Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Karczowanie drzew trwa w całej Małopolsce. Władze straciły kontrolę

Redakcja
Karczowanie drzew trwa w całym regionie. Władze straciły nad nią kontrolę, więc prawo jest łamane.

Już od ponad dwóch miesięcy w Małopolsce trwa wielka wycinka drzew. Znowelizowana ustawa o ochronie przyrody pozwoliła na karczowanie bez zezwoleń niemal wszystkiego, co rośnie na prywatnych działkach. Ich właściciele wycinają setki drzew na swoim terenie, w wielu przypadkach przygotowując go do sprzedaży deweloperom pod budowę bloków. Dochodzi też do łamania prawa, bo padają przy tym drzewa, znajdujące się w obszarach leśnych i parkach krajobrazowych. A te obejmuje zupełnie inna ustawa. Ponadto mało kto dba o ochronę zwierząt w okresie lęgowym.

Urzędnicy gminni, Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska czy zarządca parków krajobrazowych, nie radzą sobie z sytuacją. O wycinkach nie wiedzą, bo nie trzeba o nich powiadamiać. Zgłaszają je sami mieszkańcy, słysząc ryk pił. Strażnicy miejscy, policja czy inspektorzy gminni zjawiają się na miejscu zbyt późno, gdy drzewa już leżą. Trudno wtedy kontrolować, czy zostały usunięte zgodnie z prawem.

Urzędnicy w gminach Małopolski nie potrafią podać, ile drzew zniknęło już na podstawie tzw. „lex Szyszko”. To wadliwe prawo ma zostać zmienione, ale są wątpliwości, czy ochroni to niszczoną zieleń.

Problem szczególnie dotknął Kraków. Informacje o wycinkach drzew spływają z całego miasta. Tu padło 10, tam 60, a jeszcze w innym miejscu 100. Krakowski magistrat długo zapewniał, że kontroluje karczowanie i nie wykrył łamania przepisów. W lutym podawał, że drzew w mieście wycięto na podstawie nowelizacji ponad 1000. Zapewniał wtedy, że wszystkie zgodnie z prawem.

Teraz urzędnicy stwierdzają, że wycinek jest tak dużo, że trudno im je już liczyć. Kilka dni temu okazało się jednak, że ktoś wyciął 28 drzew na dwóch działkach… należących do gminy. Sprawy powędrowały na policję. Trafią do sądu, który z reguły karze za to grzywną.

W przypadku dwóch kolejnych wycinek stwierdzono, że bez pozwoleń usunięto drzewa z terenów leśnych (aż 57), a na takich obszarach nadal potrzebna jest zgoda gminy na karczowanie. Nowa ustawa ich nie dotyczy. Te przypadki również trafiły na policję.

Możliwe, że do największej wycinki w Krakowie doszło w Lesie Borkowskim na południu miasta, gdzie wykarczowano co najmniej 500 drzew. Okazuje się, że nie dopatrzono się tu złamania prawa.

- Pomimo iż obszar ten z punktu widzenia przyrodniczego i krajobrazowego można nazwać lasem, to administracyjnie lasu nie stanowi - mówi Jan Machowski z Urzędu Miasta Krakowa. - Naszych kontroli w lasach było ostatnio kilkanaście. Wszystkie zgłoszenia weryfikujemy niezwłocznie w terenie. Łamanie prawa zgłaszamy policji - zapewnia Hubert Kacprzyk z krakowskiego Zarządu Zieleni Miejskiej. Kontrole przeprowadza też straż miejska, urzędnicy, policja.

Ale jak tu wykryć nieprawidłowości, skoro mundurowi lub urzędnicy zjawiają się na miejscu, gdy powalone drzewa są już pocięte na kawałki i ułożone w stosy, a gniazda ptaków zostały usunięte? Magistrat mimo to twierdzi, że poza wymienionymi kilkoma przypadkami, do złamania przepisów nie doszło. A mieszkańcy zgłaszają wycinki na terenach chronionych, gdzie trzeba ciągle uzyskać zgodę na karczowanie: w Dolinie Będkowskiej, Tęczyńskim Parku Krajobrazowym, Bielańsko-Tynieckim Parku Krajobrazowym oraz w okolicy Lasu Wolskiego, tuż pod Kopcem Piłsudskiego.

- W Dolinie Będkowskiej odbywa się planowana wycinka przez Lasy Państwowe. Ludzie często zgłaszają nam wycinkę, która ma pozwolenia, ale rozumiem niepokój w obecnej sytuacji - odpowiada Marek Kołodziej, kierownik z Zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Małopolskiego. - Mamy kilkadziesiąt zapytań o możliwość wykarczowania działki przez ich właścicieli. Mamy zgłoszenia o wycinkach, gdzie mieszkańcy podejrzewają łamanie prawa. Jeździmy i weryfikujemy to - zapewnia.

Karczowanie odbywa się też w innych regionach Małopolski, chociaż na mniejszą skalę. Kontrowersje wzbudziła m.in. wycinka 119 drzew na cmentarzu w Marcinkowicach (powiat nowosądecki). Decyzję o usunięciu podjął Bernard Stawiarski, wójt Chełmca. Przychylił się w ten sposób do próśb... mieszkańców, a radni gminy zezwolili wójtowi na usuwanie drzew na jej terenie. Wcześniej trzeba było mieć zgodę starostwa powiatowego.

Nie tylko krakowscy urzędnicy nie potrafią poradzić sobie z liczeniem wyciętych drzew. Podobny problem mają na Podhalu, w Tarnowie i w Małopolsce Zachodniej. Symbolem szaleńczej wycinki może być przypadek z Wadowic, gdzie podczas ścinania drzewa dotkliwie zraniona konarem została 41-latka.

Zgodnie z wprowadzonym1 stycznia prawem, nie trzeba mieć zgody na wycinkę drzew, których obwód pnia na wysokości 130 cm nie przekracza 50 lub 100 cm (zależnie od gatunku) oraz drzew, które rosną na działkach prywatnych i są usuwane na cele niezwiązane z prowadzeniem działalności gospodarczej. Urzędnikom trudno określić, co to oznacza - uznają, że sprzedaż terenu pod budowę bloków nie jest taką działalnością.

Projekt zmiany ustawy jest już gotowy. Zakłada konieczność zgłoszenia do gminy wycinki oraz ma wprowadzić zakaz sprzedaży ogołoconego terenu przez 5 lat od wycinki. To nie oznacza, że wielkie karczowanie się skończy.

ZOBACZ TAKŻE: Zmiana czasu z zimowego na letni

źródło: naszemiasto.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Karczowanie drzew trwa w całej Małopolsce. Władze straciły kontrolę - Strefaagro Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto