Wydarzenie przyciągnęło najwierniejszych fanów zespołu, jednak nie tych, którzy fanatycznie obracając się w stylistyce CKOD, odrzucają klimat panujący w Lizard King. Warto sprecyzować, że nawet sam wokalista, Krzystof Ostrowski stwierdził: "Ja bym za żaden koncert nie dał 35 złotych".
Odbiór koncertu - szczególnie jego początku - zakłócony był problemami technicznymi, jakie wypłynęły na relacji perkusista - reżyserka. Można by stwierdzić, że drobne potyczki to nic, ale nie da się ukryć, że trwale wpłynęły one na całą atmosferę wydarzenia. Odżegnując się jednak od formalnego podejścia do sprawy i skupiając się na subiektywnych odczuciach, stwierdzam tak - nieważne czy dostajemy nieprzerwaną półtoragodzinną dawkę energii, czy też trzyminutowe fragmenty, poprzerywane problemami - w tym drugim przypadku mamy przynajmniej szasnę ochłonąć i ustrzec się zawału.
Łódzka grupa zaprezentowała głównie materiał z ostatniej płyty Afterparty, której trasa koncertowa została sztucznie przedłużona - wpłynęło to oczywiście na transowy charakter brzmienia, jednak nie pozbawiło nas możliwości usłyszenia kultowych już kompozycji z pierwszej płyty Cool Kids Of Death.
W powietrzu unosiła się aura "Generacji nic", niektórzy fani nie wytrzymali i pomimo "spiętego" charakteru klubu zaczęli pogować, przypadkowym odbiorcom się nie podobało, a na scenie pojawił się Szczepi - wszystko wskazuje jasno, że mieliśmy do czynienia z bardzo wyczekiwanym wydarzeniem, i choć może w kwestii brzmieniowo-atmosferycznej pozostaje wiele do życzenia, to nie możemy zaprzeczyć jednemu - CKOD po ośmiu latach działalności stanowią taką legendę, że potknięcia podczas występu, traktowane są jako maniera.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?