Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzikie życie w Krakowie. Oficjalnie mieszka u nas prawie sto dzików. Podchodzą coraz bliżej ludzi. Jak rozwiązać ten narastający problem?

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
Dziki na jednym z krakowskich placów zabaw
Dziki na jednym z krakowskich placów zabaw Czytelnik
W Krakowie mieszka oficjalnie prawie sto dzików. Według naukowców ta liczba może być mocno zaniżona. Zwierzęta rozkopują trawniki, niszczą ogrodzenia, boją się ich ludzie. W pewnym stopniu sami są winni temu, że dziki pokochały życie w mieście, np. wyrzucając odpadki z jedzenia gdzie popadnie. Konflikty między tymi zwierzętami a krakowianami narastają, dlatego miasto powołało nawet specjalny zespół, który ma się zająć ich rozwiązaniem. Do niedawna pomocne były odłownie, ale przez afrykański pomór świń nie można już przewozić dzików z osiedli na niezabudowane obszary Krakowa. Metalowe klatki świecą więc teraz pustkami.

Do naszej Redakcji regularnie docierają sygnały od zaniepokojonych mieszkańców z obrzeży Krakowa, którym dziki rozkopują trawniki i niszczą ogrodzenia. Ale nie tylko. "Ostatnio zaatakowały naszego psa. Mój tata, broniąc go, o mało sam nie został zaatakowany. Aż strach wyjść z domu".

To tylko jeden z przykładów z ostatnich dni, który pokazuje, że dziki nie tylko dokonują zniszczeń w Krakowie, ale są też zagrożeniem dla zdrowia i życia ludzi oraz zwierząt domowych. Opisana przez Czytelniczkę sytuacja miała miejsce na terenie Borku Fałęckiego, czyli w południowej części Krakowa.

Problem dostrzegli miejscy urzędnicy. Krakowski magistrat powołał nawet specjalny zespół zadaniowy m.in. z ekologami i myśliwymi w składzie, którzy zastanowią się, jak ograniczyć liczbę dzików w Krakowie. Pierwsze posiedzenie zespołu zaplanowano jeszcze w tym miesiącu. Ma się odbyć 21 marca.

"Liczebność dzików potrafi wzrosnąć o 250 proc."

Z ubiegłorocznych danych wynika, że w stolicy Małopolski są 94 dziki. Taką liczbę podali nam miejscy urzędnicy, jednak zdaniem dr Marka Wajdzika z Wydziału Leśnego Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie jest ona mocno niedoszacowana. - Gdybyśmy mieli w Krakowie jedynie sto dzików, nie było by aż tylu konfliktów między nimi a mieszkańcami - mówi dr Wajdzik. Twierdzi, że ich liczenie w mieście jest trudne.

- To nie drzewa na Plantach, które można w łatwy sposób policzyć. Ponadto trzeba pamiętać, że w okresie rozrodczym liczebność dzików potrafi wzrosnąć nawet o 250 proc. Wszystko to sprawia, że nikt: ani urzędnicy, ani myśliwi, nie będą nam w stanie podać dokładnej liczby dzików, mieszkających w Krakowie - mówi Wajdzik. Podkreśla też, że w dużym stopniu to my sami zaprosiliśmy dziki do miasta.

- Np. przez nieracjonalne gospodarowanie śmieciami. Nieraz odpadki, np. z jedzenia, wręcz wysypują się z kontenerów. Inne wyrzucamy gdzie popadnie, sprawiając, że miasto staje się idealną bazą pokarmową dla dzików. Następnym zaproszeniem było zabudowywanie zielonych enklaw na obrzeżach miasta, które w przeszłości były naturalnymi miejscami bytowania dzików - przekonuje dr Marek Wajdzik.

Na bliskie spotkanie z dzikami narażeni są szczególnie mieszkańcy bloków oraz domów jednorodzinnych, które w ostatnich latach masowo powstawały w rejonie Lasu Borkowskiego i Lasu Wolskiego, jak też na Klinach, Zakrzówku i w pobliżu doliny rzecznej Rudawy. Tamtejsze tereny zielone są idealnym siedliskiem dla tych dzikich zwierząt, które szukając jedzenia odwiedzają sąsiednie osiedla.

Bywa, że w jednym miejscu Krakowa mieszka jednocześnie do 20 dzików. - Liczby ulegają jednak znacznym wahaniom w ciągu roku, bo dziki przemieszczają się sezonowo z miasta do pól uprawnych, a po zbiorach wracają jesienią w kierunku miasta - mówi Emilia Król z biura prasowego urzędu miasta.

Lepsze odławianie czy odstrzał?

Nasilające się od kilku lat kłopoty z dzikami skłoniły urzędników do montażu w Krakowie trzech specjalnych pułapek. Jedna z nich została zlokalizowana w rejonie ulicy Obrońców Tobruku w dzielnicy Dębniki, gdzie te dzikie zwierzęta dawały się we znaki mieszkającym tam krakowianom.

Odłownia to po prostu metalowa klatka, uzbrojona w czujniki ruchu i z zamknięciem, sterowanym za pomocą aplikacji w telefonie. W środku, żeby przyciągnąć dzikie zwierzęta, wysypuje się nęcącą karmę.

- W momencie, gdy wataha dzików wejdzie do środka, urządzenie przesyła sygnał do operatora odłowni, który obserwując zdalnie widok z kamery, jest w stanie zamknąć klatkę. Następnie tunelem dziki wchodzą do auta, przeznaczonego do ich transportu - wyjaśniają nam w magistracie.

W jedną z odłowni, nad którą czuwało całodobowe pogotowie dla dzikich zwierząt, w ciągu ośmiu miesięcy złapało się 150 dzików. Następnie zwierzęta były wywożone w miejsca z dala od zabudowań.

Urzędnicy przekonują, że dzięki odłowniom udało się ograniczyć liczbę dzików w rejonie niektórych osiedli. Szkopuł w tym, że w związku z pojawieniem się w Polsce afrykańskiego pomoru świń (ASF), czyli szybko szerzącej się, zakaźnej choroby wirusowej, która występuje także wśród dzików, w sierpniu 2021 r. na terenie całego kraju został wprowadzony zakaz ich przemieszczania. Efekt dla Krakowa jest taki, że wyłapywane dzięki odłowniom zwierzęta nie mogłyby być już przenoszone m.in. na niezabudowane tereny Rybitw. Ich działanie straciło więc sens, zatem klatki... stoją obecnie nieużywane.

- W Krakowie ASF nie ma, więc rozmawiamy z powiatowym lekarzem weterynarii, by można było odławiać dziki i przemieszczać je na obszary niezabudowane w obrębie danego obwodu łowieckiego na terenie miasta. Temat poruszymy także na jednym z posiedzeń zespołu zadaniowego - zapewnia nas Małgorzata Mrugała, która jest dyrektorem Wydziału Kształtowania Środowiska Urzędu Miasta Krakowa.

Marek Wajdzik nie jest przekonany co do tego, że odławianie dzików i przemieszczanie ich w inne miejsca jest dobrym sposobem ograniczania ich liczebności w zabudowanych częściach Krakowa.

- Jaką mamy pewność, że one nie wrócą? Warto zauważyć, że wiele dzików, które mieszkają w Krakowie, tutaj się urodziły i tutaj dojrzewały. Są przyzwyczajone do miejskiego zgiełku. Jest duże prawdopodobieństwo, że powrócą, szukając środowiska, które dobrze znają - twierdzi dr Wajdzik.

Dodaje, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem, które ograniczy populację dzików w mieście, jest ich odstrzał. - Myśliwi mogą odstrzeliwać dziki na terenie miasta w odległości 150 metrów od zabudowań. Ta metoda jest stosowana. Z najnowszych danych wynika, że od kwietnia ubiegłego roku do teraz na terenie Krakowa odstrzelono ok. 400 dzików. To też pokazuje, że podana przez urzędników liczba blisko stu, które mają żyć w naszym mieście, jest jak wspomniałem mocno niedoszacowana - mówi dr Wajdzik.

Tymczasem urzędnicy zauważają, że odłownie pozwalały ograniczyć populacje dzików w sposób całkowicie humanitarny. - Stosowano je szczególnie na terenach, gdzie niemożliwe było użycie broni palnej - twierdzi magistrat. Jego przedstawiciele przekonują, że wprowadzony zakaz przemieszczania dzików sprawił, że obecnie konflikty między tymi zwierzętami a mieszkańcami coraz bardziej narastają.

Liczba innych dzikich zwierząt, żyjących w Krakowie (dane za 2022 rok):

  • lisy - 198 (mogą być nosicielami wielu pasożytów, ale i chorób, ze wścieklizną na czele. Nie powinniśmy się do nich zbliżać. W przypadku spotkania najlepiej spokojnie oddalić się z miejsca. Nie wolno ich drażnić ani dokarmiać);
  • sarny - 557 (często ulegają wypadkom komunikacyjnym oraz pogryzieniom przez psy, które są puszczane luzem. Ich leczeniem i rehabilitacją zajmują się całodobowe pogotowie dla dzikich zwierząt gatunków chronionych oraz łownych na terenie Krakowa i Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Tomaszowicach).
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dzikie życie w Krakowie. Oficjalnie mieszka u nas prawie sto dzików. Podchodzą coraz bliżej ludzi. Jak rozwiązać ten narastający problem? - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto