Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Degustacja wielkanocnych serników [ZDJĘCIA, WIDEO]

Karolina Gawlik, Katarzyna Kojzar
fot. Joanna Urbaniec
Dziesięciu degustatorów oceniało zapach, wygląd, a przede wszystkim smak serników. Goście wybierali najpyszniejsze ciasto spośród pięciu naszych propozycji. Było słodko!

WIDEO: Szukaliśmy sernika, który pachnie Wielkanocą

Autor: Joanna Urbaniec

Prawdziwy, tłusty ser z Kleparza, wiejskie jajka, zapach wanilii i cienka warstwa ciasta - siła sernika tkwi w jego prostocie. Choć oczywiście z bakaliami można trochę poszaleć. W wypieku, bez którego nie wyobrażamy sobie Wielkanocy, szukamy smaku dzieciństwa, którym rozpieszczała babcia, mama lub ciocia. Czy w cukierniach i kawiarniach można jeszcze dostać sernik z prawdziwego zdarzenia? Podjęłyśmy to wyzwanie.

Nie mogłyśmy dokonać tak ważnej oceny bez naszych specjalistów. Do wspólnego testowania, które zaplanowałyśmy w urokliwej restauracji "Biała Róża", zaprosiłyśmy gwiazdy krakowskiej sceny artystycznej, naukowej i kulinarnej. Degustatorom podałyśmy pięć serników. Każdy miał być oceniany w skali od 1 do 5 w trzech kategoriach: wygląd, zapach i smak. Nasi jurorzy nie wiedzieli, z jakich cukierni pochodzą ciasta.

Sernik czy serowiec?

Hasło przewodnie naszej degustacji wymyślił krakauer Leszek Mazan: "Przy jedzeniu serników łakomstwo jest cnotą". Nasi jurorzy na dodatkowe kalorie nie narzekali, ale za to wobec serników byli bardzo wymagający. Zanim jednak je podałyśmy, zdecydowany głos zabrał Mieczysław Czuma, znawca krakowskiej historii.

- U nas na Zwierzyńcu nie mówiło się sernik, tylko serowiec! Analogicznie do makowca czy do orzechowca - opowiadał. - Można powiedzieć, że to taka nasza polska pizza. Włosi wrzucają na placek różne rzeczy, sery, przyprawy. A my mieliśmy łatwy dostęp do twarogu, do którego dodawaliśmy bakalie, orzechy, wanilię. Ze zwykłego białego sera robiliśmy i nadal robimy cuda - tłumaczył.

Mimo że wszyscy jurorzy jako najważniejszą cechę idealnego sernika wymieniają prostotę i tradycję, aktor i poseł Jerzy Fedorowicz zaczął obmyślać innowacyjne przepisy. - Ja bym spróbował zrobić takie ciasto z jakiegoś innego sera. Może z bryndzy? - zastanawiał się. Pomysł jednak nie spotkał się z aprobatą reszty towarzystwa. - Sernik nie może niczego udawać, być pretensjonalny i przekombinowany - sprzeciwił się artysta Andrzej Sikorowski.

Głos naukowy wniósł do dyskusji prof. Ryszard Tadeusiewicz. - Wszystko można opisać naukowo. W przypadku serników można zbadać twardość, zrobić mikrobiologiczną analizę zawartości bakterii. Z tym, że sernikiem lepiej jest po prostu się rozkoszować! - podkreślał były rektor AGH.

Jedynka. Kasza, a nie ser

Pierwszy sernik wydał się degustatorom całkiem imponujący. Puszysty, z ozdobną kratką na górze. Jednak w smaku: porażka. Kupiłyśmy go w cukierni "Michalscy" na placu Dominikańkim. - Ma konsystencję kaszy, a nie pysznego, mokrego sera. Jest za suchy i ziarnisty - kręcił nosem prof. Czesław Dźwigaj.

Nasz małopolski MasterChef, czyli Dominika Wójciak znalazła jeden pozytyw: ładny zapach. Ale smak, mówiąc delikatnie, już nie zachwycał. Zresztą wszyscy jurorzy dawali surowe noty. - Jest sztuczny, bez charakteru - podkreślił Andrzej Sikorowski. Z kolei właścicielka "Białej Róży", Urszula Kania podsumowała: - Zdecydowanie brakuje w nim dobrego jajka.

Dwójka. Nadużycie nazwy

Potem na talerzach pojawiła się nasza mała pułapka dla jurorów: przygotowałyśmy sernik "z proszku". Wykwalifikowane podniebienia degustatorów nie dały się jednak zwieść Doktorowi Oetkerowi, bo, jak zgodnie podkreślali, ciasto powinno być pełne naturalnych aromatów. Temu nasz gotowiec nie podołał.

Ale, trzeba przyznać, wyglądał całkiem ładnie. Miał ciemny spód i czekoladową kruszonkę. Na tym chyba skończyły się plusy sernika. - Smakuje jak z serka homogenizowanego, a nie z twarogu - zauważył Leszek Mazan. Mieczysław Czuma był tak zdezorientowany naszym "specjałem", że chwilę mu zajęło, aż znalazł odpowiednie określenie. - To jest bardziej ciasto budyniowe, a nie serowe. Do tego ta czekolada... Niszczy wszystko - zauważył.

Wyrób sernikopodobny nie zasmakował nawet najmłodszym degustatorom. Tobiasz, syn artystki Marty Honzatko, poprosił o dodatkową szklankę soku, żeby pozbyć się niedobrego smaku z ust. - To nadużycie w stosunku do nazwy sernik - wtórował pozostałym prof. Tadeusiewicz. Bezlitośnie wypowiedział się Leszek Mazan, określając ciasto "huśtawką zwątpienia i rozpaczy".
Sytuację starała się załagodzić Domninika Wójciak, jakby domyślając się, że to ciasto naszego autorstwa. - Nie jest aż taki straszny... tylko to raczej sernik na zimno- stwierdziła.

Trójka. Jest coraz lepiej

Bardzo surowi ci nasi jurorzy, ale przy serniku numer trzy, na ich twarzach pojawił się uśmiech zadowolenia z degustowanego kawałka. Skromny, prosty, ale smaczny i domowy - tak określili sernik z cukierni "Buczek". - Jak na razie najlepszy. Może za mało pachnie, ale jest zbliżony do ideału, czyli sernika mojej mamy. Tobiasz we wszystkich rubrykach wpisał piątki - mówiła Marta Honzatko.

Zgadzał się z nią prof. Czesław Dźwigaj, zachwycając się glazurą na wierzchu ciasta. Ulgę po zjedzeniu trzeciego sernika widać też było na twarzy prof. Tadeusiewicza. - Jeszcze się nie zakochałem, ale jestem na dobrej drodze... - żartował.

Dla Dominiki Wójciak, sernik od "Buczka" to zadowalający przeciętniak. - Gdybym go kupiła, nie byłabym zła. Ale fajerwerków też nie ma - podsumowała. Mieczysław Czuma żałował, że w serniku nie ma bakalii. - Coś oszczędzają te krakowskie centusie... - wzdychał.

Czwórka. Kroi się faworyt

Przy serniku numer cztery degustatorzy jeszcze bardziej się ożywili. Kupiłyśmy go na krakowskim Rynku w "Słodkim Wentzlu".
- Bakalie są na pokładzie! - wykrzyczał prof. Dźwigaj, uprzedzając kolegów, którzy jeszcze nie dostali swojej porcji, a rodzynek i orzechów z tęsknotą wypatrywali. - Chyba specjalnie tak ułożyłyście serniki, żeby było od najgorszego do najlepszego! - patrzył na nas podejrzliwie.

Dominika Wójciak i Mieczysław Czuma dostrzegli jeszcze inny, bardzo pozytywny walor ciasta - cytrusowy posmak. - Czuć cytrynę, więc ma charakter - podkreślał Czuma. - Ten sernik to takie dwa w jednym. Z jednej strony czuć pomarańczową nutę, charakterystyczną dla mazurka i kremowy ser, typowy dla sernika. Jest zarówno słodki, jak i kwaśny - zachwalała nasza specjalistka.

"Wentzl" zachwycił także Andrzeja Sikorowskiego. - Wreszcie ciasto, kóre można serwować bez wstydu! Jest smaczne, bez pretensji, idealnie dosłodzone i nieprzekombinowane - nie mógł się nachwalić.

Nie wszyscy byli jednak entuzjastami "Wentzla". Dla Marty Honzatko i prof. Tadeusiewicza sernik był za kwaśny. Fedorowicz ciągle nie znalazł swojego ideału. - Jest dobry, mokry, ma bakalie, więc wszystko w porządku. Ale to wciąż nie to, co potrafi upiec moja żona - zamyślił się.

Piątka. Rokokowy wygląd

Faworytowi mógł zagrozić jeszcze tylko jeden sernik. Kupiłyśmy go u konkurencji po sąsiedzku - w "Cafe Wierzynek". Wyglądał zupełnie inaczej niż pozostałe - miał dwukolorową polewę, był obsypany migdałami, a niektóre fragmenty zdobiły cienkie kawałeczki białej czekolady. - Jest za suchy i zbyt mocno pachnie, czuję sztuczne aromaty. Całość pogarszają te ozdoby - kokos czy co innego oni tam dodali... - krzywił się Fedorowicz.

Wymyślna dekoracja nie skradła serc większości naszych degustatorów. - To chyba jakiś gotowiec! - krzyknął Sikorowski. - Wygląda jak zrobiony w stylu rokokowym - ironizował.

Znalazł się jednak obrońca "Wierzynka". - Piątka jest na piątkę! I to nie tylko dlatego, że lubię piątkę, bo urodziłem się 5 maja, ale dlatego, że ten sernik mnie uwiódł! Ma bakalie, jest odpowiednio mokry, a do tego te migdały... - rozmarzył się prof. Tadeusiewicz.

Słodkie zwycięstwo

Dwie godziny w pięknych wnętrzach "Białej Róży" minęły bardzo szybko: nim się obejrzeliśmy, karty do oceny serników był już wypełnione. Nic dziwnego: Urszula Kania dbała, żeby żadnemu z gości nie brakowało kawy, herbaty czy wina - idealnie dobranego do słodkich wypieków. Szef kuchni przygotował dla nas popisowy sernik, prosty, ale podany w oryginalny sposób - ze śliwką, malinami i bezą. Jurorzy trochę żałowali, że nie mogą włączyć go do konkursu.

Po podliczeniu punktów potwierdziły się przewidywania - wygrał sernik numer cztery, czyli ten ze ,,Słodkiego Wentzla".
- Idealna konsystencja, niezbyt odświętny wygląd, ale dzięki temu kojarzy się z domem. Zdecydowany numer jeden - oceniała okiem znawcy Urszula Kania. - Ale trzeba przyznać, że wygrał, bo nie miał dużej konkurencji - dodał Jerzy Fedorowicz.
Z grupy wyłamali się Marta Honzatko i prof. Tadeusiewicz. Artystka najwyżej oceniła sernik od "Buczka", naukowiec ten z "Wierzynka".

Na pożegnanie niezawodny Mieczysław Czuma podkreślił, że sernik pochodzi z Krakowa, tylko wiedeńczycy nam go ukradli. - W 1820 roku jeden z Estreicherów pojechał z żoną do Wiednia. Wzięli ze sobą przepis na sernik mamy. Żona nie lubiła piec, więc na przyjęcie zleciła przygotowanie sernika tamtejszemu cukiernikowi. Kiedy ten upiekł ciasto, okazało się, że jest okropne, bo dodał do niego... ser żółty! Kiedy poznał prawdziwy przepis, opracował go i zaczął sprzedawać jako sernik wiedeński - wyjaśnił.
Czyli nasz sernik był wcześniej niż wiedeński. Możemy być z niego dumni. Zwłaszcza, gdy smakuje, jak ten od ,,Wentzla".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto