Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dżuliana - historia nałogu [rozmowa dziennikarza obywatelskiego w Ośrodku Terapeutycznym MONARU]

Redakcja
Młoda, ładna dziewczyna o czarnych włosach – tak wygląda dziś. Ale w wyniku nałogu tego "dziś" mogło nie być lub mogło ono wyglądać całkiem inaczej...

Magazyn MMKrakow - zobacz inne artykuły


"Nie mam pretensji do nikogo, tylko do siebie. Chcieli mi pomóc wiele razy, ale nie chciałam żadnej pomocy, chciałam żyć w złudzeniu, że wszystko można łatwo załatwić, że nie ma wielu zmartwień. Zmartwienia przyszły, dużo zmartwień. A jedno największe: koniecznie zdobyć amfę. Bo głównie to zarzucałam. Owszem próbowałam i innych narkotyków, ale je odrzuciłam sama.

Amfa mnie nie chciała rzucić. Dlaczego zaczęłam brać...? Hmm… Miałam kochającą rodzinę, ale chyba nie potrafili mnie przywiązać do siebie. Po śmierci ojca sytuacja w domu się zmieniła. Nie umiałam się z tym pogodzić, zaczęły się ucieczki, towarzystwo podobnie szukające i buntujące się. Miałam wtedy 12 lat. To ciągnęło się przez kilka następnych...

Wiadomo, że używki kosztują. Pieniądze? Różnie, oczywiście niezgodnie z prawem. Zakładanie fikcyjnych firm, wyłudzenia, kradzieże. Tak, tak niestety. W końcu zaczęły się moje kłopoty z prawem. Wyroki w zawieszeniu, ale pętla coraz bardziej się zaciskała.

Czasami, gdy brakowało prochu, miałam depresję. Zdarzały się też zapaści po zażyciu zbyt wielkiej dawki, ale na szczęście wyciągali mnie z nich. Człowiek, gdy brakuje mu "polepszacza" świata, zrobi dużo, bardzo dużo, aby go zdobyć.

Nie, nie - nie posunęłam się do ostateczności, nie oddałam się nikomu w zamian za amfę. Ale wiem, że inni różne rzeczy robili. Bo głód to nienawiść, nienawiść do całego świata i do siebie. To trans, hipnoza. Człowiek jest nastawiony tylko na jedno, wszystko podporządkuje tylko temu, aby zdobyć upragnioną działkę. Nie ma w tym nic romantycznego czy wzniosłego.

Miałam chłopaka, też używał narkotyków. On jest ojcem mojej córeczki., ale dla niego myśmy się nie liczyły; ważniejsze były narkotyki. Byłam już w takiej dziurze, że groziło mi więzienie i umieszczenie małej w domu dziecka lub rodzinie zastępczej. I to mnie otrzeźwiło. Zdałam sobie sprawę, że gdy odbiorą mi dziecko, świat mi się skończy. Wiedziałam, że mogę liczyć tylko na siebie. Miałam dla kogo żyć. I dlatego zgodziłam się z moją kuratorką, a ta skierowała mnie na leczenie.

Ja sama nie wiedziałam, że istnieje taka instytucja jak MONAR, że ma ośrodki terapeutyczne. Początkowo miałam być skierowana do ośrodka w Warszawie, ale w końcu stwierdzono, że tu, gdzie rozmawiamy, są lepsze warunki dla mnie z dzieckiem. Tak, córka jest ze mną, a ja codziennie widzę, że dobrze zrobiłam. Oczywiście, na początku nie było łatwo.

Ból fizyczny i psychiczny przy głodzie jest okropny. Nie wiadomo, który z nich jest gorszy. W dodatku życie w społeczności, w grupie, z tymi samymi ludźmi też nie każdemu od razu odpowiada.

Teraz wiem, że to dobry sposób, aby człowiek nie miał czasu na myślenie o tym, co było i aby go nie kusiło. Miałam takie momenty, że pomyślałam: a może, gdzieś w ubraniach nie znaleźli wszystkiego i uda mi się choć trochę... Na szczęście znaleźli wszystko. Teraz już nie chcę, jestem szczęśliwa, że jestem trzeźwa… Tak mówimy, gdy nie bierzemy.

Widzę teraz, że straciłam parę lat życia i że życie na trzeźwo wygląda inaczej. Nie jest lekko, poruszam się jeszcze niezbyt pewnie, ale wiem, że mam oparcie zarówno w innych tutaj przebywających, jak i w pracownikach ośrodka. Mam konkretne plany. Chcę pracować, chcę mieszkać tu, w Opolu.

Nie ciągnie mnie do mojego miasta. To na szczęście 200 kilometrów stąd. Gdybym wróciła do domu, to pojawiliby się ci sami starzy znajomi, te same układy. Nie, chcę mieć spokojne, normalne życie. Chcę zapewnić takie życie mojej córce.

O związku z mężczyzną na razie nie myślę. Może kiedyś, jak poznam kogoś, kto zaakceptuje mnie taką, jaką jestem, zaakceptuje kim byłam i będzie dobry dla mojej córki… może.

Boję się trochę i mam żal do ludzi, bo jak usłyszą, że ktoś jest z MONARU, to od razu inaczej patrzą. Od razu budują dystans i nie dowierzają do końca, boją się. Stają się też złośliwi... Staram się o jakieś lokum, choć wiem, że to nie takie proste. Na razie mam gdzie mieszkać. Zdobyłam pracę…

Jestem dumna, że jestem w ośrodku, że wytrwałam…. Myślę, że tak, jak my uczymy się żyć na trzeźwo, tak społeczeństwo powinno się nauczyć żyć z nami. Nie jesteśmy inni czy gorsi. Po prostu kiedyś poszliśmy inną drogą, która okazała się drogą do piekła, ale teraz już jesteśmy na właściwej ścieżce.

Tak… mam jakieś perspektywy, choć wiem, że muszę na siebie uważać, bo życie niesie wiele zagrożeń, pokus i niebezpieczeństw... ale wytrwam, wiem.


To pierwsza z dwóch rozmów, jakie przeprowadziłem w Ośrodku Terapeutycznym
MONARU
. Oboje - drugi rozmówca to mężczyzna - są w końcowym etapie
terapii. W obojgu widać radość z powrotu do trzeźwości, do normalnego życia, widać determinację w tym co robią, ale widać też i niepewność w poruszaniu się po tym normalnym świecie, tym świecie, który kiedyś odrzucili. Można wyczuć lekką nutkę pretensji do społeczeństwa, że mimo iż chcą wrócić - ono nie ma do nich zaufania.
To nie pomaga im w powrocie. Warto o tym pamiętać, bo każdy nałóg to osobista tragedia człowieka. I nie należy mu przeszkadzać w chęci wyrwania się z niej.



Informator MM:Teatry | Policja | Noclegi | Kościoły | Rozkład MPK | Wyniki Lotto |
Baseny i kąpieliska | Hot spoty | Plan miasta
| Kina w Krakowie | Pogoda w Krakowie
od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto