Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dominik Dudek, zwycięzca "The Voice Of Poland": Początkowo w ogóle nie wierzyłem w to, że mogę wygrać

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Dominik Dudek z Limanowej został zwycięzcą telewizyjnego talent-show "The Voice Of Poland"
Dominik Dudek z Limanowej został zwycięzcą telewizyjnego talent-show "The Voice Of Poland" Zuza Sosnowska
Dominik Dudek podbił serca wielomilionowej widowni i wygrał ostatnią edycję "The Voice Of Poland". Młody piosenkarz z Pasierbca pod Limanową, mieszkający na co dzień w Krakowie, opowiada nam o tym, na co przeznaczy nagrodę w wysokości 50 tys. zł, jak to się stało, że zgłosił się do talent-show i czy nadal będzie pracował na budowach w firmie swojego taty.

- Ochłonąłeś już po wszystkim?
- To dopiero dwa dni. Jeszcze nie odespałem zarwanych nocy. Nie zdążyłem też wszystkim odpisać na smsy, bo dostałem setki wiadomości. Potrzebuję na to więcej czasu. Teraz jestem już w Limanowej w domu rodzinnym i odpoczywam w zimowych górach.

- A gdzie postawiłeś statuetkę „Voice’a”?
- Póki co leży w moim pokoju. Nie wiem gdzie będę mieszkał za chwilę – może w Warszawie? Czas pokaże. Dlatego statuetka nie ma jeszcze stałego miejsca.

- A masz już pomysł na co przeznaczysz nagrodę?
- Obiecałem swojej dziewczynie, że zabiorę ją na wakacje. A reszta pójdzie na muzyczne sprawy. Na co konkretnie – jeszcze nie wiem. Te pieniądze trzeba mądrze spożytkować, żeby pomogły mi na początku kariery.

- To dzięki Oli pojawiłeś się w „The Voice Of Poland”. Czym cię przekonała, żebyś się zgłosił?
- Przed „Voice’m” chciałem skończyć z muzyką. Występowałem wtedy z grupą Redford. Ciężko się nam było przebić, nie wszystkie nasze decyzje okazały się dobre, więc byłem bardzo zmęczony tym wszystkim. Ola zobaczyła we mnie jednak coś więcej i powiedziała: „Dominik proszę cię ostatni raz – spróbuj”. Wysłałem więc dwie piosenki do „Voice’a” i od razu dostałem odpowiedź, że się dostałem.

- Kiedy pojawiłeś się w programie, wielu widzów od poczatku typowało cię na jego zwycięzcę. Dzięki nim uwierzyłeś w siebie?
- Kiedy szedłem na przesłuchania w ciemno, myślałem, że nikt się nie odwróci. Do tego dostałem piosenkę, z której nie byłem zadowolony i chciałem zrezygnować. Zostałem jednak – i wyszło mi to na dobre. Ale początkowo w ogóle nie wierzyłem w to, że mogę wygrać.

- Wybrałeś drużynę Tomsona i Barona. Jak ci się z nimi pracowało?
- Oni są niesamowici. Od razu wiedziałem, że jak tylko się odwrócą, to na pewno chcę iść do nich. Po prostu po drodze mi z nimi pod względem muzycznym. Przez cały program bardzo mnie wspierali. Dodali mi dużo pewności siebie, której nie miałem na początku programu. „Dominik potrafisz!” – powtarzali na każdym etapie. I w końcu poskutkowało.

- A jakie miałeś relacje z innymi uczestnikami?
- Mieliśmy dobry kontakt. Dlatego na pewno te znajomości zostaną na dłużej. Poznałem mnóstwo wspaniałych osób.

- Który etap był dla ciebie najtrudniejszy?
- „Nokaut”. Zawsze to powtarzam. Ze względu na piosenkę, jaką dostałem, ale też ze względu na świadomość, że muszę być zamieniony za kogoś innego z drużyny. Padło na Kamila Szeka – i nie było to łatwe. Dlatego mocno to przeżyłem. Tym bardziej, że była to przepustka do odcinków na żywo.

- W trakcie programu nagrałeś pierwszy własny singiel - „Wydaje się”. Jak ci się pracowało z topowymi producentami z duetu Hotel Torino?
- Przyniosłem do ich studia kilka własnych piosenek i wspólnie uznaliśmy, że „Wydaje się” będzie najbardziej odpowiednia. Potem siedliśmy – i zrobiliśmy ten numer. Patryk i Dominik są świetnymi gośćmi, mają wielkie doświadczenie i od razu wiedzą co trzeba wymienić, a co zostawić w piosence.

- To ten singiel sprawił, że widzowie w finale wybrali właśnie ciebie?
- Trudno powiedzieć. Ale faktycznie miałem mnóstwo sygnałów, że to dobra piosenka. Po trzecim czy czwartym przesłuchaniu tak wchodzi w głowę, że trzeba jej posłuchać kolejne razy. Bardzo się z tego cieszę, bo przecież o to właśnie chodzi w muzyce.

- Jedni cię porównują do Korteza, a inni do Dawida Podsiadło. Co o tym sądzisz?
- Nie inspiruję się nimi. Najbliższa jest mi muzyka brytyjska. Kiedy byłem w technikum na zakończenie roku trzeba było wykonać jakąś piosenkę. Ponieważ nikt nie chciał, powiedziałem, że ja zaśpiewam. Wybrałem utwór „Scientist” grupy Coldplay – i do dzisiaj jest to moja ulubiona piosenka. Sięgnąłem potem po płyty Coldplay i znam dzisiaj chyba ich wszystkie nagrania na pamięć. Ale lubię też inne brytyjskie grupy – Oasis, Blur czy Radiohead.

- Wykonywałeś taką muzykę z grupą Redford. To było ważne doświadczenie w twojej karierze?
- Zdecydowanie. Chciałem temu poświęcić się w całości, ale okazało się, że trudno w Polsce wyżyć z muzyki, szczególnie jeśli gra się w mało znanym zespole. Ale mieliśmy kilka sukcesów na swoim koncie. Choćby nagraliśmy płytę z Edwinem Collinsem.

- Jak do tego doszło?
- Mój kolega Tomek mieszka w Londynie i zna syna Edwina. Podesłał mu nasze piosenki, a ponieważ mus się spodobały, przyjechaliśmy do jego studia w Szkocji. Edwin wszystko sfinansował: podróż, noclegi, nagrania. W dziesięć dni powstał materiał na naszą płytę, która nie została jednak jeszcze wydana.

- Dlaczego?
- Przyszła pandemia i nie było dobrego momentu na takie rzeczy. Teraz jest idealny czas na jej premierę.

- To znaczy, że będziesz działał solowo i z zespołem?
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Koledzy z zespołu powiedzieli, że nie ma dla nich żadnego znaczenia czy będę ze mną grać pod szyldem Redford czy Dominik Dudek. Chodzi o muzykę – a nie o nazwę.

- Kibicowali ci w programie?
- Bardzo. Nawet przyjeżdżali do Warszawy i uczestniczyli w nagraniu kilku odcinków.

- Masz za sobą Akademię Muzyczną. Takie doświadczenie też przydaje ci się w śpiewaniu popu i rocka?
- Nie do końca. W Polsce można studiować klasykę lub jazz. Wybrałem tę drugą i uczyłem się grać na saksofonie. Wykorzystałem go podczas finału programu – zagrałem na nim w piosence na otwarcie w trio z Tomsonem i Baronem.

- Pracujesz na budowie w firmie swojego taty. To dobra odskocznia od show-biznesu?
- Wiele razy wracając do domu po pracy już nic mi się nie chciało. Ani ćwiczyć na instrumencie, ani pisać nowych piosenek. Byłem tak zmęczony. Bo to ciężka praca. Ale żadna praca nie hańbi i nie wstydzę się, że pracowałem na budowie. Teraz jednak nie zapowiada się, abym wrócił do tego zajęcia.

- Masz ponoć pełną szufladę piosenek. Jaka będzie twoja debiutancka płyta?
- Tego nikt nie wie. Ale faktycznie – piosenek jest dużo. Pisałem je przez minione pięć lat. Czekały na lepsze czasy – i wreszcie się doczekały. Teraz nic, tylko je dokończyć i wydawać. Na pewno wystarczy tych utworów na trzy płyty.

- Można cię gdzieś zobaczyć na koncercie?
- Jasne. Jest zespół Redford - i on gra na żywo. Uwielbiam koncerty i już nie mogę się ich doczekać.

- Skąd pomysł na twój charakterystyczny image – małą czapeczkę na głowie?
- Chyba jestem jedynym piosenkarzem w Polsce, który nosi taką czapeczkę. Bardzo komfortowo się w niej czuję i lubię w niej chodzić. Nic więcej się za tym nie kryje.

- Mieszkasz w Limanowej. Jak przyjęto tam twoje zwycięstwo?
- Miałem ogromne wsparcie ze strony ludzi z Limanowej. Wszyscy wysyłali na mnie sms-y. I są tego efekty – udało się wygrać. Teraz ciężko przejść przez miasto, żeby nie być zaczepionym przez kogoś co chwilę. Ale to bardzo miłe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Dominik Dudek, zwycięzca "The Voice Of Poland": Początkowo w ogóle nie wierzyłem w to, że mogę wygrać - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto