pazury. Na początku miałam z tego powodu trochę stresu, ale chłonęłam jak najwięcej. Dobrze bawiłam się na planie i zdecydowanie zamierzam dalej poszerzać swobodne wyrażanie siebie w tym gatunku.

- Dlaczego nie zaśpiewałaś nic w „Fuksie 2”?
- Bo nie dostałam takiej propozycji. Ale jak to mówią: „Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść”. Nie zawsze muszę miksować te dwa tematy.

- Zaczynałaś jednak od śpiewania: mając sześć lat wystąpiłaś w „Od przedszkola do Opola”. To był twój pomysł czy rodziców?
- Pomysł narodził się w domu kultury w Białej Podlaskiej. Starsze dzieciaki zgłaszały się i występowały w tym programie. Pozazdrościłam im tego wielkiego białego misia, które dostawały na koniec i też postanowiłam wziąć udział w „Od przedszkola do Opola”. To była super przygoda, która tak mi się spodobała, że w sumie byłam chyba trzy razy w tym programie. Za każdym razem wiązało się to ze wspaniałą wycieczką nad morze, bo zdjęcia realizowano w hali w Gdyni czy w Gdańsku. Zawsze jechałam tam chętnie z rodzicami. Dzięki temu programowi po raz pierwszy w życiu zobaczyłam szerokie wody. To fajne wspomnienia.

- A skąd w ogóle wzięła się twoja pasja do śpiewania?
- U nas zawsze była muzyka w domu. Tata świetnie gra na gitarze i jako małe dziecko zasypiałam do dźwięków hard rocka czy metalu. Wychowała się więc na AC/DC i Metallice. To rozbudziło moją ekspresyjność i otwarcie na muzykę. Trafiłam więc do domu kultury w Białej-Podlaskiej i znalazłam tam wielu przyjaciół. Dzięki tym pozaszkolnym zajęciom wybrałam muzyczną ścieżkę.

- Potem już jako nastolatka wystąpiłaś w „Mam talent!” i „The Voice Of Poland”. Talent-show to dzisiaj najlepszy sposób, aby być zauważoną?
- Uważam, że nie. Dzisiaj najlepszą drogą do sukcesu jest internet. Jest wiele takich przypadków, że jeszcze nikomu nieznane osoby wrzucały do You Tube’a swoje covery i dzięki temu zdobywały rzesze fanów. Poza You Tube są też różne serwisy streamingowe i niekoniecznie trzeba mieć kontrakt z wytwórnią, żeby się dzielić swoją twórczością z innymi.

- To co sprawiło, że wystąpiłaś w tylu programach typu talent-show?
- Programy te stwarzają szansę do wypróbowania siebie na innym polu niż nagrywanie coverów w czterech ścianach. Są to przecież występy przed dużą publicznością, które okupuje się wielkim stresem i tremą. Dzięki tym programom mamy też możliwość poznania wielu wspaniałych osób ze świata muzyki i nawiązania potrzebnych kontaktów.

- Czyli to była fajna przygoda?
- Dzięki temu programowi zaprzyjaźniłam się z nowymi i fantastycznymi ludźmi, z którymi mam kontakt do dnia dzisiejszego. Poznałam też nieodkryte miejsca w Warszawie – choćby kluby, gdzie odbywały się jam sessions. Chodziłam też na koncerty. Poznałam lepiej Warszawę, a tym samym samą siebie. Te wszystkie talent- shows na pewno mnie więc w jakiś sposób ukształtowały. To były ważne etapy w moim życiu. Ale bez nich też zajmowałabym się muzyką, bo to pasja, której nic nie przezwycięży.

- O mały włos a wygrałabyś „The Voice Of Poland”. Drugie miejsce było dla ciebie porażką?
- Nie – bo ja poszłam tam przede wszystkim dla przygody. Miałam 17 lat i nie myślałam o takich rzeczach, jak wygrana w tym programie czy kontrakt płytowy. Przecież miałam za chwilę maturę do napisania. Cieszyłam się, że ze względu na występy w „The Voice” nie musiałam chodzić do szkoły, bo miałam zwolnienie z lekcji.

- Wyprowadziłaś się z domu mając 15 lat. Rodzice nie bali się puścić cię w szeroki świat?
- Trzeba by ich zapytać. Ja i tak bym wyszła – drzwiami czy oknami. Bo byłam dzieckiem bardzo silnie urealniającym marzenia. Biała-Podlaska jest małym miastem i miałam tam ograniczone możliwości. Kolejnym etapem mojego rozwoju była więc Warszawa, ponieważ od początku traktowałam swą muzyczną pasję jak najbardziej na poważnie.

- I jak sobie poradziłaś w stolicy?
- To już temat na terapię. (śmiech) To była wyboista droga i jej konsekwencje odczuwam czasem do dzisiaj w dorosłym świecie. Absolutnie jednak tego nie żałuję. Przeszłam przyspieszony kurs dojrzewania i to stworzyło moją wyjątkową historię.

- Weszłaś do show-biznesu jako bardzo młoda dziewczyna. To mogło się źle skończyć.
- Miałam moment przygniecenia tą całą sytuacją. Trzeba było wtedy trochę się zdystansować i zrobić kilka kroków do tyłu. Każdy ma w życiu taki moment, że potrzebuje wejść głębiej w siebie i poznać swoje prawdziwe potrzeby. Niektórzy wtedy przerywają studia, biorą urlopy, podróżują po świecie, by dowiedzieć się, czy oczekiwania otoczenia wobec ich przyszłości są ich własnymi potrzebami. To konfrontacja wizji rodziców z naszą własną wizją. Ja byłam od małego w show-biznesie. W pewnym momencie potrzebowałam wyhamować i zastanowić się czy to jest naprawdę moja ścieżka, czy mam na siebie inny pomysł. To było mi bardzo potrzebne. Ostatecznie zostałam przy śpiewaniu i aktorstwie, ale od kilku lat regularnie podróżuję po świecie, by złapać oddech. Wyjeżdżam za granicę i wyłączam telefon. A potem wracam, by zająć się kolejnymi projektami. Nauczyłam się jak funkcjonować w show-biznesie, a na początku nie miałam tej umiejętności. Wpakowałam się w te wszystkie celebryckie klimaty – a to nie była moja rzecz. Całe szczęście wyhamowałam i teraz zajmuję się tym, co najbardziej kocham: graniem i śpiewaniem.

- Skąd pojawił się u ciebie pomysł na aktorstwo?
- Przypadkowo. Wyjechałam na obóz musicalowy, który wybrała mi mama. Tam dostałam propozycję, by dołączyć do obsady spektaklu „Aladyn” w Teatrze Roma w Warszawie. Akurat na tych warsztatach był jego dyrektor. Wyhaczył mnie gdzieś i zapytał czy nie chciałabym przyjechać do stolicy na casting. Udało mi się dostać angaż głównej roli w tym spektaklu. Przeprowadziłam się więc do Warszawy i rozpoczęłam próby.

- Jak to się stało, że potem zaczęłaś występować w serialach i filmach?
- W teatrze poznałam fantastycznych ludzi. Wszyscy chodzili na castingi i mieli swoje agencje. Ja też postanowiłam zapukać do jednej czy drugiej i spytać czy znajdą dla mnie miejsce. Chodziłam na kolejne castingi – i raz się udało, a raz nie. Tak zaczęłam swoją przygodę z aktorstwem. I właściwie tak trwa to do dziś.

- Byłaś na początku naturszczykiem. To znaczy, że grałaś, kierując się swoją intuicją?
- W dużej mierze. Ale uczyłam się też na bieżąco od aktorów, których spotykałam na planie. Dużo od nich czerpałam. Ja kocham obserwować świat i ludzi. To moja duża siła. Nie boję się też pytać. Każdy występ w teatrze czy w telewizji był dla mnie okazją do dokształcania się i samorozwoju. Warszawa dawała mi ogromne możliwości: oglądałam koncerty, chodziłam do kina i teatru, otwierały się przede mną nowe znajomości.

- Ostatecznie jednak zdałaś do Akademii Teatralnej. Co cię skłoniło, aby studiować?
- Chęć rozwoju.

- I co ci daje szkoła, czego wcześniej nie miałaś?
- Mam niesamowity rok, wspaniałych opiekunów. Mogę więc jeszcze pełniej odkrywać siebie, zadawać pytania, próbować się w klasyce i integrować z grupą. To fantastyczny proces. Na planie filmowym aktor pracuje właściwie w pojedynkę. A studia uczą pracować zespołowo. Ja zawsze uwielbiałam tego rodzaju pracę – co kilka głów, to nie jedna. Tworzenie w grupie nowych rzeczy sprawia, że poszerzają się nasze horyzonty i próbujemy się w nowych przestrzeniach. To coś niesamowitego.

- Trzy lata temu dostałaś główną rolę w filmie „Jak zostać gwiazdą”, opowiadającym o młodej wokalistce, która próbuje wybić się w talent-show. Twoje doświadczenia w tej materii pomogły ci w tworzeniu tej roli?
- Jak najbardziej. W hali ATM zbudowano plan filmu, a ja kilka tygodni wcześniej w tym samym miejscu występowałam w „The Voice Of Poland”. Samo wejście do tego budynku sprawiało, że wspomnienia we mnie aż buzowały. Kiedy poddawałam się charakteryzacji, wracały do mnie emocje towarzyszące przygotowaniom do występów w „The Voice”. Tamte moje doświadczenia były dla mnie najistotniejszym budulcem do stworzenia postaci Marty.

- Dużo siebie odnalazłaś w tej postaci?
- Każda rola jest dla mnie kreacją. Ja nigdy nie porównuję się do swoich bohaterek. Staram się je polubić, zrozumieć i empatyzować z nimi. Jak najbardziej rozumiałam więc Martę, ale nie przekładałam jej historii na moją.

- Potem przyszły do ciebie inne role – nie związane już z muzyką. Zagrałaś w „Dziewczynach z Dubaju” u Marysi Sadowskiej. Jak wspominasz tę dużą produkcję?
- Nie był to łatwy plan. Spotkałyśmy się tam ze wspomnianą z Pauliną Gałązką. Po raz pierwszy miałyśmy okazję zbudować wspólny aktorski duet na ekranie. Z pewnością ten projekt był oznaką kobiecego wsparcia, siły i twórczej energii.

- Twoją matkę grała w tym filmie Katarzyna Figura. To było ciekawe spotkanie?
- Bardzo. Przecież to prawdziwa legenda polskiego kina, ale też inspirująca kobieta. Z jej doświadczenia mogłam naprawdę wiele czerpać dla siebie. Kiedy dziś wspominam „Dziewczyny z Dubaju”, to przede wszystkim przypominają mi się wspólne rozmowy z Kasią przy kolacji, dzięki którym mogłam ją poznać trochę lepiej.

- Ostatnio oglądaliśmy cię w filmie „Heaven In Hell”, gdzie zagrałaś z Magdaleną Boczarską matkę i córkę, związane ze sobą toksyczną relacją. Jak sobie poradziłaś z takim trudnym zadaniem?
- Na etapie prób scenariuszowych poszłyśmy z Magdą na kilka sesji do terapeutki, która zajmuje się relacjami rodzinnymi. Przestudiowałyśmy cały scenariusz i zastanawiałyśmy się w jaki sposób mogłybyśmy zbudować nasze postaci. Mogłyśmy też pozmieniać kwestie niektórych scen, żeby jak najbardziej uwiarygodnić dialogi. Zależało nam, by szczerość komunikacji między nami przebiła się na ekran i żebyśmy jeszcze lepiej zrozumiały nasze bohaterki.

- Maja z „Heaven In Hell” to kolejna młoda i zbuntowana dziewczyna w twojej filmografii. Takie postacie to obecnie twoja specjalność?
- Nie nazwałabym tego tak. Jestem młoda i moja fizyczność predestynuje mnie do grania takich postaci. Synonimem młodości jest bunt – więc tak zachowują się i moje bohaterki. Ale nie uważam, że granie takich postaci to mój znak firmowy.

- Niedawno zadebiutowałaś jako piosenkarka pod pseudonimem Effy. Skąd ten pomysł?
- Chciałam, aby moja muzyczna działalność była oddzielną płaszczyzną, którą mogę budować od podstaw. To była główna motywacja. Wybrałam imię Effy, bo jest od dziecka moim ukochanym, więc nie musiałam szukać za daleko.

- Jaka muzyka jest ci obecnie najbliższa?
- French pop.

- Skąd u ciebie zainteresowanie muzyką francuską?
- Słucham dużo różnej muzyki. Kiedy zastanawiałam się nad budowaniem kariery wokalnej, to przeglądałam na Spotify playlisty z moimi ulubionymi utworami. I okazało się, że najbardziej inspiruję się francuską muzykę.

- Myślisz, że uda ci się zaistnieć z takimi piosenkami w Polsce?
- Nie wiem. Nie myślę o tym.

- Co cię pociąga w tworzeniu takiej muzyki?
- Każdy z moich utworów na debiutanckim albumie będzie oddzielną opowieścią o wydarzeniach, które miały duży wpływ na ukształtowanie się mojej osobowości.

- Miałaś już okazję występować na żywo ze swoimi piosenkami?
- Tak. Wystąpiłam ze swoim zespołem na festiwalu Great September. To było wspaniałe doświadczenie.

- Trudno jest godzić karierę aktorki i wokalistki?
- Momentami jest trudno. Doba ma tylko 24 godziny i czasem te dwie sfery się na siebie nakładają. Wybieram więc te projekty, które mi dają możliwość rozwoju. Przy dobrej organizacji, jest szansa by one ze sobą nie kolidowały. To jednak nie jest takie proste, bo teraz od kilku miesięcy mieszkam i pracuję w Paryżu.

- Czym się tam zajmujesz?
- Udało mi się dostać angaż w serialu o francuskim kabarecie. Wcielam się w nim w postać tancerki. Ten projekt wymaga ogromu prób, więc jestem w Paryżu od października. Między innymi ćwiczę balet i pracuję z francuskim coachem językowym. To przygoda mojego życia. Plan zdjęciowy już się zaczął. Moje marzenia nigdy tak daleko nie sięgały.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kasia Sawczuk: Nauczyłam się jak funkcjonować w show-biznesie, a na początku nie miałam tej umiejętności - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto