Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dawid Podsiadło i Sanah zdominowali rodzimą scenę pop. Są jednak wykonawcy, którzy mają ochotę dołączyć do tego panteonu

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Dawid Podsiadło wydał w minionym roku swój czwarty album studyjny - "Lata dwudzieste"
Dawid Podsiadło wydał w minionym roku swój czwarty album studyjny - "Lata dwudzieste" Sylwia Dąbrowa
Rynek muzyki popularnej bardzo się zmienił w ostatnich latach. Dzisiaj słucha się ulubionych piosenek nie z płyt, ale w serwisach streamingowych. W efekcie to przede wszystkim młodzi ludzie lansują nowe gwiazdy. Jak wyglądało to w minionym roku?

Wyższy podatek od nieruchomości od 2023 roku

od 16 lat

Na rynku nowoczesnego popu mamy od dłuższego czasu dwie największe gwiazdy – Dawida Podsiadło i Sanah.

Ten pierwszy dozuje swe nowe nagrania z wyraźną powściągliwością. Na jego czwarty album czekaliśmy od 2018 roku. „Lata dwudzieste” co prawda pokryły się platyną (to oznacza dziś sprzedaż ponad 30 tysięcy egzemplarzy fizycznych nośników), ale tak naprawdę okazały się jedynie przyzwoitym albumem, nie wywołując większego entuzjazmu krytyków. Głośniej było w mediach o zapowiedzi apostazji w wykonaniu Podsiadły niż o walorach jego premierowych nagrań.

Bardziej postarała się Sanah, bo na swoją nową płytę zaprosiła cały zestaw znanych gości – od Grzegorza Turnaua po Artura Rojka. Nic więc dziwnego, że „Uczta” okazała się bestsellerem, zyskując status diamentowej płyty (czyli ponad 150 tysięcy egzemplarzy). Jakby tego było mało młoda wokalistka zaserwowała w mijającym roku drugi album – „Sanah śpiewa poezyje”. Jej próba zmierzenia się z piosenką literacką, wywołała jednak lekką konsternację w mediach, bo miała nazbyt pretensjonalny charakter.

Nie brak na polskiej scenie muzycznej kolejnych wykonawców, którzy mają ochotę wedrzeć się na ten popowy panteon. To przede wszystkim Mrozu, który wraz z płytą „Złote bloki” objawił się jako polski Bruno Mars, z powodzeniem przekładający na rodzimy język nowoczesny soul zza oceanu. Równie charyzmatyczną osobowością okazał się Ralph Kaminski. Sensacją była jego ubiegłoroczna płyta z piosenkami Kory. Jeszcze bardziej chwalono tegoroczny „Bal u Rafała” – za oryginalność, fantazję i przebojowość. Nie poddaje się również Lanberry, skręcając jednak w tym sezonie na „Obecnej” w stronę przebojowego pop-rocka w stylu Demi Levato czy Avril Lavigne.

Gdyby Monika Brodka poszła dekadę temu tropem niezwykle wówczas popularnej „Grandy”, dzisiaj byłaby na miejscu Podsiadły i Sanah. Tymczasem zwróciła się ona w stronę bardziej alternatywnej muzyki. Trzeba ją jednak docenić za tę odwagę – a potwierdza ją tegoroczna płyta piosenkarki. „Sadza” powstała pod okiem cenionego producenta abstrakcyjnego hip—hopu, działającego pod pseudonimem 1988. To pierwsze od czasu „Grandy” wydawnictwo Brodki po polsku. Wyjątkowo intymne teksty wokalistki zostały opakowane w oryginalne dźwięki, przypominając dokonania Björk z lat 90. Dla wielu krytyków „Sadza” to najlepszy album minionego sezonu.

Dzięki flirtowi z nowoczesną elektroniką pop przestał być w ostatnich latach obciachowy dla młodych słuchaczy. Nic więc dziwnego, że mamy prawdziwy wysyp młodych wykonawców w obrębie tej stylistyki. Wielkim zaskoczeniem okazał się w minionym roku debiutancki album Julii Wieniawy. „Omamy” przyniosły zmysłowe piosenki, zaśpiewane i wyprodukowane na światowym poziomie. Podobnie wypadły solowe płyty krakowskich artystów – Igo i Bass Astrala. Ten pierwszy jawi się rodzimą wersją Justina Timberlake’a, z kolei ten drugi – potrafił stworzyć spójny album producencki z różnymi wokalistami.

Bardziej tradycyjne w formie nagrania zaprezentowali w minionym roku inni debiutanci – Rubens (płyta „Piosenki, których nikt nie chciał”) i Jakub Skorupa („Zeszyt pierwszy”) oraz duet Martin Lange („Kontrasty”). Ich muzyka balansuje między popem a rockiem i odwołuje się do najlepszych tradycji tego gatunku z lat 80., zgrabnie łącząc chwytliwe refreny z inteligentnymi tekstami. Czy to uczyni z nich w przyszłości gwiazdy na miarę Podsiadły?

Klasyczny rock wydaje się być już estetyką wyłącznie dla „dinozaurów’. T.Love postanowili w tym roku na swe czterdziestolecie udowodnić, że nadal są w stanie stworzyć przebojowe piosenki o tym, co dzieje się tu i teraz – niestety: album „Hau! Hau1” jest jedynie cieniem najlepszych dokonań zespołu z początku lat 90. Nie inaczej rzecz się ma z Wilkami. „Wszyscy marzą o miłości” to banalny do bólu tytuł – i takie same są piosenki na firmowanej nim płycie. Zdecydowanie lepiej radzi sobie Wojciech Waglewski. „Premiera” zawiera niespieszne ballady o mądrych tekstach, sprawiając wrażenie, że czas nie ima się Voo Voo.

W kręgu mocniejszego rocka w Polsce rządzi Robert „Litza” Friedrich. Jego Luxtorpeda nadal pędzi do przodu – i wydana w tym roku jej „Omega” zaskakuje wyjątkowo mocnym i ciężkim graniem. Nic w tym dziwnego, wszak „Litza” zjadł zęby na takiej muzyce, występując niegdyś w Acid Drinkers czy 2TM2,3. Jego kolega Tomasz Budzyński nie ożywił w tym roku swej Armii, a zamiast tego zaserwował kolejny album solowy. Choć „Pod wulkanem” to nazbyt monotonny muzycznie zestaw, broni się on jak zwykle w przypadku tego artysty oryginalnymi tekstami.

Dużo ciekawego dzieje się w polskiej alternatywie. Druga płyta zespołu Iggy & The Black Trees potwierdziła, że garażowy rock może być nadal atrakcyjną formułą. Piosenki z „Revolution Comes In Waves” są jednak nazbyt szorstkie i brudne, by przebić się do mainstreamu. Nie inaczej rzecz się ma z muzyką Trupy Trupa. Kolejne płyty zespołu wywołują entuzjazm w zachodnich mediach, a u nas jego koncerty gromadzą garstkę fanów. Nie zmieniła tego płyta „B Flat A”, choć zawiera psychodeliczny rock najwyższej próby.

Polscy krytycy ciepło przyjęli również debiutancki album zespołu Monofon. Szkoda tylko, że „Monomiasto” to ostatnia płyta niespodziewanie zmarłego Jacka „Budynia” Szymkiewicza. Czy koledzy (dawni muzycy Lao Che) będą chcieli kontynuować działalność bez niego? Na razie nie wiadomo. Bardzo oryginalnym przedsięwzięciem okazał się projekt Polskie Znaki. Radek Łukasiewicz i Janusz Zdunek zinterpretowali na nowo na płycie „Rzeczy ostatnie” polskie pieśni ludowe o śmierci – i zaskoczyli swa pomysłowością i inwencją. Swoje robi ciągle również duet Bluszcz. Jego wariacje na temat nowej fali z lat 80. na płycie „Nowy pop” mogą się podobać nie tylko dzisiejszym dwudziestolatkom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Dawid Podsiadło i Sanah zdominowali rodzimą scenę pop. Są jednak wykonawcy, którzy mają ochotę dołączyć do tego panteonu - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto