Crystal Fighters w Klubie Studio, czyli zastrzyk pozytywnej energii na listopad [zdjęcia]

Jako support wystąpił Polski zespół składający się z wokalistki i didżeja - synth popowy duet Rubber dots. Mnie ich muzyka nie porwała, ale przez publikę zostali przyjęci ciepło - choć przez cały występ narastały okrzyki "Crystal Fighters", do których zresztą sami zachęcali.

Dawno nie widziałem tak wypełnionego Klubu Studio - balkony, schody a nawet bar (podczas koncertu) były wypełnione ludźmi. Nie minę się bardzo z prawdą jeśli oszacuję, że frekwencja sięgnęła około 1000 osób. I bawili się wszyscy bez wyjątku.

Słowo wyjaśnienia. Na co dzień obracam się w klimatach rockowych i unikam takiej muzyki. Na koncert przeszedłem się z muzyczno-dziennikarskiej ciekawości, chciałem zobaczyć, jak wypadają na żywo. Niezaprzeczalnie, była to jedna z najlepszych decyzji, jakie podjąłem.

Dawno też, nie byłem na koncercie na którym tak powaliła mnie pozytywna energia, bijąca zarówno ze sceny jak i wśród publiczności. Radosna atmosfera udzieliła się chyba każdemu, zespół dał z siebie wszystko, publika też, zabawa niesamowita. No i te utwory, które są przepełnione pozytywnymi wibracjami, nie zabrakło żadnego hitu: I Love London, LA Calling, Love Natural, Seperator i mojego ulubionego You & I.

Crystal Fighters to bezapelacyjnie zespół koncertowy. W moim odczuciu - kontynuują to, co zostało zapoczątkowane w latach 70. - koncert jako zabawa, niekoniecznie pogo i moshpit, ale po prostu zabawa.

Warto wspomnieć o samych muzykach. W szeregach Crystal Fighters nie ma basisty, a mimo to brzmienie (jak i nagłośnienie) było bardzo dobre. Wokalista, ubrany w błyszczącą pelerynę, w okularach, zmieniał ukulele na gitarę akustyczną bardzo często, nadając tymi dwoma instrumentami charakterystyczne, radosne brzmienie. Na płytach brzmienie gitary elektrycznej nie jest tak wyraziste jak na koncercie.

Dwie piękne kobiety na scenie, też bardzo dobrze wpłynęły na mój odbiór koncertu i wrażenia estetyczne.

Zobacz zdjęcia z koncertu Crystal Fighters