Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzień, w którym zyskałem wolność [zdjęcia]

Piotr Kubic
Piotr Kubic
Oczywiście nie spodziewałem się, nie miałem pojęcia, że będzie to przełom, podobnie jak Steve Jobs, kiedy się go pozbywano z Apple.

Wielki Korowód Juwenaliowy [zdjęcia]


Jobs się bronił, ale bez skutku, bo nie wiedział wtedy, że opuszczenie firmy będzie kamieniem milowym na drodze do jego kolejnych osiągnięć. Ja też teraz jeszcze tego nie wiem, ale jestem dziwnie pewien przyszłych osiągnięć, one z pewnością i niewątpliwie nadejdą, pozostaje tylko czekać. Dzień, w którym pożegnałem się z moim wieloletnim miejscem parkingowym.

Tak więc powiedziałem: żegnaj! Zupełnie jak w powieści lub w filmie. Poinformowałem kogo trzeba, ostrzegłem kogo należało (choć nie bardzo było przed czym) i wreszcie stało się - koło mojego samochodu więcej tam nie postanie. Zresztą nie ma się czym szczycić ani denerwować, parkowanie właśnie tam od lat odbywało się psim swędem, to była gra ze służbami porządkowymi, w której obie strony doszły z czasem do perfekcji.

Kim jest tajemniczy pan z pieskiem?

Sytuacja mogłaby trwać tak nadal, gdyby nie tajemniczy pan z pieskiem. Zresztą nie wiem, czy ktoś go kiedyś widział, ja na pewno nie, ale Grzesiek ponoć tak. Grzesiek to kolega z pracy, twierdził, że wie dokładnie, kto to jest, i że mu powie do słuchu, ale najpierw poprosi. Jak po prośbie się nie uda, to wtedy Grzesiek mu powie, a dopiero potem zrobi z nim porządek. Ja nie zamierzałem już czekać na starania Grześka, zresztą sam nie za bardzo w nie wierzyłem, bo Grześka znałem już trochę lat. Czy więc był to pan z pieskiem, czy ubrani na zielono jegomoście, których się zwykle podejrzewa o takie sprawki, faktem jest, że dostało się i nam i służbom miejskim, które z ubolewaniem, ale jednak musiały podjąć odpowiednie kroki. A to dlatego, że skargi pisane rzekomo przez pana z pieskiem bądź rzeczonych "zielonych" posypały się i na owe poczciwe służby. Zdaliśmy sobie sprawę, że do gry wkroczyła trzecia siła, która nie liczyła się z nikim, a do dyspozycji miała rozległe i bezlitosne narzędzie - miejskie przepisy, skargi, donosy oraz prawo, które do tej pory leżało sobie cicho na półeczce i nikt po nie nie sięgał.

Tak więc zwinąłem manatki i odjechałem, choć szef próbował mnie zatrzymać i przekonać, żebym się nie bał, tylko dalej stawał. Mnie jednak przestało się już to opłacać, bo zamiast upomnień zacząłem dostawać konkretniejsze wezwania, jak na przykład te "do zapłaty". Sam się skazałem na wygnanie i wędrówkę. Koniec z parkowaniem przy miejscu pracy! Bo przecież dlaczego właśnie mnie miałby spotykać taki zaszczyt?

Samochód czy tramwaj?

- A w ogóle po co wsiadasz, człowiecze marny, do tego przeklętego samochodu? - zasłyszałem kiedyś w tramwaju, choć nie pod moim adresem.
- Ale ale, zaraz, ja po prostu muszę. Dzieci odprowadzić do przedszkola i do szkoły, potem na drugi koniec miasta do pracy, potem dzieci na zajęcia plastyczne i muzyczne, potem na basen, a jak zdążę ja? Ja nie mam wyjścia.
- Tak ci się tylko wydaje. A nasza komunikacja miejska? Której standard ciągle rośnie, a dowodem są coraz wyższe ceny biletów!
- Tak tak, rzeczywiście, przepraszam. Komunikacja. Już biegnę (na przystanek).
- No!

No.

Była właśnie wiosna. Na ulice wychynęły płaskie samochody z kabiną na przedzie i jajowatymi bąblami na dachu, mrugającymi kolorem pomarańczy. Jak budzące się z zimowego snu niedźwiedzie, leniwie gramoląc się w szpalerach aut, wciągały jedne po drugich na swoje grzbiety. Ale ja byłem już daleko. Dla mnie jutrem była nieznana przestrzeń, bo za każdym razem inna. Wolny kawałek chodnika, choćby spękanego, zapadniętego i poplamionego, znajdowałem dziś tu, wczoraj - po drugiej stronie miasta, a jutro - kto wie gdzie? Młodzieńcze marzenie o niekończącej się podróży ziściło się właśnie teraz, wśród zapachu otwierających się pąków bzu przy Uniwersytecie Pedagogicznym lub z widokiem na Komendę Główną, gdzieś za Zakładami Farmaceutycznymi "Pliva". Przydrożne księgarnie, kawiarnie, I tak jest do dziś. Za każdym razem, zatrzymując wreszcie samochód po fascynującym poszukiwaniu wolnego miejsca, otwieram drzwi od samochodu i nowy, niespodziewany widok tchnie czymś szczególnym. Tego mi było trzeba. Wspomnienie studiów i włóczęgi po mieście pojawia się natychmiast. Z bólem nostalgii i zarazem wolą walki o nową przyszłość, rozlepiam patriotyczną odezwę nowego porządku:

1. Kierowco, nie gardź nawet wątłym kawałkiem chodnika o popękanych i zapadniętych płytach i wądołach.
2. Trenuj i nie poddawaj się, a w sztuce parkowania dojdziesz z czasem do perfekcji.
3. Wspomnij towarzyszy niedoli i parkuj tak, aby im też coś z miejsca zostawić.

"Pan w którą stronę?". "W przeciwną"

Pewnych zakątków Krakowa nigdy bym nie zobaczył, gdyby nie ów nieznany mi pan z pieskiem lub jeszcze bardziej tajemniczy i ubrani na zielono dżentelmeni. Jak na przykład Bastion V Fort Mogilski, obiekt zaskakujący swoją klasą w samym środku wykończonego z rozmachem Ronda Mogilskiego. W jego zakamarki wprowadził mnie raz nieogolony jegomość powłóczący poplamionymi nogawkami; gdy pojawiliśmy się równocześnie w pasażu, zapytał szybko:

- Pan w którą stronę?
Domyśliłem się na tyle szybko, by go nie rozczarować:
- W przeciwną niż pan.
Co przyjął z zadowoleniem, pospiesznie skręciwszy w lewo i gdzieś tam, gdzie widziałem tylko jego głową chylącą się w dół, oddał się czynnościom, przy których zwykle pozostajemy sami.

Inny kątek to Beverly Hills, już wkrótce dostępne dla zwiedzających. Albo Las Vegas, niepozorne miejsce, nieprzerwanie gościnne dwadzieścia cztery godziny na dobę, tak elektryzujące każdego, kto tylko o nim usłyszy. Przyznaję, nie widziałem ich wcześniej, nie miałem pojęcia, że są tak niedaleko. Kto wie, co jeszcze mnie czeka w podróżach "w poszukiwaniu dużej litery P na niebieskim tle"…?

PS. Przy tej okazji chciałbym podziękować tym, którzy przyczynili się do zmiany w moim życiu. Komu? Tego dobrze nie wiem, na polityce i na rządzeniu się nie znam. Może więc podziękować panu z pieskiem? O ile oczywiście go spotkam i rzeczywiście istnieje. A może, zobaczywszy, że do niego podchodzę, przestraszy się i zacznie uciekać? Albo wprost przeciwnie - będzie szczuć na mnie psa i obsypywać wyzwiskami… A może on po prostu teraz czyta ten tekst, piszę więc szczerze: dziękuję.

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto