Podczas meczu z Górnikiem Łęczna na stadionie Cracovii było bardzo cicho, ale o osiągnięciu piłkarzy "Pasów" na pewno będzie głośno. Wczoraj krakowski zespół nie tylko odniósł najwyższe zwycięstwo od chwili powrotu do ekstraklasy, ale przy okazji stał się - trochę mimochodem - drużyną, który ma ogromne szanse na zakończenie sezonu na 4. miejscu w tabeli. Najlepszym od prawie 60 lat!
Świadków efektownego triumfu nad już zdegradowaną (afera korupcyjna) do III ligi Łęczną i świetnej gry podopiecznych Stefana Majewskiego było niewielu. Po chuligańskich ekscesach na derbach i decyzji Komisji Ligi o zamknięciu stadionu na dwa mecze wczorajszą konfrontację obejrzało raptem sto osób: oficjele, działacze, dziennikarze i zawodnicy Cracovii (z żonami), którzy nie znaleźli się w kadrze na to spotkanie. Druga setka ustawiła się za płotem od strony ul. Kraszewskiego i ambitnie dopingowała gospodarzy.
Na pustym stadionie też próbowano zachować pozory, że wszystko jest normalnie. Wychodzących na rozgrzewkę piłkarzy powitały brawa; klaskali chłopcy do podawania piłek. Jacek Wiśniewski udawał, że pozdrawia fanów, żart podchwycili koledzy. Podczas meczu jednak wszyscy grali i biegali na serio. - Nie lubię grać bez publiczności, bo te spotkania wyglądają jak sparingi - narzekał kilka dni temu Łukasz Skrzyński. Wiedział, co mówi: rok temu w podobnych "okolicznościach przyrody" "Pasy" uległy... Łęcznej 0:1. Teraz nie powtórzyły tego samego błędu. Mecz i owszem, oglądało się jak sparing - co kolejny raz potwierdziło wartość tezy: bez kibiców, bez sensu - ale od towarzyskiej gierki różnił się nie tylko większą ilością dobrze słyszalnych przekleństw wykrzykiwanych przez zawodników.
Cracovia postanowiła bowiem zagrać bez przymrużenia oka i zamiast futbolu light zobaczyliśmy z ich strony wersję extra mocne. Zwłaszcza jeśli chodzi o skuteczność, co jednak nie dziwi, bo pod okiem Majewskiego Cracovia wypracowała sobie niezwykłą łatwość zamieniania okazji na gole. A że akurat wczoraj udało im się stworzyć więcej dobrych sytuacji niż dwie-trzy (wcześniejsza norma na mecz), toteż Górnik został zakopany na stadionie przy Kałuży bardzo głęboko. Proces upokarzania rywala rozpoczął już w 2 min Tomasz Moskała i jeszcze wtedy nie mógł spodziewać się, że ustrzeli w ten duszny wieczór hattrick. Mógł mieć jednak taką nadzieję - "Pasy" chwilami grały z dawno niewidzianym rozmachem, który zauważyli nawet stojący za płotem kibice. "Hej, hej, Cracovia!" - dzielnie dopingowali.
Zanim zaczęli intonować "Raz, dwa, trzy, cztery, pięć... Mało!" do siatki musieli trafić jeszcze Paweł Nowak (37 min; druga asysta Marcina Bojarskiego), dwukrotnie Moskała (rasowy napastnik - raz z bliska, raz w sytuacji sam na sam z bramkarzem) i Dariusz Kłus (efektowna "główka" z 7 m po rzucie rożnym).
- Szkoda, że państwo tego nie widzą... - "Pasy" nokautowały konkurenta, a na stanowiskach prasowych cytowano klasyków. Innego wyjścia nie było. Tym bardziej że wynik mógł robić jeszcze większe wrażenie, gdyby w ostatniej minucie do siatki trafił Bartłomiej Dudzic.
Cracovia - czwarta siła polskiej ligi? Brzmi nieźle. Jeszcze tylko trzeba postawić kropkę nad "i". Zajęcie wysokiej, lepszej od Wisły Kraków lokaty - co dla kibiców ma ogromne znaczenie - zagwarantuje krakowianom zwycięstwo w ostatnim meczu sezonu: w Łodzi z Widzewem. To dla "Pasów" może być wielka sobota.
Derby Trójmiasta: oprawa meczu Lechia Gdańsk - Arka Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?