Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jerzy Dudek kończy karierę. " Wiele się przy Ikerze nauczyłem"

Krzysztof Kawa
Andrzej Banaś
- Wszedłem do szatni Realu bez żadnych kompleksów. Widziałem, jak się chłopaki witają, jaka jest serdeczna atmosfera. I co było dla mnie bardzo ważne - wszyscy mnie poznawali - powiedział w rozmowie Jerzy Dudek, były bramkarz.

Co Panu mówią nazwiska David Hasler i Thomas Beck?
Piłkarskie?

Piłkarskie.
Jacyś legendarni krakowscy gracze z dawnych lat?

Nie. To czołowi napastnicy reprezentacji Liechtensteinu. Widzę, że nie przygotował się Pan jeszcze do wtorkowego meczu... Kadra rywali została ogłoszona już kilka dni temu.

(śmiech) OK. Myślałem, że robi mi Pan test ze znajomości krakowskiego futbolu.

Mam nadzieję, że żadne z tych nazwisk nie zostanie w Pana pamięci na dłużej, co nastąpi, jeśli któryś z nich strzeli Panu ostatnią bramkę w reprezentacyjnej karierze.

No cóż, trzeba brać pod uwagę taką ewentualność. Zawsze mówię całkiem serio, że bramkarz ma pracę jak saper. Nawet jeśli gramy z amatorami i koledzy się w szatni podśmiechują z nich, to bramkarz musi być jednakowo skoncentrowany. I piłkarzy Liechtensteinu też nie zamierzam lekceważyć.

Jak długo Pan zagra?

Jeszcze nie wiem. Każda minuta, którą piłkarz dostaje na reprezentowanie swojego kraju jest wielkim zaszczytem.

Mówi Pan o zaszczycie, a gdy w latach 90. zadzwonił do Pana Janusz Wójcik z powołaniem, to Pan mu odmówił. Od gówniarzy wtedy Pana wyzywał. Nie chciał Pan grać w kadrze?

Dopiero zacząłem występować w Feyenoordzie, byliśmy w przededniu debiutu w Lidze Mistrzów z Juventusem Turyn. Wójcik zadzwonił dwa dni przed spotkaniem kadry z Litwą, bo mu wypadł jakiś bramkarz. Zapytałem o zdanie Ariego Haana, który był wówczas moim trenerem. Powiedział: "Jurek, ja ci nie mogę zabronić jechać, ale logicznie myśląc ty nie pojedziesz tam grać, tylko jako rezerwowy. Nie znam trenera, który nie powoła bramkarza, który występuje w Lidze Mistrzów. Ustabilizuj więc najpierw swoją pozycję w Feyenoordzie, a później decyduj". Nie pojechałem, bo otwierały się przede mną bramy wielkiego futbolu i nie chciałem stracić tej szansy.

Nie czuł się Pan źle po tej decyzji?

Oczywiście, że tak. To było dla mnie ciężkie doświadczenie. Zawodnik jest zawsze między młotem a kowadłem. Młotem jest trener klubowy, a kowadłem selekcjoner, który też jest rozliczany ze swojej pracy.

Miał Pan już za sobą jedno zgrupowanie z reprezentacją.

U trenera Antoniego Piechniczka. A wcześniej wyjazd z drużyną U-21 do Ameryki Południowej. Polecieliśmy do Argentyny i Brazylii, a ja ze szczęścia byłem w szoku. Akurat brałem ślub, ale poświęciłem drugi dzień wesela, by zdążyć na samolot. Byłem ogromnie podekscytowany, bo graliśmy ze świetnymi zawodnikami: Argentyńczyk Crespo, Brazyliczyk Ronaldo, w bramce Dida.

Ale na pierwszy wielki sukces w reprezentacji musiał Pan czekać aż do 2001 roku.
Wywalczyliśmy awans do mistrzostw świata w Korei i Japonii. Wtedy my, zawodnicy z Zachodu, umieliśmy się dogadać z chłopakami, którzy występowali w polskiej lidze i stworzyła się bardzo fajna atmosfera. W decydującym meczu eliminacji pokonaliśmy w Chorzowie Norwegię 3:0. To spotkanie kosztowało nas mnóstwo energii, zdobyliśmy awans i przyszło rozluźnienie. Co trzy dni później zakończyło się przykrą porażką na Białorusi. W ciągu kilku dni rozegrałem jeden z najlepszych i najgorszych meczów w reprezentacji.

Wspomniał Pan, że uciekł z wesela na tournee. Czy to prawda, że Pierwsza Komunia Święta syna Alexandra musiała poczekać, bo akurat grał Pan w finale Ligi Mistrzów?

Robiliśmy komunię tam, gdzie nas chcieli. U nas w regionie, skąd pochodzę, a więc w okolicach Knurowa, wszystkie komunie się pokończyły, więc poszukaliśmy koło Samsonowa pod Kielcami, gdzie mieszka rodzina żony. Była pod nas zrobiona, bo miejscowy proboszcz zgodził się przesunąć termin o tydzień, potrzebna była też zgoda biskupa. Przeżyłem jakby drugi finał Ligi Mistrzów, bo było to dla mnie nawet bardziej emocjonujące, niż mecz w Stambule z Milanem.

Naprawdę?

Tak, komunia święta syna była dla mnie ogromnym przeżyciem. Nałożył się na to jeszcze sukces w finale. Przyjechałem do Polski i okazało się, że tu jest szaleństwo wokół mojej osoby. Fotoreporterzy weszli nawet za nami do kościoła. Czułem się trochę niezręcznie, niczym gwiazda pop.

Tak jak później w Realu Madryt wśród wielkich gwiazd. Miał Pan wielką tremę wychodząc z nimi po raz pierwszy na trening?

Pełny luz. Czułem się tak jak teraz na boisku z dzieciakami podczas ćwiczeń w Akademii Progresu w Nowej Hucie.

Niemożliwe.

Naprawdę. Wszedłem do szatni Realu bez żadnych kompleksów. Widziałem, jak się chłopaki witają, jaka jest serdeczna atmosfera. I co było dla mnie bardzo ważne - wszyscy mnie poznawali. Po raz pierwszy wchodziłem do klubu na Zachodzie, gdzie nie było na początku pytań: A kto ty jesteś? Wydawało mi się, że w Holandii wszystko osiągnąłem, a potem wszedłem do szatni w Premier League i zaczęły się pytania w stylu "skąd się tu wziąłeś?". W Hiszpanii po raz pierwszy było zupełnie inaczej. To mnie dowartościowało.

Wierzył Pan, że można będzie wygrać rywalizację z Ikerem Casillasem?
Absolutnie tak. Jak każdy bramkarz rezerwowy nie czułem się gorszy od pierwszego. Na treningach widziałem mnóstwo rzeczy, które robię lepiej, i mnóstwo, które robię gorzej. Wiele się przy Ikerze nauczyłem, mimo że miałem już 34 lata. On się na meczu wzbija na zupełnie inny poziom koncentracji i umiejętności niż na treningu.

Czy gdyby Jerzy Dudek został w Realu, to dzisiaj nie byłoby konfliktu Mourinho - Casillas?
(śmiech) Mówienie, że miałem taki duży wpływ na szatnię w Madrycie to przesada. Chociaż... Konflikt zaczął się w grudniu ubiegłego roku i ktoś napisał do mnie, że muszę tam pojechać, by go zażegnać. Pojechałem na Gran Derbi. Spałem w tym samym hotelu co Real, Mourinho zobaczył mnie z balkonu i zawołał do siebie, więc pogadaliśmy, popytałem go też o ten konflikt. Porozmawiałem z chłopakami, z każdym "strzeliłem miśka", potem jeszcze wszedłem do nich do szatni tuż przed meczem, razem ze Zbyszkiem Bońkiem. A potem śmiałem się, że od tamtego czasu Real zaczął grać znacznie lepiej.

Aż do półfinału Ligi Mistrzów z Borussią Dortmund.
Właśnie, dopiero inny Polak, Robert Lewandowski, odczarował tę magię.

W Realu prawie Pan nie grał. Czy teraz nie żałuje Pan wyboru?

To była jedna z najlepszych decyzji w karierze. Lepszą podjąłem tylko wtedy, gdy postanowiłem grać w Holandii, bo w Polsce bym się tak nie rozwinął.



Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jerzy Dudek kończy karierę. " Wiele się przy Ikerze nauczyłem" - Kraków Nasze Miasto

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto