Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Femen: Kobiece ciało zostało ocenzurowane, uznane za obsceniczne [rozmowa MM]

redakcja
redakcja
MM Warszawa
O współczesnym feminizmie, sytuacji kobiet i skuteczności protestów topless rozmawiamy z Nicole Gierasimiuk, działaczką Femen Poland.

Niedawno organizacja Femen Poland opublikowała cykl zdjęć pt. **

"Matka Polka w domowej niewoli"

**. Naga sesja wzbudziła wiele kontrowersji. Tak jak protesty topless, z których słynie Femen. Postanowiliśmy się dowiedzieć o co walczy Femen i dlaczego w taki sposób.

MM: Można was nazwać oficjalnym polskim oddziałem Femen?

Nicole Gierasimiuk: Tak, można powiedzieć, że jesteśmy niejako "zatwierdzone" przez centralę. Kontaktujemy się z Femen na Ukrainie. Opowiadamy o tym, co robimy, jakie mamy plany. Ewentualnie rozmawiamy o tym, co trzeba zmienić w naszych działaniach. Dziewczyny z Ukrainy koordynują działania oddziałów. Rozumiem to, bo na ich miejscu sama bym tak robiła. Ktoś np. mógłby zabrać się za robienie Femenu, który nie byłby zgodny z założeniami organizacji. Dziewczyny z centrali mają doświadczenie. Wiedzą, co robią. To są cudowne kobiety. Dlatego się z nimi konsultujemy.

Jak zaczął działać polski Femen?

Zaczęłyśmy od werbowania dziewcząt o podobnych poglądach. Na początku było to 5-7 osób. Spotykałyśmy się w mieszkaniach. Rozmawiałyśmy. Zanim zdecydowałyśmy się cokolwiek robić, najpierw to omawiałyśmy, żeby nie było rozbieżności.

Po tym okresie spotkań i rozmów, pojawiła się sprawa Aminy (19-latki zaangażowanej w Femen w Tunezji – red.), a my postanowiłyśmy zrobić nasz pierwszy protest przed ambasadą Tunezji w kwietniu tego roku. Chciałyśmy to zrobić legalnie. Koleżanki udały się na komisariat policji. Nie uzyskały tam jednak wszystkich potrzebnych porad. Ostatecznie akcja nie doszła do skutku. Zamierzamy ją jednak powtórzyć. Jesteśmy teraz na etapie zgłaszania wszystkiego do odpowiednich służb. Protest przed ambasadą Tunezji odbędzie się niedługo.

Trudno się przełamać do protestów topless?

Nie, szczególnie w tym kraju. Na początku miałam wątpliwości, ale stwierdziłam: dlaczego mężczyźni mogą chodzić bez koszulek, a my nie możemy? Kobiece ciało zostało ocenzurowane, uznane za obsceniczne. Nie można go pokazywać. To wszystko zostało narzucone kobietom z góry, w czasach, kiedy kobiety miały kiedyś niższy status niż mężczyźni.

Jakiś czas temu w Nowym Jorku była sprawa kobiety, która przespacerowała się po parku topless. Zakończyło się to ostatecznie sądem, który uznał, że kobieta miała do tego prawo, że nie było w tym nic złego - w myśl równości, że co wolno mężczyznom i wolno też kobietom. To była przełomowa decyzja. Po tym wydarzeniu Femen przygotował kampanię. Zrobiłyśmy zdjęcia w plenerze z jabłkami przysłaniającymi piersi, jako że jabłko jest symbolem Nowego Jorku. Chciałyśmy pokazać, że popieramy decyzję sądu.

Cała sprawa to także kwestia reakcji mężczyzn na widok kobiet. Te wszystkie zaczepki… Panowie mogliby kontrolować się i przestać traktować kobiety jak obiekty seksualne.

Trudno oczekiwać, że mężczyznom przestaną podobać się kobiety.

Ja tego nie wymagam. W końcu kobietom mężczyźni także się podobają, ale jednak w takich sytuacjach zachowują się one inaczej. Nie czynią z mężczyzn obiektów seksualnych.

Na pewno nie jest to jakoś uzewnętrznione…

Dokładnie. Gdybyśmy wszyscy nad sobą panowali, zachowywali się kulturalnie, nie byłoby takich problemów. Dziewczyny mogłyby chodzić topless, gdyby chciały. Jestem zwolenniczką całkowitej autonomii w tych sprawach.

Jak pani może podsumować Marsz Szmat, który niedawno odbył się w Warszawie?

Idea marszu jest bardzo słuszna. Warto wyjaśnić genezę nazwy, bo to właśnie nazwa spotykała się na początku z największą krytyką. W 2011 roku policjant w Kanadzie udzielał wykładu na uniwersytecie o prewencji gwałtu. I powiedział wtedy do kobiet zebranych na spotkaniu, że gdyby panie nie ubierały się jak szmaty, nie byłyby ofiarami gwałtów.

Jednak nie chodzi o to jak ja się ubieram, czy będę chodziła po ciemku sama czy z eskortą. Powinno się uczyć mężczyzn, żeby nie gwałcili, a nie kobiety, jak się mają ubierać i gdzie chodzić. W marszu chodziło o to, żeby odpowiedzialność za gwałty nie była przenoszona na kobiety. Mam duży szacunek do organizatorki i ekipy przygotowującej to wydarzenie, że pomimo dużej krytyki ze strony różnych środowisk postanowiły coś takiego zorganizować.

Nie obyło się jednak bez problemów. Na Marsz Szmat poszłam ja i dwie koleżanki. One były topless, ja nie. Organizatorka marszu podeszła do nas wtedy i poprosiła, żebyśmy się ubrały. Miała od policji sygnał, że może być z tego powodu problem. Poszłyśmy tej dziewczynie na rękę, bo widać było, że była zdenerwowana. Rozumiem to, bo marsz spotkał się z dużą dozą krytyki, na przykład ze strony organizacji Kobiety dla Narodu. Nie wiem ile musi być zmian pokoleniowych, aby coś się zaczęło zmieniać w świadomości ludzi.

Ja na przykład nie jestem do końca Polką. Urodziłam się i wychowywałam w Stanach Zjednoczonych. Wiem jak to wygląda na Zachodzie i w innych krajach. Przykładowo Szwecję można nazwać krajem feministycznym. Tam nawet manekiny w sklepach mają rozmiary normalnych kobiet, a nie wychudzonych wieszaków. W Polsce jeszcze wiele musi się zmienić i takie działania jak Marsz Szmat są przełomowe i bardzo potrzebne. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie kolejny taki marsz.

Jakieś najbliższe akcje?

Planujemy zrobić wkrótce akcję związaną z Kościołem katolickim. Nie podoba nam się rola, jaką on kobiecie wyznacza. Rola, która ma polegać na tym, że kobieta powinna głównie rodzić i wychowywać dzieci, służyć mężowi i tak dalej. Za dużo szczegółów nie mogę zdradzać, ale mogę powiedzieć, że akcja zostanie zorganizowana pod jednym z kościołów na starówce w Warszawie.

Spodziewamy się także za jakiś czas dziewczyn z centrali Femen na Ukrainie, które czasami jeżdżą do innych krajów i otwierają tam swoje oddziały. Oficjalne otwarcie naszego mogłoby się odbyć w wakacje.

Jedną z bardziej znanych akcji ukraińskiego Femen w Polsce był protest w ubiegłym roku przed jednym z meczy w czasie Euro 2012.

Femen protestowało wtedy przeciwko prostytucji, która towarzyszyła tej imprezie. Był to ogromny biznes, a jednak sprawa została przemilczana. Mój pogląd na prostytucję jest taki, że jeśli ktoś chce to robić to jego sprawa. Nie podoba mi się na pewno cały ten biznes, te kluby dla mężczyzn… Ale jeśli są kobiety które się na to godzą, ten sposób na życie powinien być traktowany jak normalna praca. Najważniejsze jest to żeby nie stygmatyzować prostytutek, wskazywać na nie jako margines społeczeństwa, a jednocześnie nie rozmawiać o klientach. Gdyby nie było popytu, to nie byłoby podaży. Gdyby z usług prostytutek nie korzystali mężczyźni, nie byłoby problemu. Ale o klientach nikt nie mówi, tylko stygmatyzuje się prostytutki. Protest w czasie Euro był dlatego, aby zwrócić uwagę na ten problem.

Czy Femen jest teraz bardziej potrzebny niż wtedy, gdy ta organizacja powstawała? Potrzeba takiego ruchu jak nasz jest taka sama jak kiedyś. To paląca potrzeba, szczególnie w takich krajach gdzie np. Kościół ma władzę. Dziewczyny na Ukrainie zaczęły organizować Femen, bo był tam problem m.in. z seksturystyką i zdobyciem normalnej pracy przez kobiety. W Polsce teraz też wiele kobiet ma problem ze znalezieniem zatrudnienia. Dopóki tego typu problemy nie będą rozwiązane, potrzebne są takie organizacje jak Femen.

A będą kiedyś rozwiązane?

Moim obowiązkiem jest stwierdzenie, że powyższe problemy kiedyś się skończą. Wierzę w to. Jestem jednak realistką, a najbardziej jestem sceptyczna co do tempa wprowadzania tych zmian. Wydaje mi się, że w krajach zdominowanych przez religie - bo to właśnie ona jakoś tak ścieśnia kobiety - to tempo będzie wolne. Będzie duży opór, a mężczyźni będą bali się obalenia patriarchatu.

Femen jest znany głównie z protestów topless, a są inne działania? Na przykład warsztaty, spotkania, wykłady?

Przymierzamy się do tego. W Polsce nie jesteśmy jeszcze taką organizacją, jak Femen ukraiński. Dopiero zaczynamy, ale one też kiedyś od czegoś zaczynały. Ważne, że Femen w Polsce w ogóle powstał. Jestem za tym, żebyśmy robiły coś więcej. Będę niedługo rozmawiać na ten temat z dziewczynami z Ukrainy. Jestem zwolenniczką dyskusji, uświadamiania. Uważam, że najpierw trzeba wyjaśnić o co chodzi. Wtedy ludzie nie reagują na nasze działania tak źle. W Polsce jeszcze wiele osób nie ma tej świadomości. Rozmawiam czasem z koleżankami. Dopiero jak im powiem co złego jest w ich położeniu jako kobiet i co warto zmienić, dopiero wtedy one sobie to uświadamiają.

Są mężczyźni, którzy pomagają Femen? Jeśli chodzi o nasz polski oddział, to nie. Przynajmniej jeszcze tak jest. Zresztą samych dziewczyn jest jeszcze mało. Na razie jest nas około siedem osób, z czego bardziej aktywne są trzy osoby - łącznie ze mną.

Nie trzeba się jakoś zapisywać?

Nie. Prowadzę fanpejdż na Facebooku. Piszą do mnie dziewczyny, które chcą coś zrobić, mają pomysł. Udzielam im wtedy wstępnych instrukcji i obserwuję czy dalej się angażują. Jeśli widzimy, że faktycznie chcą coś robić i mają chęć działania, to współpracujemy.

Trzy najważniejsze sprawy dla Femen do załatwienia w Polsce?

Chcemy równości na rynku pracy. Szans dla kobiet. Chcemy uświadamiania kobiet w kwestii jak same siebie mają traktować, żeby nie uzależniały się od mężczyzn. A widzę to na każdym kroku. Mam wrażenie, że z chwilą małżeństwa kobiety rezygnują z własnego życia, własnego ja. Nie jestem przeciwna małżeństwu, rodzeniu dzieci - uważam, że jest to bardzo potrzebne, aby społeczeństwo się nie zestarzało. Ale kobiety powinny uniezależnić się od mężczyzn. Trzeba pracować samemu na własny rachunek. Wtedy to jest partnerstwo, a nie związek, gdzie jeden jest niższy a drugi wyższy rangą. Problemem jest też przemoc domowa, która w Polsce jest powszechna. Kobietom dzieje się krzywda w domach, a policja i inne służby nie chcą często się w to mieszać.

Nie obawia się pani, że protesty topless mogą być odbierane niepoważnie?

Wiem, że może tak być. Dużo jest dyskusji na gruncie akademickim na tematy feministyczne. Jest mnóstwo literatury na ten temat, praktycznie w każdym kraju. Jednak to nie działa, nie wywiera żadnego skutku. Same założycielki Femenu nie protestowały na początku topless. Protestowały w ubraniach. Ale nikt nie zwracał na nie uwagi. Dopiero kiedy się obnażyły, wtedy zaczęto zwracać na tę organizację uwagę. Tu nie chodzi o to, żeby świecić cyckami, tylko zwrócić na siebie uwagę, ponieważ dzisiejszy świat goni za sensacją. Drugą sprawą jest to, co już mówiłam wcześniej. Nie uważamy, żeby na przykład wiedok piersi był czymś, co powinno być cenzurowane przez patriarchat.

Myśli pani, że ta forma protestów może kiedyś nie wystarczyć?

Z pewnością, ale nie będzie też tak, że będziemy się rozbierać jeszcze bardziej. Będziemy szukać innych środków. Mam jednak nadzieję, że wcześniej nasza organizacja zdobędzie odpowiednio duży rozgłos i popularność.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto