Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy grozi nam drugi lockdown? I tak, i nie. To zależy od branży i lokalizacji. Krakowskie firmy bardziej narażone na zamknięcie niż inne

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Jak jeść zapiekanki z maseczce? Od soboty trzeba się tego nauczyć, albo mała gastronomia znowu wpadnie w tarapaty...
Jak jeść zapiekanki z maseczce? Od soboty trzeba się tego nauczyć, albo mała gastronomia znowu wpadnie w tarapaty... Fot. Andrzej Banaś / Polska Press
Pandemia koronawirusa bije rekordy. Czy grozi nam przez to drugi lockdown? Czy w wyniku restrykcji i ograniczeń – lub ludzkiego strachu - firmy zostaną znowu zamknięte, a ich załogi odesłane do domów? Co po wprowadzeniu żółtej strefy w całym kraju czeka zakłady usługowe i gastronomiczne, fryzjerów, kosmetyczki, bary, restauracje oraz centra handlowe? Co z hotelami i hostelami? Co z komunikacją miejską i przewozami podmiejskimi, pociągami, autobusami i busami? Kto zrekompensuje przedsiębiorcom i pracownikom straty spowodowane zakazami i ograniczeniami, skoro rząd wydał już wszystkie publiczne pieniądze, a w budżecie państwa zapisał największy deficyt w historii? Czy z powodu pandemii grożą nam upadłości firm i masowe redukcje zatrudnienia?

FLESZ - Cała Polska w strefie żółtej

W dniach, gdy pandemia koronawirusa bije kolejne rekordy przedsiębiorcy i ich pracownicy, zwłaszcza w branżach najsilniej dotkniętych przez koronakryzys, zadają znów podstawowe pytanie: czy grozi nam nowy lockdown, czyli – zamknięcie biznesów? Wszyscy boją się, że tym razem będzie to dla firm śmiertelne.

- Administracyjne zamrożenie całej gospodarki raczej nam nie grozi, ale prawdopodobne są lokalne zamrożenia niektórych firm, a nawet całych branż w wyniku wprowadzanych ograniczeń i zakazów, a także strachu, za sprawą którego ludzie zaczną znowu rzadziej sięgać po niektóre towary, a zwłaszcza usługi – prognozuje dr Sonia Buchholtz, ekspertka ekonomiczna Konfederacji Lewiatan.

Zwraca uwagę, że ostatni kwartał kryzysowego 2020 roku może być bardzo trudny dla finansów publicznych. Z tego powodu administracyjne zamrożenie całej gospodarki jest raczej nierealne - bo w budżecie państwa nie ma już pieniędzy na rekompensowanie przedsiębiorcom strat w takiej skali, jak wiosną. Nieuniknione są jednak lokalne lockdowny – zwłaszcza w czerwonych strefach. Tam przedsiębiorcy stracą najbardziej. Niektóre firmy mogą upaść.

W opinii ekspertki Lewiatana, jest coraz bardziej prawdopodobne, że trzeba będzie uruchomić kolejne transze publicznej pomocy – ale kierowanej precyzyjnie, do konkretnych biznesów dotkniętych przez drugą falę pandemii.

Możliwy drugi lockdown? Straty nie do odbrobienia

Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej, zwraca uwagę, że pierwsza fala pandemii zadała polskiej gospodarce – jako całości – niespotykany cios w historii: jeszcze nigdy różnica wzrostu gospodarczego między jednym kwartałem a następnym nie przekroczyła 10 punktów procentowych; wcześniej wyniosła ona maksymalnie 3 pkt. i to zaledwie kilka razy na 100 kwartałów.

- W II kwartale spadek PKB rok do roku wyniósł 8,2 proc., ale sytuacja w poszczególnych branżach wygląda skrajnie odmiennie. W sektorze informacja i komunikacja mieliśmy wzrost o 2,4 proc., a w administracji publicznej i opiece zdrowotnej nawet o 2,7 proc. Równocześnie w handlu spadek wyniósł 11,6 proc., w przemyśle – 11,8 proc., w transporcie i gospodarce magazynowej – 15,7 proc., zaś w zakwaterowaniu i gastronomii aż 78,4 proc. – wylicza ekspert dodając, że najbardziej dotknięte przez pandemię branże poniosły straty „nie do odrobienia”. I rychło ich nie odrobią, bo właśnie one najbardziej zagrożone są dziś ponownym zamrożeniem, jeśli nie w skali kraju, to co najmniej w skali lokalnej.

Polska żółtą strefą czyli drugi (częściowy) lockdown. Kto najwięcej straci?

Krakowscy przedsiębiorcy z branży gastronomicznej, prowadzący bardzo popularne – zwłaszcza w większych miastach, jak Kraków – budki z posiłkami na wynos (od hot dogów, hamburgerów i zapiekanek po kuchnię egzotyczną) zastanawiają się, jak bardzo uderzy w nich nakaz noszenia maseczek w przestrzeni publicznej, również pod gołym niebem, który zacznie obowiązywać w sobotę w związku z ogłoszeniem całej Polski żółtą strefą.

- Formalnie nie ma lockdownu, bo nikt nam nie zakazał działalności. Ale jak klient ma zjeść na polu np. hamburgera ode mnie? Przecież jak tylko zdejmie maskę, by ugryźć kanapkę, podejdzie do niego policjant i wlepi mandat – martwi się właściciel mobilnego fastfoodu, jednego z wielu działających obok krakowskiej Tauron Areny. Obostrzenia niepokoją całą branżę gastronomiczną. We wszystkich restauracjach, pubach i barach w kraju na każdego klienta musi przypadać co najmniej 4 m kw. Ograniczono też czas działania lokali.

Wielka niepewność o przyszłość panuje też w zakładach usługowych wymagających bliskiego kontaktu z klientem, jak fryzjer czy kosmetyczka. Wiosną były one całkowicie zamknięte i rząd pozwolił na ich otwarcie prawie pod sam koniec znoszenia obostrzeń. Z tego samego powodu nowych zakazów – ale też strachu konsumentów - boją się właściciele centrów handlowych.

Apelują do klientów, by nie ulegali panice: - Najemcy, właściciele i zarządcy centrów handlowych podjęli szereg działań zapewniających wysoki poziom bezpieczeństwa sanitarnego podczas zakupów, m.in. regularną dezynfekcję, stały dostęp do środków dezynfekujących, czy bieżące komunikaty i piktogramy na terenie obiektów handlowych przypominające o konieczności zachowania dystansu społecznego. Dzięki wdrożonym rozwiązaniom jako branża jesteśmy przygotowani do bezpiecznej obsługi klientów w obecnej sytuacji – zapewnia Agata Samcik z Polskiej Rady Centrów Handlowych.

Kto w żółtej strefie? Cała Polska. Obostrzenia od soboty 10 października

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w firmach i instytucjach żyjących z organizacji wydarzeń kulturalnych, sportowych, naukowych itp. W przestrzeni zamkniętej odbywać się one będą z udziałem maksimum 25 proc. publiczności. To samo dotyczy kin. Maksymalna liczba uczestników wydarzeń plenerze wynosi 100 osób – przy czym na jedną osobę musi przypadać minimum 5 m kw. W strefach czerwonych – a jest ich w Małopolsce pięć – w ogóle nie wolno organizować imprez, ani w nich uczestniczyć.

W kolejny weekend, w sobotę 17 października, dojdą kolejne obostrzenia – uderzające po raz kolejny w organizatorów imprez okolicznościowych, w tym wesel, komunii i styp. Chodzi o ograniczenie liczby wszystkich uczestników do 75 w strefie żółtej i do 50 w strefie czerwonej. Rynek weselny kompletnie załamał się w połowie marca i do dziś nie doszedł nawet do 20 proc. wcześniejszych przychodów. Z powodu aktualnych obostrzeń przychody te ponownie spadną.

- Mieliśmy świadomość tego, że będzie druga fala pandemii. Wydaje nam się jednak, że niemożliwy jest kolejny totalny lockdown. Przedsiębiorcy mówią wprost, że nie ma absolutnie żadnych szans, by przetrzymali drugie takie zamknięcie, niezależnie od tego, jak dobrze byłyby przygotowane ewentualne nowe tarcze antykryzysowe i jak szybko dotarłaby pomoc – podkreśla Sebastian Chwedeczko, prezydent Izby Przemysłowo-Handlowej w Krakowie.

Jego zdaniem, władze wszystkich szczebli – centralne i samorządowe – winny przygotować pilnie plan wsparcia dla najsilniej poturbowanych obostrzeniami branż i firm. Niezbędna jest też ścisłe współdziałanie organizacji gospodarczych z lokalnymi samorządami oraz wnikliwe stosowanie się do ich wniosków przez władzę centralną. - Tylko wtedy uda się złagodzić skutki drugiej fali koronakryzysu i uniknąć katastrofy lockdownu. Dlatego powołaliśmy w tym tygodniu w Krakowie think thank samorządowy, który wypracuje strategię wspólnych działań – wyjaśnia Sebastian Chwedeczko.

Lotnisko Kraków-Balice, turystyka międzynarodowa, hotele na Kazimierzu, luksusowe krakowskie restauracje: lockdown na 70 proc.

W niektórych branżach ponowne obostrzenia pojawiły się już pod koniec wakacji. W połowie sierpnia, w związku z nawrotem pandemii, zaczęło się zakazywanie lotów do niektórych krajów i wprowadzanie obostrzeń dla obywateli państw, w których doszło do ponownej eksplozji zakażeń… Zdestabilizowało to najpierw - z trudem podnoszącą się po wiosennym lockdownie – branże lotniczą i szybko przełożyło się na wyniki turystyki międzynarodowej, hoteli (np. na krakowskim Kazimierzu), gastronomii, handlu, biznesu pamiątkarskiego i wielu innych…

Marząca o jesiennym zmartwychwstaniu branża eventowa musiała poodwoływać wszystkie zaplanowane imprezy (m.in. wyprzedane październikowe koncerty Katie Meluy w trzech polskich metropoliach). To samo stało się w branży targowej. Te sektory gospodarki są zamrożone de facto od marca.

Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) szacuje, że cała branża lotnicza skończy rok 2020 wynikiem o dwie trzecie gorszym niż 2019. Powrót do normalnego latania i przychodów jak przed pandemią ma nastąpić w 2024 r. Prognozy dla licznych firm, których dochody uzależnione są od liczby przyjezdnych ze świata, są więc złe. Tak naprawdę od marca żyją one w warunkach – najpierw całkowitego, a teraz częściowego - lockdownu o zmiennych i nieprzewidywalnych rozmiarach. I ów lockdown może się utrzymać przez kolejny rok, a nawet kilka lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto