Idzie lepsze?

Ponad tysiąc chętnych to już jest naprawdę reprezentatywna grupa. Gdyby czas składania wniosków o dofinansowanie nie skończył się w lutym, z pewnością zgłosiłoby się do nas co najmniej drugie tyle, a nawet więcej, rolników. W Małopolsce rolnicy kupili z SAPARD-u ponad 600 nowych ciągników. Od lat osiemdziesiątych nie było czegoś podobnego - zauważa Wojciech Waśniowski, z-ca dyrektora ds. SAPARD-u w Małopolskim Oddziale Regionalnym ARiMR.

Jego zdaniem rysują się już objawy prosperity w rolnictwie. - Wzrosły o ok. 100 proc. ceny skupu żywca wołowego, poprawia się sytuacja w zakładach mleczarskich, rolnicy prowadzący chów bydła modernizują gospodarstwa. Dopłaty obszarowe dopingują do lepszego zagospodarowania pól, co widać gołym okiem. SAPARD kończy się co prawda 30 czerwca, ale już wkrótce otwierają się nowe możliwości sięgnięcia przez rolników po unijne fundusze - twierdzi Wojciech Waśniowski optymistycznie postrzegający przyszłość małopolskiego rolnictwa.

Ursusy jak bułeczki...

Rzeczywiście tej wiosny w Małopolsce (podobnie zresztą jak w całym kraju) notuje się wyraźny wzrost zakupów środków do produkcji rolniczej. Czy oznacza to koniec stagnacji w rolnictwie?

- Od wielu lat nie notowaliśmy takiego popytu na ciągniki. Ursusy, zetory, pronary ,schodziły" w Batowicach znakomicie. W kwietniu sprzedaliśmy ich niemal tyle, co przez cały miniony rok. Nie brakowało również nabywców na materiały budowlane. Podstawowym a nawet wyłącznym powodem tych wzmożonych zakupów były wchodzące w maju nowe stawki VAT - twierdzi Sławomir Kosiba, wiceprezes Firmy Handlowej ,Agroma" w Krakowie.

Daleko do koniunktury

Spostrzeżenia Sławomira Kosiby potwierdza Henryk Dankowiakowski z Małopolskiej Izby Rolniczej. - Nie neguję, że pewna grupa rolników skorzystała z SAPARD-u. Ale niedawne zwiększone zakupy ciągników, sprzętu czy materiałów budowlanych spowodowane były przymusem ekonomicznym. Ci, którzy i tak mieli w planach jakieś zakupy, zrobili to, uciekając przed VAT-em. Proszę teraz zobaczyć, co dzieje się w składach budowlanych, pustki.

W jego opinii zdecydowanie nie można mówić o rozkręcaniu się koniunktury, oznakach boomu w małopolskim rolnictwie. - I co z tego na przykład, że ceny żywca wołowego poszły mocno w górę. Hodowców z prawdziwego zdarzenia można dziś w Małopolsce policzyć na palcach jednej ręki. Dopiero pod koniec roku, gdy zaczną spływać pierwsze dopłaty obszarowe, będzie można dokonać rzetelnego bilansu korzyści i strat - zauważa Henryk Dankowiakowski.

Czekając na wnioski

Idzie więc na lepsze czy też nie w małopolskim rolnictwie? Wydaje się, iż więcej na ten temat będzie można powiedzieć dopiero po zakończeniu przyjmowania przez powiatowe biura Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wniosków o tegoroczne dopłaty obszarowe.

Między innymi powinniśmy uzyskać bardziej klarowny obraz rolnictwa w Małopolsce. Bo przecież jest ono niejednorodne. Na przykład tylko w co piątym prowadzona jest towarowa produkcja, o mocno zresztą zróżnicowanej skali.

Na dobrą sprawę tylko w odniesieniu do tej grupy można dywagować o koniunkturalnych kwestiach. Dla pozostałych gospodarstw opłacalność, boom, ,nożyce cen", itd. nie są raczej tematami z cyklu być albo nie być.

Nie da się podciągnąć pod jeden mianownik 216 tys. małopolskich gospodarstw. Swoją drogą, te GUS-owskie wyliczenia zdają się być znacznie zawyżone. Właśnie poprzez składanie wniosków o dopłaty najprawdopodobniej nastąpi ich weryfikacja. Zostaną ,odsiane" gospodarstwa będące tylko z nazwy ,rolnymi".