Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cracovia nadal bez punktów grzęźnie na dnie

Przemysław Franczak
Cracovia zagrała w sobotę kompromitująco słabo w obronie. W tym wypadku Krzysztof Janus piłkę dogonił dopiero w bramce
Cracovia zagrała w sobotę kompromitująco słabo w obronie. W tym wypadku Krzysztof Janus piłkę dogonił dopiero w bramce andrzej banaś
Dramat Cracovii trwa. W starciu z Górnikiem Zabrze "Pasy" miały się przełamać, zwyciężyć po raz pierwszy w tym sezonie i w końcu zagrać na miarę wydanych latem na transfery sześciu milionów złotych, a skończyło się na piątej porażce z rzędu, gwizdach kibiców i coraz głośniej zadawanych pytaniach o zwolnienie trenera Rafała Ulatowskiego.

- Jestem przygotowany na każdą decyzję - oświadczył po meczu ze zbolałą miną szkoleniowiec. - Wszystko zależy od prezesa Filipiaka. On inwestuje w zespół spore pieniądze i na pewno nie jest teraz zadowolony.

Trudno o bardziej trafną diagnozę stanu ducha współwłaściciela klubu, ale Janusz Filipiak na razie nie ma zamiaru wykonywać gwałtownych ruchów. Ruszyła już wprawdzie giełda nazwisk szkoleniowców, którzy mieliby zastąpić Ulatowskiego (mówi się o Marku Wleciałowskim, który niedawno był w Cracovii asystentem Oresta Lenczyka), ale to bardzo typowa reakcja dla rozplotkowanego medialno-piłkarskiego środowiska.

To prawda, że dotychczasowe wyniki Cracovii pod wodzą Ulatowskiego u niemal każdego prezesa wywołałyby wściekłość i furię - pięć meczów, pięć porażek, zero punktów, 14 straconych bramek, ostatnie miejsce w tabeli i już cztery punkty straty do innych outsiderów - ale spokojowi (pozornemu?) Filipiaka nie należy się wcale dziwić.

Z zatrudnieniem tego trenera szef "Pasów" wiązał olbrzymie nadzieje i wyrzucenie go byłoby dlań porażką po trzykroć bardziej bolesną niż przegrana z zabrzanami. Oznaczałoby ono bowiem krach nie tylko kolejnej wizji budowy wielkiej Cracovii, ale i klęskę nowo stworzonego pionu sportowego - z Tomaszem Rząsą na czele - odpowiedzialnego za rozwój i transfery.

Z tym pogodzić się Filipiakowi byłoby dużo trudniej niż z koszmarnymi błędami obrońców w sobotnim meczu (a mylili się wszyscy, nie wyłączając kreowanego na wyrost na lidera zespołu Arkadiusza Radomskiego, który w defensywie zastąpił pauzującego za kartki Piotra Polczaka). Na razie więc jest gotów przeciągnąć ten eksperyment. I kto wie, być może na tym wygra, choć na razie osiągnięcia drużyny ostro kłócą się nie tylko z oczekiwaniami fanów, ale i działaniami klubowego działu marketingu.

Podopieczni Ulatowskiego nie zrobili jak dotąd bowiem nic, by zachęcić ludzi do przychodzenia na nowy stadion. 25 września "Pasy" rozegrają na nim pierwszy mecz i trudno dziś przypuszczać, że dopieszczony obiekt przy ul. Kałuży zapełni się w całości. Nie przy tych rezultatach, nie przy takiej grze.
Szkoleniowca Cracovii nie bronią wyniki, ale sprytny adwokat być może uratowałby go od surowego wyroku. Musiałby tylko przygotować lepszą linię obrony niż ma Cracovia i w charakterze biegłego wykorzystać Adama Nawałkę, trenera Górnika.

- Cracovia gra na bardzo dobrym poziomie. Praca Rafała jest fantastyczna. Zobaczycie, że przyniesie ona efekt - przekonywał w sobotę dziennikarzy opiekun zabrzan.

Jak wytłumaczyć kontrast tej euforycznej recenzji z wynikami "Pasów"? Można by pójść takim tokiem rozumowania: przebudowy zespołu nie da się zrobić z wtorku na środę, niektóre transfery robione były na ostatnią chwilę, a sytuacja rzeczywiście ciągle wymusza na Ulatowskim zmianę ustawienia zespołu (obrona ani razu nie zagrała w takim samym składzie). Na dodatek krakowianom brakuje szczęścia. W sobotę przy stanie 2:3 nie wykorzystali rzutu karnego (w 68 min strzał Bartosza Ślusarskiego obronił Adam Stachowiak).

Jest też jednak druga strona medalu. Ulatowski miał dwa tygodnie na konsolidację ekipy i wyeliminowanie błędów. Ustalając bardzo ofensywną taktykę na sobotni mecz zagrał va banque, wóz albo przewóz. W efekcie przeciął zespół na pół. Pięciu graczy (Ślusarski, Klich, Suworow, Ntibaznokiza i Matusiak) skutecznie rozbrajało defensywę rywali, ale praktycznie w ogóle nie wspierało własnych obrońców i osamotnionego defensywnego pomocnika Sławomira Szeligi. Teraz ci pierwsi mają czyste sumienie i zwalają winę na drugich.

  • Ile trzeba strzelić bramek, żeby wygrać mecz u siebie?! Cztery?! - irytował się Bartosz Ślusarski.
    Goście świetnie wykorzystali brak równowagi w grze Cracovii .

- "Pasy" przypominają Górnika sprzed sezonów, kiedy spadaliśmy z ligi. Ich gra wygląda nieźle, ale przegrywają - dzielił się wrażeniami Grzegorz Bonin, strzelec trzeciej bramki dla zabrzan. Oby jego słowa nie były złą wróżbą dla krakowian.

W następnej kolejce zespół Ulatowskiego gra w Gdańsku z Lechią. Mecz już w piątek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto