Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cracovia. Marcin Hrapkowicz, były zawodnik „Pasów”: Kocham piłkę i tak będzie do końca

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
W sobotę zagrają byłe kluby Hrapkowicza - Cracovia i Stal
W sobotę zagrają byłe kluby Hrapkowicza - Cracovia i Stal Anna Kaczmarz
Marcin Hrapkowicz w ekstraklasie grał w Stali Mielec, a potem występował w II- i III-ligowej Cracovii. Dziś na boisku przy ul. Kałuży o godz. 15 zagrają dwa jego byłe kluby.

W Stali debiutował pan w ekstraklasie wiosną 1990 r. To było przeżycie dla chłopaka z
Krosna?

Debiutowałem u trenera Gąsiora w meczu z Widzewem w Łodzi zremisowanym przez nas 0:0. Teraz jawi mi się to jako coś wyjątkowego, ale wtedy, jako 17-letni chłopak tak tego nie postrzegałem. Starałem się uczyć od starszych zawodników, takich jak Piotr Czachowski, Maciej Śliwowski, Adam Fedoruk, to były znane nazwiska w Polsce. Jako junior trafiłem najpierw do zespołu juniorów, a potem zacząłem trenować z pierwszą drużyną, co nie było łatwe, bo uczęszczałem do technikum w trybie dziennym. Trenowałem więc popołudniami.

Trafił pan do Stali z Karpat Krosno, to był duży przeskok?

Tak, z trzeciej ligi. Sztab szkoleniowy zdawał sobie z tego sprawę, że młody zawodnik nie może być od razu rzucony na głęboką wodę. Gdy trafiłem do pierwszej drużyny, to był duży przeskok, to już nie była piłka juniorska. Byłem nieśmiałym młodym człowiekiem, który wszedł do szatni poważnych zawodników. Trzeba było się przestawić na dorosłe myślenie. To zajęło mi trochę czasu. To było widać. Choć za debiut i pierwsze mecze zostałem pochwalony przez trenera. Wszedłem na ostatnie minuty meczu w Łodzi i oddałem dwa strzały na bramkę. Miałem takie wrażenie, że niczego nie dokonałem. Wchodząc do szatni trenerzy Gąsior i Białek dziękowali zawodnikom. Jak spojrzał na mnie trener, to mnie zmroziło, miał groźny wzrok… Ale usłyszałem „Brawo Hrapek”! A miałem przez moment nogi z waty, zanim padłu te słowa. To była pierwsza pochwała w moim nastoletnim życiu z ust poważnego człowieka. Ogromne wyróżnienie, nigdy tego nie zapomnę.

Zagrał pan tylko 11 meczów w ekstraklasie. Dlaczego tak się to potoczyło?

Nie strzeliłem w nich żadnego gola. Występowałem raczej w drugiej drużynie i potem zostałem wypożyczony do Stali Rzeszów, gdzie złapałem kontuzję mięśnia dwugłowego. W Mielcu była spora konkurencja. Gdybym się rozwijał tak, jak chciałem, to byłoby lepiej, a tak to wchodzili do drużyny inni młodzi zawodnicy. Zaczęli mnie zostawiać w tyle. Cały czas uczyłem się w technikum i przedpołudniowe treningi musiałem opuszczać. A inni nie chodzili w trybie dziennym do szkoły. Ja trenując z rezerwami, zostawałem więc w tyle. Zdałem tam maturę.

Został pan powołany do wojska, czyli do Wawelu Kraków, do III ligi. Traktował pan to jako degradację?

Nie, bo sporo meczów rozgrywałem w Stali II w trzeciej lidze. Traktowałem to wypożyczenie jako nowy początek. Wawel miał być drużyną, która powalczy o coś więcej. Mi to odpowiadało, a w Mielcu w tym momencie nikt na mnie nie stawiał. Była jednak obawa, bo to był wyjazd do dużego miasta, trzeba było się przestawić mentalnie. Bardzo miło wspominam czas spędzony w Wawelu.

Nie spełnił pan marzeń o ówczesnej drugiej lidze w Wawelu, natomiast posmakował pan tej ligi w Cracovii.

Tak, choć rozmowy się przeciągały i zagrałem dopiero w trzecim meczu sezonu 1995/96. Pierwsze pół roku było bardzo udane. To była fajna drużyna. Nikt z nas nie patrzył na sprawy organizacyjne, to była fajna „paczka” prowadzona przez trenera Adamusa. Wiosną się posypało, co było konsekwencją słabej sytuacji organizacyjno-finansowej. Zaczęliśmy tą niekorzystną rzeczywistość dostrzegać w zimie. W pierwszej rundzie strzeliłem 8 bramek, w drugiej już tylko jedną. Czołówka nam odskoczyła, a dopełnieniem wszystkiego były przegrane derby z Wisłą 0:2. Iluzoryczne szanse na awans przepadły. Było spore rozczarowanie rundą wiosenną – i wynikami i własną formą. Nie szukam winnych. Nie zrobiłem czegoś lepiej, a mogłem, patrząc z perspektywy czasu. Krytycznie podchodzę do swojej postawy.

Staliście się średniakiem. W końcu spadliście do trzeciej ligi.

Tak, stać nas było na jednorazowe wyskoki – efektowne zwycięstwa, jak np. za trenera Kocąba ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki 7:1, ale były załamania formy. Podsumowując, wiele rzeczy mogłem zrobić lepiej. Fajnie, że jestem pamiętany przez pryzmat dobrych momentów w Cracovii.

Nie doczekał pan ery Comarchu i awansów.

Tak, zbliżałem się już do 30-tki. Przyszedł nowy trener z grupą zaufanych zawodników. Oni byli lepsi ode mnie, nie mam o to żalu. Aczkolwiek miałem pretensje do siebie, że nie potrafiłem wykorzystać tych szans, które dostawałem. Byłem już zmęczony presją awansu przez te cztery lata spędzone w III lidze, nie było pieniędzy. Z perspektywy czasu żałuję, trzeba było zostać w piłce, a nie rezygnować, bo to jest coś co kocham. Będzie mi towarzyszyła do końca, te wspomnienia, dobre i złe. Teraz mogę już sobie powspominać.

Sentyment ma pan większy do Stali, czy do Cracovii?

Nie przeprowadzam takiej gradacji, bo np. śledzę też losy Karpat, zdarzało mi się być na ich meczu. W Krośnie się wychowałem, zebrałem pierwsze szlify w trampkarzach i juniorach. W Stali zderzyłem się z dorosłym futbolem, w Wawelu i Cracovii to były lata, które powinny mnie ukształtować, choć nie poszło tak, jak myślałem. Ale gdybym miał ustawić klasyfikację, to Cracovia byłaby na czele, a pozostałe trzy kluby ex aequo na drugim miejscu. Wpływ na to ma z pewnością fakt, że nadal mieszkam w Krakowie, mogę się spotkać z ludźmi, z którymi grałem.

Za kogo będzie pan ściskał kciuki w sobotę?

Myślę, że będę się cieszył z punktów Cracovii, ale jeśli spotkanie skończy się innym wynikiem, to przyjmę go z pokorą. Kto będzie faworytem? Stawiam na „Pasy”, zwłaszcza, że forma wydaje się zwyżkować. Zwycięstwo z Piastem 4:2 świadczy o progresie. Cracovia zdobywa większość bramek ze stałych fragmentów, tak było z Górnikiem czy Piastem. To mocna strona, ale drużyna powinna zacząć grać skrzydłami. Widzę tę zmianę, jest coraz więcej takich akcji, dośrodkowań. Teraz kwestia pracy nad nimi, by były skuteczne i docierały do adresata.

Stal zaczęła sezon słabo, ale potrafiła zgromadzić 11 punktów i wydostać się z dołu tabeli.

Każda z drużyn znajduje punkt przesilenia. Wszystko przed nami, sezon jest długi, drużyny z dolnej części tabeli pokażą, że są ambitne i że zasługują na ekstraklasę. Mam sentyment do klubów z małych ośrodków, jak Termalicą czy Stal.

Miał pan kontakt z trenerem Gąsiorem w ciągu późniejszych lat?

Nie, ale ucieszyło mnie, że wrócił do ekstraklasy. Jego kariera trenerska nie potoczyła się tak, jakby sobie życzył, może dlatego, że był przywiązany do klubów z Podkarpacia. Nie zdziwiło mnie, że w Mielcu sięgnięto po niego, bo był to „swój” człowiek, zna specyfikę klubu, lata w nim spędził, choć ludzie się już zmienili. Wykonał robotę – utrzymanie, szkoda, że już nie prowadzi Stali.

Ma pan jeszcze kontakt z kolegami ze Stali?

Sporadyczny, z Darkiem Sajdakiem, Wojtkiem Klichem na Facebooku. W mediach społecznościowych łatwiej kogoś „spotkać” niż w rzeczywistości, tak to w tej chwili niestety wygląda. Z kibicami natomiast tak, oni byli w podobnym wieku, co ja, gdy grałem w Stali. Więcej kontaktuję się z kolegami z Wawelu czy Cracovii. Czasem spotykamy się na meczach. Choć w czasach pandemii kontakty zaczęły się zacierać.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cracovia. Marcin Hrapkowicz, były zawodnik „Pasów”: Kocham piłkę i tak będzie do końca - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto