Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Igrzyska Europejskie 2023. Magdalena Śmiałkowska i jej sztuka. Nie tylko strzelania z łuku [ROZMOWA]

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
Magdalena Śmiałkowska podczas startu na igrzyskach europejskich w Krakowie
Magdalena Śmiałkowska podczas startu na igrzyskach europejskich w Krakowie Joanna Urbaniec / Polska Press
Magdalena Śmiałkowska trafiła z formą na Igrzyska Europejskie 2023 w dziesiątkę. We wtorkowych dwóch rundach eliminacji pokonała rywalki z Danii i Mołdawii, kwalifikując się na stadionie Płaszowianki Kraków do 1/8 finału zawodów w łucznictwie. Początkowo wcale jednak nie było łatwo, bo pierwszy pojedynek przegrywała 0:4 i zaczęliśmy drżeć o wynik łodzianki. Później poszło już gładko, szczególnie wtedy, gdy z głośników popłynął refren "O Magdaleno!".

Jak zobaczyłem na pani twarzy uśmiech, gdy na obiekcie Płaszowianki wybrzmiało „O Magdaleno”, to zrozumiałem, że jest pani tak wyluzowana, iż nic nie stanie na przeszkodzie do następnej rundy kwalifikacji.
(śmiech) No tak, ten drugi pojedynek był zdecydowanie luźniejszy niż pierwszy. Po prostu trzeba wejść na stanowisko i się trochę przemóc, bo nic takiego złego, jak się okazuje, tam się nie dzieje.

Zaczęła pani pierwszy pojedynek od wyniku 0:4, a potem nagle nastąpiło odrodzenie i zaczęły się sypać „dziesiątki”.
Zaczęłam słabo, to fakt. To był taki szok po przejściu z torów bocznych, które służą do rozgrzewki. Gdy weszłam na tory główne, to musiałam się po prostu uspokoić i poczekać.

Na co?
Aż przeciwniczka przestanie lepiej ode mnie strzelać. Wiedziałam, że była dużo gorzej rozstawiona niż ja, więc wiedziałam, że nie strzelam z jakąś dobrą zawodniczką. Po prostu trzeba było trochę przeczekać. No i przede wszystkim to ja musiałam się uspokoić.

Od pani ostatniego dużego sukcesu, jakim był brązowy medal w mikście na mistrzostwach Europy w Antalyi, minęło już dwa lata. Co się wydarzyło przez ten czas w pani życiu?
Ubiegły sezon miałam wyłączony przez to, że zachorowałam na Covid. Na początku roku nie mogłam wystartować w zawodach kwalifikacyjnych w Polsce i to mnie całkowicie wyłączyło z kadry na zawody międzynarodowe. W tym sezonie wróciłam i strzelam tak, jak strzelałam wcześniej.

Jaki jest pani cel na te zawody i cały sezon?
Celem jest teraz następny pojedynek o wejście do ósemki igrzysk europejskich, nie wybiegam myślami dalej.

Na igrzyska olimpijskie w Tokio nie udało się pani zakwalifikować, a już za rok kolejne w Paryżu. Jak wygląda ścieżka eliminacji?
W łucznictwie zakwalifikowanie się na igrzyska jest dosyć trudne. Z igrzysk europejskich wchodzi tylko jeden miks i jest jedno miejsce indywidualne, więc trzeba wygrać całe zawody, a jest bardzo wielu dobrych zawodników, bo w Europie mamy naprawdę wysoki poziom łucznictwa. Zobaczymy - jeżeli teraz się nie uda, to może w przyszłym roku.

Zdołała już pani ukończyć studia z architektury na Politechnice Łódzkiej?
Jeszcze nie obroniłam magisterium, właśnie przez to, że szykowałam się do tych zawodów. Musiałam wszystko poprzesuwać.

To spory wyczyn, że przez pięć lat udało się pani godzić wyczynowe uprawianie sportu z tak wymagającym kierunkiem studiów.
Moje studiowanie trwało nawet sześć lat…

No tak, jeśli doliczymy rok na biotechnologii.
Zaczęłam od biotechnologii, ale to był nietrafiony wybór. Też fajny kierunek, ale dla mnie nietrafiony. Studia z architektury nie były łatwe, ale miałam w sobie dużą determinację, by ich nie przerywać i jednocześnie strzelać z łuku.

Gdy przeglądałem pani konto na Instagramie, to zauważyłem, że są tam wyszczególnione trzy pani zajęcia: architect, archer, artist. Jak to wszystko pani godzi?
Bo ja jestem kobieta pracująca i żadnej pracy się nie boję (śmiech). Mam wiele pasji, które po prostu lubię, zwyczajnie sprawiają mi przyjemność. Łucznictwo jest jedną z nich.

A architektura to zawód na przyszłość?
Trochę się z niej ostatnio wycofałam przez przygotowywanie się do tych zawodów. Stwierdziłam, że skoro jest okazja, by powalczyć na igrzyskach europejskich, to trzeba ją wykorzystać. Cały czas jednak pracuję w zawodzie, trochę jako architekt, trochę jako architekt wnętrz. Tak to się przeplata, raz więcej, raz mniej. Nie wiem, co będzie w przyszłości, bo nie lubię niczego zakładać. Po prostu zobaczymy, jak to się wszystko poukłada.

Rozszyfrujmy dla czytelników, co oznacza na koncie obok pani nazwiska „artist”. Wiem, że przez pewien czas uczyła się pani w szkole muzycznej. I jest jeszcze rękodzieło.
Zgadza się. Mam swoją stronę „Śmiała sztuka”, na niej prezentuję wykonane przeze mnie hafty i malarstwo akwarelowe. Te prace można ode mnie kupić. Ostatnio miałam na to trochę mniej czasu, ale mam nadzieję, że wrócę do tego w wakacje, by odpocząć od sportu, bo mieliśmy naprawdę intensywny sezon, co kilka tygodni wyjazdy za granicę i starty w kraju.

Na pani Instagramie są piękne zdjęcia artystyczne, za to nie ma ani jednego z łucznictwa.
To świadczy o moim podejściu do sportu. Nie chcę, żeby ktoś widział zdjęcia, które pokazują mnie w trakcie treningów. Jeżeli czuję, że jestem na fali, na przykład coś wygrywam, to moim zdaniem to jest okazja, żeby się pochwalić tym, co robię. Jednak sport jest na tyle specyficzny, że mamy dużo przygotowań, a tylko takie małe kropeczki sukcesów na tej długiej trasie. Więc tak, trenuję codziennie, ale nikomu tego nie pokazuję. Potrzebuję trochę prywatności, nie jestem sportowcem, który pokazuje jak zakłada buty i jakiej są one marki. Mam trochę inne podejście.

Ile czasu poświęca pani na trening?
Trening jest dość intensywny, trwa 2-3 godziny dziennie plus jeszcze dodatkowe przygotowania, ćwiczenia, mentalne treningi psychologiczne, joga. To zajmuje bardzo dużo czasu. Ja to po prostu wplatam w swoje życie i dla mnie to jest normalne.

Trenuje pani głównie w klubie czy w kadrze?
Aktualnie jestem zawodniczką, która związana jest z kadrą. Od tego roku nie mam swojego trenera na miejscu, więc korzystam ze sztabu szkoleniowego, który z nami jeździ na zawody, czasem przyjeżdżam też po jakieś rady do trenerów. Ale raczej trenuję sama, bo to sport typowo indywidualny, na zawodach jesteśmy raczej pozostawieni sami sobie. Trenerzy mogą tylko jakieś małe rady dodać do tego, co sami wypracujemy. To taki specyficzny sport. Od tego roku sama też jestem trenerem w moim klubie.

Czyli tak jak tata zachęcił panią do łucznictwa, gdy miała pani 14 lat, tak teraz sama pani szkoli 14-latków?
Dokładnie tak. Staram się całą drogę, którą ja przeszłam, teraz przekazać młodszym i powiedzieć im, że to jest fajne i że warto.

Już wiemy, że pasja do łucznictwa to po tacie, a pasje artystyczne to po mamie czy kimś innym z rodziny?
Mam tak po prostu od urodzenia. Gdy byłam mała, to miałam wciskane do ręki kredki, kartki i gdzieś to się kręciło wokół mnie. Wybrałam najpierw biotechnologię, ale potem wróciłam do tego, co mi podtykano w domu, gdy byłam mała. To było we mnie, bo w rodzinie nie mam artystów.

Wspominała pani, że trenuje głównie sama, ale podczas zawodów stoi za panią trener i w przerwach daje podpowiedzi. Jak one dzisiaj brzmiały?
Przed pojedynkiem powiedziałam trenerowi, o czym ma mi przypominać i faktycznie robił to. Gdy się staje na starcie, to jest tyle rzeczy dookoła i jakoś myśli uciekają. Jakby głowa była pusta od góry, po prostu wszystko gdzieś wyfruwa, więc trener jest od tego, żeby sprowadzić człowieka na ziemię i powiedzieć: jesteś tu i teraz i masz robić to, a nie coś innego. To były drobne rzeczy, ale głównie chodziło o to, żebym stąpała po ziemi, a nie próbowała bujać w chmurach.

Czy w środę, gdy będzie pani walczyć o wejście do ćwierćfinału igrzysk europejskich, znów usłyszymy „O Magdaleno” i będzie kolejny sukces?
Nie mam pojęcia, trzeba spytać organizatorów, bo ja nie prosiłam o tę piosenkę. A jeśli chodzi o wynik, to zobaczymy, co wyjdzie. Ja niczego nie zakładam. Nie lubię tego robić. Zobaczymy, może będzie fajna atmosfera, może będzie ładna pogoda.

Deszcz chyba nie jest takim problemem, jak wiatr.
Tory są tu tak ustawione, że są delikatnie osłonięte od wiatru, bo z jednej strony jest wysoka trybuna dla widzów. Choć zarazem ta trybuna sprawia, że wiatr zaczyna wirować w dziwne strony i mimo że nam się wydaje, iż wieje w jedną stronę, to on czasem może zrobić coś zupełnie innego. Ale tak naprawdę trzeba robić swoje i w ogóle się wiatrem nie przejmować.

Jak pani ocenia obiekt Płaszowianki i organizację igrzysk?
Byłam tu wiele razy, strzelaliśmy na olimpiadzie młodzieży, chyba też na zawodach pucharowych, ale obiektu nie poznaję, zmienił się diametralnie. Jest zupełnie inaczej niż to zapamiętałam. Ogólnie wszystko jest dobrze przygotowane, oprócz jedzenia na stołówce. Tu się mogę poskarżyć, bo nie ma polskiej kuchni, bardzo mi tego brakuje i przykro mi z tego powodu. Na przykład nie ma w ogóle pierogów.

Słyszałem, że właśnie jedzenie ma być największym atutem wioski w Krakowie.
Niestety, obiady są najgorsze.

AKTUALIZACJA 28.06.2023. Magdalena Śmiałkowska zakończyła igrzyska europejskie w pierwszej ósemce, odpadając z rywalizacji w ćwierćfinale po porażce zaledwie jednym punktem z Włoszką Chiarą Rebagliati, która w 1/8 finału wyeliminowała Natalię Leśniak. W tej samej rundzie Śmiałkowska okazała się lepsza od Włoszki Tatiany Andreoli.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto