Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Janusz Mika z grupy Genezyp Kapen: Wiele osób czuje się outsiderami, a nie beneficjentami systemu

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Genezyp Kapen: Mietek Czytajłło, Jarek Gil, Janusz Mika i Krzysiek Kossowski
Genezyp Kapen: Mietek Czytajłło, Jarek Gil, Janusz Mika i Krzysiek Kossowski Materiały prasowe
„Niebonie” – to tytuł nowej płyty krakowskiego zespołu Genezyp Kapen. Opowiada nam o niej jego lider, wokalista i basista – Janusz Mika.

Czy technologie niszczą psychikę dzieci?

od 16 lat

- Kiedy punk rodził się w 1977 roku, była to muzyka młodych gniewnych. Ty i twoi koledzy dobijacie dziś sześćdziesiątki. Taki punk ma sens?
- Punk to szerokie pojęcie, różnie rozumiane, szczególnie, że od pojawienia się tego nurtu czy nawet zjawiska społecznego, minęło wiele lat. Ale wspólna estetyka muzyczna i przekaz łączą. Niezgoda na zły świat była w naszych tekstach, kiedy zaczynaliśmy, jest obecna i teraz, choć – nie ma co ukrywać – trochę posunęliśmy się wiekowo.

- Od wydania poprzedniej płyty grupy zmienił się nieco jej skład. Dziś obok ciebie drugim filarem zespołu jest inny punkowy weteran – Mietek Czytajło z Ukrainy. Jaki miało to wpływ na „Niebonie”?
- Mietek grał już w Genezypie pod koniec lat 80. Pracowaliśmy razem nad repertuarem z dobrym efektem, dlatego i teraz współpraca jest owocna. Mamy podobną wizję muzyczną, a jego charakterystyczna gitara stała się podstawą brzmienia Genezypa na „Niebonie”.

- W porównaniu z „Hejt&Łor” muzyka na nowej płycie jest znacznie bogatsza brzmieniowo. Znudził się wam punkowy minimalizm?
- Poprzednia płyta zawierała wiele starszych utworów i tylko kilka nowych, a „Niebonie” powstała w całości w okresie ostatnich dwóch lat. Nie bez znaczenia jest też to, iż w trzech numerach partie saksofonu nagrał dr Bartek Noszka, na co dzień pracownik naukowy Akademii Muzycznej. To wpływa na jakość i pełniejszą formę kompozycji. A punk jest na płycie obecny. Przynajmniej połowa utworów ma zdecydowanie punkowy, czy też post-punkowy charakter.

- Twoje teksty opisują ciemne strony współczesnego świata, ale z konserwatywnego punktu widzenia. Tymczasem punk to przecież anarchia. Można być prawicowym punkiem?
- Wchodziłem w dorosłość w okresie, kiedy Polska pogrążyła się w mrokach stanu wojennego i z pewnością ten fakt zaważył w dużym stopniu na moim światopoglądzie. Antykomunizm i antysowietyzm mam we krwi, jak wielu moich rówieśników. Z drugiej strony, to, co dzieje się w naszym kraju przez ostatnie trzydzieści kilka lat, odbiega od naiwnych nadziei protestujących w latach 80. Wtedy idee anarchistyczne, które chłonęliśmy, słuchając tekstów zachodnich kapel, były z jednej strony atrakcyjne, a drugiej odbiegały od rzeczywistości wschodniej Europy. I to był jakiś problem, bo np. w moim pokoju na ścianie wisiały plakat The Clash i zdjęcie Sida Viciousa, a nieco dalej podobizna Józefa Piłsudskiego. To była wypadkowa dwóch idei, pewnie nie do pogodzenia dla punka z Anglii czy USA. Na płycie „Niebonie” staram się atakować i krytykować całą klasę polityczną: śpiewam o ubekach i księżach, beneficjentach nowego ustroju i pospolitych mordercach. Piętnuję zło. A co do prawicowości... Hmmm... Z pewnością nie jest ona kanoniczna, bo mam w sobie sporą dozę tolerancji. Zresztą, współczesny świat jest pełen sprzeczności. Niemal każdą ideę dopadł trąd.

- W tytułowym utworze padają słowa: „Na froncie kolejna ofensywa/Świat jak Piłat ręce w Dnieprze umywa”. Bardzo cię dotknęła wojna w Ukrainie?
- Myślę, że jak większość Polaków. Zareagowaliśmy - jako Genezyp - dość szybko i zagraliśmy koncert, z którego dochód przeznaczyliśmy na pomoc Ukrainie. Mimo pewnych zaprzeszłości historycznych, uważam, że Ukraińcy i my mieliśmy zawsze i mamy nadal wspólnego wroga. Jedynym pozytywem tej wojny jest fakt, że Polacy przypomnieli sobie kim jest Putin i czym jest Rosja. Także w Ukrainie, część tych, którzy opowiadali się po Pomarańczowej Rewolucji po stronie Janukowycza, zmieniła front. Bestialstwo rosyjskiego okupanta otworzyło im oczy.

- Punkowe kapele śpiewały „Nigdy nie wierz politykom”. W ten nurt wpisują się teksty „Inkaskiego prawa”, „Beneficjentów” i „Manus Manum Lavat”. Nie pójdziesz w tym roku na wybory?
- Do 1989 roku nie byłem nigdy na wyborach, a po transformacji ustrojowej zawsze szedłem do urny, bo traktowałem to jako obywatelski obowiązek. Jednak od tego czasu sporo się zmieniło. Testowaliśmy – jako naród – rządy postkomunistów, liberałów i wreszcie obecne. I co? Dalej wiele osób czuje się outsiderami, a nie beneficjentami systemu. Problem leży w ordynacji wyborczej, bo chętnie głosowałbym na konkretną osobę bez konsekwencji, że dzięki temu punkty dostaje cała partia.

- W „(Bez)imiennych mordercach” dostaje się mediom. Tymczasem sam jesteś również dziennikarzem. Nie masz wyrozumiałości dla medialnej pogoni za sensacją?
- Sam wiesz, jako dziennikarz, że media mogą mieć różne oblicza. Niestety, od dłuższego czasu największą popularność mają środki masowego przekazu, bazujące na taniej sensacji, często niesprawdzonej. Paparazzi i dziennikarze piszący krótkie, zjadliwe, kilkuzdaniowe komentarze są często ludźmi pozbawionymi etyki, która powinna być jednym z wyznaczników naszego zawodu. Tekst do „(Bez)imiennych” powstał na kanwie zdarzenia, do którego doszło w Japonii. Pewien student zamordował i... zjadł swoją koleżankę, z którą uczył się do egzaminów. Zbrodnię ostatecznie odkryto, ale zamiast społecznego oburzenia, spotkała się ona z niezdrowym zainteresowaniem. Sam morderca dość szybko opuścił więzienie i trafił na okładki kolorowych pism. Stał się VIP-em, zapraszano go do różnych programów na równi ze znanymi artystami. Wierz mi, że są ludzie, którzy postrzegają pozytywnie postaci Janusza Walusia, Gawriło Principa, Feliksa Dzierżyńskiego czy Eligiusza Niewiadomskiego, a przecież to zwykli zbrodniarze.

- Sam też lubisz tematykę kryminalną – wszak masz na swym koncie dwie takie powieści. Historia zemsty zgwałconej dziewczyny w „Czterech” i samobójstwa zakonnika w „Syndromie” to też pokłosie tych twoich mrocznych fascynacji?
- W klipie zrealizowanym do utworu „Cztery” pojawia się informacja: „Tribute To Lisbeth Salander”. To fikcyjna postać, powołana do życia przez Stiega Larssona – nieżyjącego mistrza szwedzkiego kryminału. Potrafiła zdecydowanie stawić czoła swojemu sadystycznemu kuratorowi i dokonała inteligentnej, choć bolesnej dla niego zemsty. Z kolei „Syndrom” to metaforyczna historia opowiadająca o życiowych wyborach. Pojawiające się gitarowe dźwięki przypominające melodię ze spaghetti westernu wprowadzają element lekko irracjonalny, zderzając się z – na pozór - poważnym tekstem.

- Płytę kończy nietypowy utwór jak na punkowy zespół: akustyczna ballada z miłosnym wyznaniem „Czas”. Skąd pomysł na taką piosenkę?
- Z potrzeby szczerości. Od kilku lat żyję w szczęśliwym związku i to ma odbicie w tym, co piszę. Jednocześnie, zdając sobie sprawę z upływu czasu, daję upust swoim konkluzjom właściwym człowiekowi, który powoli dobiega sześćdziesiątki. Inspiracją muzyczną był utwór Toma Waitsa „Time”, ale jego tekst traktuje o czymś zupełnie innym.

- Warto wspomnieć też o okładce albumu, na której widnieje surrealistyczny rysunek gdańskiego artysty Pawła „Paulusa” Mazura. Jak to się stało, że ozdobił on płytę Genezypa Kapena?
- Z Paulusem poznaliśmy się w 1986 roku podczas wakacji na Śnieżnicy i od razu bardzo przypadliśmy sobie do gustu. On niedługo potem współtworzył gdańską formację TotArt, ja rok wcześniej założyłem Genezyp Kapen. Słuchaliśmy podobnej muzyki. Potem odwiedzaliśmy się to w Krakowie, to w Gdańsku, a w 2021 roku duet Paulus-Brzóska wystąpił na organizowanym przez moją Fundację Urwany Film festiwalu Trakl-Tat. No i tak jakoś, od słowa do słowa... Ta okładka jest – moim zdaniem – kompatybilna z zawartością płyty, stanowi z nią zwartą całość.

- Jak już mówiliśmy – dobijacie sześćdziesiątki. Tymczasem przed wami koncerty promujące „Niebonie”. Skąd weźmiecie energię, by zagrać te piosenki z odpowiednią jak na punk werwą?
- Jeszcze dajemy radę. Każdy występ na scenie daje nam dużą dozę sił i energii, jest jak adrenalina. Poza tym, stanowi świetną odskocznię od codziennego siedzenia przy biurku. Mówisz: „Dobijacie sześćdziesiątki”, a ja odpowiem: „Punks not dead!”

W sobotę 17 czerwca o godz. 17 grupa Genezyp Kapen zaprezentuje piosenki z „Niebonie” podczas koncertu w MDK przy ul. Lotniczej 1.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Janusz Mika z grupy Genezyp Kapen: Wiele osób czuje się outsiderami, a nie beneficjentami systemu - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto