Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cracovia. Wojciech Stawowy, były trener "Pasów": Nie będzie „tiki-taki” 2.0

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Wojciech Stawowy wrócił do ekstraklasy
Wojciech Stawowy wrócił do ekstraklasy Andrzej Wiśniewski
Wojciecha Stawowego nie było w seniorskiej piłce pięć lat. 4 maja został zatrudniony jako szkoleniowiec broniącego się przed spadkiem ŁKS-u. Największe sukcesy odnosił w Cracovii, z którą przebył drogę z III ligi do ekstraklasy i doprowadził ją do 5. miejsca.

Pięć lat nie było pana w seniorskiej piłce. Ciężko jest chyba przeżyć taki długi czas bez treningu z dorosłymi piłkarzami.

Jest to na pewno trudny okres dla trenera, który pasjonuje się piłką seniorską. Te 5 lat, w których nie prowadzi się zespołu, nie ma się tej adrenaliny przedmeczowej i meczowej są to trudne chwile dla każdego szkoleniowca. Ale zawsze trzeba żyć nadzieją, w umiejętny sposób wykorzystywać czas i w momencie, w którym nadarzy się okazja, nie zastanawiać się co będzie się robić, tylko ruszyć do pracy. Wilka zawsze ciągnie do lasu. Ja do tej pracy wracam z dużą radością, z ochotą, z nowymi pomysłami. Cieszę się, że ten długi okres oczekiwania się dla mnie skończył i mam nadzieję, że teraz będą długie lata pracy na stałe na tym poziomie.

Czyli jak przyszła propozycja z ŁKS-u to nie miał pan wątpliwości, czy ją przyjąć?

Nie wyglądało to tak, że zadzwoniono do mnie i ja od razu powiedziałem „tak”. Człowiek musi poznać, jakie plany ma klub, jak funkcjonuje. Trzeba się nad tym zastanowić, by pracować zgodnie z oczekiwaniami, jakie są stawiane przed trenerem, by nikogo nie zawieść. Nie było to jednak długie zastanawianie się, bo z obu stron padały konkrety. Decyzja zapadła bardzo szybko.

Chyba też osoba dyrektora sportowego – Krzysztofa Przytuły miała tutaj istotne znaczenie. To pana były podopieczny z Cracovii, nadajecie na tych samych falach.

Na pewno to był jeden z ważnych czynników. Ale ten czynnik koleżeński nie był decydujący. Decydowała przede wszystkim wizja klubu. Kazimierz Moskal (poprzedni trener – przyp.) wspólnie z dyrektorem Przytułą i prezesem Salskim mieli fajną wizję klubu. Teraz chciano znaleźć kontynuatora, którego wizja będzie spójna z tym co była.

Wraca pan na „ekstraklasową karuzelę” w trudnym momencie dla ŁKS-u, który ma wielkie kłopoty sportowe – jest ostatni w tabeli. Utrzymanie się będzie niezwykle ciężkie. Na pewno zdawał pan sobie sprawę z tego, że jak przyjdzie propozycja pracy, to nie będzie to oferta z Legii, tylko z klubu, który ma kłopoty.

Dokładnie tak. Mocno chodzę po ziemi. Nie spodziewałem się telefonu z klubu, który jest wysoko. Mocno byłem zaskoczony telefonem z ŁKS-u, bo jakby nie było jest to ekstraklasa. Nie liczyłem, że ktoś z ekstraklasy będzie chciał mnie zatrudnić, raczej spodziewałem się telefonu z I ligi. Chociaż czekałem na telefon z najwyższej klasy. Nie czuję się trenerem gorszym niż byłem. Jeśli szkoleniowiec cały czas się rozwija, to tak jak piłkarz, z każdym rokiem staje się lepszy. Zaskoczenie było tylko jedno, bo ja już z ŁKS-em rozmawiałem dwa lata temu, jeszcze zanim przyszedł tam trener Moskal. Wtedy nasze drogi się rozeszły. Teraz zdaję sobie sprawę z wyzwania, jakiego się podejmuję. 11 punktów straty to bardzo duża strata. W sporcie są różne rzeczy, zdarzają się serie. Suma szczęścia i pecha, także w życiu z reguły się bilansuje. Mam nadzieję, że teraz przyjdą dla mnie te lepsze momenty. Nie ukrywam, że chcemy pozostać w ekstraklasie, a bardzo chcemy, to potrzebne są nam zwycięstwa, bo tylko one dają szansę. Musimy od pierwszego meczu pokazać swoją walką, determinacją, że jesteśmy zespołem, który wierzy i walczy do końca. Muszę optymizmem i wiarą zarazić piłkarzy, by nie mieli z tyłu głowy tego, w jakiej są sytuacji. Mocno nad tym pracujemy.

Jesienią był pan przymierzany do Arki Gdynia. Nie doszło to do skutku, dlaczego?

Były rozmowy, nawet długie. Istotną rzeczą jest to, jaka jest wizja, czy można się tego podjąć, czy nie. Mieliśmy trochę rozbieżności w różnych tematach, mimo że ja bardzo chciałem. Jestem przekonany, że druga strona też tego chciała, ale czasem pojawiają się takie czynniki, które uniemożliwiają podjęcie współpracy. Teraz było inaczej.

Mówi pan o rozwoju trenerskim, że czuje się pan mocniejszy. Jak wyglądał ten rozwój w ostatnich pięciu latach, na co kładł pan nacisk?

Pierwsza sprawa to analiza, wyciągnięcie wniosków z tego, co było. Zawsze sobie takie resume trzeba zrobić, wszystko złe odrzucić, a to co było dobre pielęgnować i szukać nowych rozwiązań. Wiadomo, że każdy z nas trenerów obserwuje, w jakim kierunku zmierza piłka. Każdy musi ulepszać swój warsztat pracy, metody treningowe i nie na zasadzie tylko wyjazdów na staże, ale także na szukaniu pomysłów u siebie.

Nie mógł pan tego testować w warunkach bojowych, tylko ewentualnie w zespole juniorskim.

W Escoli Varsovia odpowiadałem za cały proces szkoleniowy, za coś, co będzie kontynuacją programów wziętych z FC Barcelony. To było dla mnie ciekawe wyzwanie, które wpłynęło na mój rozwój i sprawiło, że dzisiaj na piłkę patrzę zupełnie inaczej.

Na pewno oglądał pan mecze ekstraklasy przez ten czas. Miał pan takie myśli: szkoda, że mnie tam nie ma, bo ja bym coś zrobił inaczej, być może lepiej?

Nigdy nie prowadziłem takich obserwacji, które miałyby prowadzić do tego, że żałuję, że mnie nie ma w ekstraklasie, bo ja bym to robił lepiej. Nie, szanuję każdego trenera, każdy ma inną wizję futbolu, to jest normalne. Patrzyłem z żalem, że mnie nie ma w ekstraklasie, bo to moja pasja, moje życie. Chciałem wrócić, by mieć wpływ na jej poziom. Wierzę, że teraz w tym krótkim czasie przygotowania do meczów uda mi się to zrobić. Chociaż muszę się skupić nie na urodzie futbolu, ale na tym, by był skuteczny. Jeśli te dwa elementy uda się pogodzić, to będzie bardzo fajnie, ale będziemy się skupiali na tym, by być skutecznym.

Pańską „specjalnością zakładu” była „tiki-taka” przez niektórych wyśmiewana, głównie tych, którzy jej do końca nie rozumieli. Teraz mówi pan o uproszczeniu gry, ale jeśli pan będzie mógł dłużej pracować, to będzie pan wdrażał „tiki-takę”, wersję 2.0?

Nie będzie to „tiki-taka”, bo ja się z tym jednak nie utożsamiałem. To granie w poprzek boiska, podawanie sobie piłki bez sensu. Ja chciałem i chcę, by moja drużyna grała ofensywnie. Oczywiście nie odbiegnę od tego, co było moja wizją – by zespół był powtarzalny, by miał swoje „DNA”, by grał piłkę ofensywną, szybką, to co lubią kibice. Tak grają najlepsze drużyny na świecie. Nie możemy być taka drużyną, która jest łatwa do rozszyfrowania, mówiąc, że ma być powtarzalna, nie mam na myśli tego, by była schematyczna.

Ale od „tiki-taki” nie może się pan odżegnywać, bo zawsze panu zależało na tym, by to pańska drużyna prowadziła grę, miała większe posiadanie piłki. To było zawsze dla pana istotne.

Tak i to pozostanie dla mnie bardzo istotną rzeczą, żeby nadawała ton w grze. Mnie utożsamiano z trenerem, którego drużyna bardzo długo utrzymuje piłkę. A ja chcę, by w głupi sposób jej nie traciła. Skoro można dwoma, trzema podaniami znaleźć się pod bramką przeciwnika, to o to mi chodzi. Jak najmniejszą liczbą zawodników zdobywać jak najwięcej przestrzeni na boisku. Jeżeli nie da się tego zrobić szybko, to trzeba akcję budować tak długo, jak trzeba, a nie głupio pozbywać się piłki. Stąd może to nazywanie „tiki-taką” naszej gry. Ale żeby rozszyfrować znaczenie tego słowa to jest gra w poprzek boiska. Moja definicja gry to przede wszystkim do przodu.

Dawniej zapatrywał się pan na Barcelonę, czy do dzisiaj ta miłość została, czy ktoś inny pana urzekł?

Miłość do klubu została, ale Barcelona zmienia swój sposób grania. Mnie najbardziej podobała się Barcelona za czasów trenera Guardioli. On mnie inspiruje, ale nie chciałbym go naśladować, czy się porównywać, bo pracuje na zupełnie innym poziomie. Oglądam wiele meczów Manchesteru City, który obecnie prowadzi.

Nie uciekniemy od pytań o bliską panu sercu Cracovię. To był klub, w którym pan odnosił największe sukcesy. Co pan sądzi o dzisiejszej Cracovii?

Miejsce w tabeli pokazuje, że bardzo dobrze sobie radzi w rozgrywkach. Styl gry, który preferuje, jest odmiennym od tego, który preferuje ja, ale zawsze powtarzam, że styl wtedy jest dobry, jeżeli przynosi efekty. Jeżeli trener Probierz obrał taką drogę, tak dobrał zawodników, przecież w drużynie nastąpiły bardzo duże zmiany, to znaczy, że obrał drogę właściwą. Cracovia ma na pewno odciśnięte DNA trenera Probierza. To zespół groźny u siebie i na wyjazdach, walczący, zdeterminowany na boisku. Dobrze zorganizowany w grze defensywnej. Tu przede wszystkim jest postawiony nacisk, by dużą uwagę skupiać na niej, także na stałych fragmentach gry, a wszystkie kwestie ofensywne wykorzystywać na bazie potencjału indywidualnego piłkarzy. Cracovię oceniam bardzo pozytywnie, ale to zupełnie inny sposób grania niż ja preferuję.

Wraca pan do piłki w trudnym dla niej momencie. Zaczną się rozgrywki, ale to będą inne mecze niż dawniej, bez publiczności, z różnymi obostrzeniami. Okoliczności są zapewne frustrujące.

Jest to bardzo trudny okres dla wszystkich ludzi. Pandemia jest bardzo przygnębiająca, jest dużo zachorowań i zgonów na świecie. Był taki okres, że człowiek żył w dużym lęku o innych o rodzinę, ale umiejętnie trzeba się do tego przyzwyczajać. Fajnie, jak się znajdzie na to szczepionkę, ale jeśli zachowuje się obostrzenia, to myślę, że jest w stanie ograniczyć niebezpieczeństwo. Przebywanie w dużych skupiskach ludzkich zawsze będzie niosło ze sobą ryzyko zakażenia. Trzeba wracać pomału do normalności. Na razie kibice będą musieli oglądać mecze w telewizji, ale potem wrócą na stadiony. Jestem pod dużym wrażeniem tego co robi nasz rząd, minister zdrowia. Myśmy jako Polska szybko zareagowali, u nas nie było takich sytuacji jak we Włoszech, Hiszpanii, Francji, Anglii. Społeczeństwo okazało się też bardzo odpowiedzialne.

Jak pan sądzi, poziom ekstraklasy obniżył się, porównując go do tego sprzed kilkunastu lat?

Mam inne zdanie niż niektórzy eksperci – uważam, że ekstraklasa z roku na rok jest na wyższym poziomie. Jeżeli mielibyśmy się cofać, poziom miałby być gorszy niż 5, 7, 10 lat temu, to źle by świadczyło o tych, którzy na niego pracują. A my mamy bardzo dużo zdolnej młodzieży, trenerów, którzy się cały czas dokształcają. Oni mają wpływa na to, jaki ten poziom jest.

Tyle, że po europejskich pucharach tego nie widać. One boleśnie nas weryfikują.

Tak, z tym z reguły mieliśmy problem. Bardzo dawno temu była sytuacja, że polski drużyny grały w rozgrywkach europejskich na dobrym poziomie. Wynikało to z tego, że piłka też była inna. Ocenianie poziomu ekstraklasy przez pryzmat rywalizacji z drużynami z innych ligi jest zły. Jak się już przebijemy to gramy tylko w fazie grupowej i nie stać nas na co innego. Oceniam, że jest to spowodowane naszym „polskim piekiełkiem”. Poziom ligi jest wyższy, ale nie zmienia się sposób patrzenia perspektywicznego.

To też widać po transferach, bo sprowadza się wielu zagranicznych zawodników, Polacy nie mają gdzie grać i potem wychodzi w pierwszej jedenastce 7-8 obcokrajowców.

To jest sytuacja trudna do zrozumienia. Często sprowadza się zawodników, którzy nie górują poziomem nad polskimi piłkarzami, a to Polacy powinni mieć priorytet. Wskazane jest sprowadzanie takich zawodników, którzy podnieśliby poziom. Ale wiele zależy od rządzących klubami. Proszę mi wierzyć, że trenerzy czasami podejmują proste rozwiązania w obawie o miejsce pracy, bo jeśli się przegra kilka meczów, albo nie zrealizuje się celu zaplanowanego na dany sezon, to traci się pracę. Brakuje tego luzu, który trener powinien mieć. Trener powinien mieć komfort pracy, zaufanie prezesa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cracovia. Wojciech Stawowy, były trener "Pasów": Nie będzie „tiki-taki” 2.0 - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto