Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ciemna i zimna noc stanu wojennego. Kraków w 40. rocznicę pamiętnego 13 grudnia 1981 roku

Ewa Wacławowicz
Ewa Wacławowicz
Małgorzata Mrowiec
Małgorzata Mrowiec
Elementem obchodów rocznicowych w Krakowie stała się m.in. rekonstrukcja historyczna na Małym Rynku
Elementem obchodów rocznicowych w Krakowie stała się m.in. rekonstrukcja historyczna na Małym Rynku Anna Kaczmarz
W ramach krakowskich uroczystości związanych z 40. rocznicą wprowadzenia stanu wojennego w poniedziałek została odprawiona msza św. w katedrze na Wawelu, złożono też kwiaty pod Krzyżem Katyńskim. Na murze Wawelu wyświetlane były grafiki i animacje opowiadające o historii sprzed 40 lat. Na rocznicowe obchody złożyła się też wystawa "Stan wojenny w SB-ckim albumie", gra miejska dla młodzieży „Orła WRON-a nie pokona” i rekonstrukcja historyczna, w ramach której na Małym Rynku pojawiły się zabytkowe milicyjne pojazdy i rekonstruktorzy udający milicjantów. Tego dnia zapytaliśmy krakowskich opozycjonistów o ich wspomnienia o stanie wojennym.

FLESZ - Krótszy tydzień pracy?

od 16 lat

- Warto popatrzeć na 13 grudnia z perspektywy tego, że zabrał nam to, co dała Solidarność po sierpniu 1980 roku - wolność. W sercu komunistycznego imperium powstał 9-10-milionowy związek narodowy, który miał własną kulturę, symbolikę, tradycję, naukę całkowicie odmienną od tego co obserwowaliśmy w PRL. Wojciech Jaruzelski musiał zgładzić Solidarność, bo nie mógł pozwolić, by ta wolność krzewiła się w polskim społeczeństwie - mówił podczas obchodów w Krakowie dr hab. Filip Musiał, dyrektor krakowskiego oddziału IPN.

Jak zapamiętali 13 grudnia sprzed 40 lat i wprowadzony wtedy stan wojenny zaangażowani krakowianie? Poprosiliśmy o takie wspomnienia.

Krakowianin Grzegorz Surdy w 1981 r. miał 19 lat, studiował na Politechnice Warszawskiej i był związany z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów. W dniu ogłoszenia stanu wojennego 13 grudnia odsypiał - po powrocie z Warszawy do domu do Krakowa - kilkutygodniowy strajk studencki.

- Obudziło mnie stukanie do drzwi. To był mój przyjaciel z liceum, który poinformował mnie: wojna w Polsce. Nie bardzo chwyciłem w pierwszym momencie, co mówi - opowiada nam Grzegorz Surdy. Jak relacjonuje, zorientował się, że w domu nie ma jego mamy, która pracowała w Hucie im. Lenina. - Pomyślałem, że na kombinacie pewnie strajk. Podniosłem telefon - był głuchy. Szybko się spakowałem, wziąłem konserwy, co tam w domu było, i udałem się na strajk na kombinat. Wtedy myślałem, że pewnie to potrwa 4-5 dni, komuniści szybko padną, bo 10-milionowa „Solidarność” jest potężna i zwycięży komunę. Niestety, rzeczywistość okazała się bardziej tragiczna - kwituje.

Grzegorz Surdy włączył się w działania wspierające strajk okupacyjny w krakowskiej hucie. Wpadł na pomysł uruchomienia radia „Solidarność”. Nadajnik od kolegi krótkofalowca chciał dostarczyć Komitetowi Strajkowemu huty. Jednak nie udało się, ponieważ kombinat był już otoczony przez patrole milicji, a jeden z nich stał akurat w miejscu umówionym do przekazania nadajnika i - jak wspomina opozycjonista - „na miękkich nogach” musiał powrócić. A w nocy nastąpiła pacyfikacja strajkującego zakładu.

Potem były demonstracje pod kombinatem, jak i na krakowskim Rynku. Ta ostatnia, przy kilkunastostopniowym mrozie, została szybko spacyfikowana przez zomowców. - Pamiętam, że jak zostałem oblany przez polewaczkę, to na szczęście był tak duży mróz, że zanim przemokłem, spodnie zamarzły mi w taką lodową rynnę - opowiada Grzegorz Surdy.

Surdy zaangażował się także w organizację kolportażu prasy podziemnej. Był dwukrotnie aresztowany, skazany i w latach 80. przesiedział w więzieniu w sumie ponad dwa lata. Z listopada 1982 r. pamięta przesłuchanie, które trwało bez przerwy kilkanaście godzin. - Tu w Krakowie na szczęście poza pobiciami podczas demonstracji generalnie bezpieka nie nadużywała przemocy fizycznej. Aczkolwiek siedziałem np. z Jackiem Żabą w ‘82 roku, który był zatrzymany po manifestacji i ponad miesiąc później miał jeszcze granatowe od pobicia całe plecy i nogi. Był niesamowicie skatowany - mówi krakowski opozycjonista.

- W naszej świadomości, ówczesnej opozycji, to ten stan wojenny - mimo formalnego zawieszenia - trwał do upadku komuny, przynajmniej do czerwca ‘89 roku. Bo większość prawa komunistycznego, które wprowadzono dekretem stanu wojennego, weszło w życie i miało swoje konsekwencje - jak np. delegalizacja NZS czy Solidarności - aż do obrad Okrągłego Stołu, a nawet dłużej - dodaje też Grzegorz Surdy.

- Wprowadzony 13 grudnia stan wojenny zmienił moje życie w momencie, gdy musiałem opuścić swoje mieszkanie i we własnym kraju, tygodniami się ukrywać. Między 15 a 16 grudnia rozpocząłem współpracę ze Studenckim Komitetem Obrony Demokracji stworzonym przez Jana Rokitę i Bogdana Klicha. W konsekwencji - od marca 1982 roku współpracowałem z Krakowskim Komitetem Wykonawczym NZS aż do dnia aresztowania, który obok 13 grudnia był najgorszym dniem w moim życiu, bo choć wiedziałem, co mi grozi za taką działalność, nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłem - wspomina z kolei Adam Kalita, dziś krakowski radny PiS. - W mojej pamięci stan wojenny na zawsze pozostanie więc jako ciemna i zimna noc trwająca prawie 500 dni, w trakcie której zginęło wielu niewinnych ludzi m.in. z kopalni Wujek, a wielu, jak moi koledzy i koleżanki z NZS czy Solidarności, zostało niesłusznie internowanych i aresztowanych, gdy walczyli o wolna Polskę - mówi.

Prof. Ewa Miodońska-Brookes, historyk literatury pracująca na Uniwersytecie Jagiellońskim, w 1980 r. współtworzyła „Solidarność” na UJ. A zaraz po wprowadzeniu stanu wojennego była współzałożycielką Arcybiskupiego Komitetu Pomocy Więzionym i Internowanym, który pomagał represjonowanym opozycjonistom i ich rodzinom. Działał przez kilka lat przy kardynale Macharskim, metropolicie krakowskim.

- Najpierw składał się głównie z ludzi uczelni, około 10 osób. Potem dołączyła do nas grupa praktykujących prawników. Były też osoby np. z Klubu Inteligencji Katolickiej. Mieliśmy bardzo szeroką siatkę współpracowników, którzy spontanicznie zgłaszali się do pomocy. Udzielana była pomoc materialna, żywnościowa, medyczna, ponieważ współpracowali z nami także lekarze i farmaceuci. Załatwialiśmy prawników do obrony w procesach. Prowadziłam kartotekę, noszoną w torebce - spis wszystkich, o których mogliśmy się dowiedzieć, że zostali zatrzymani, aresztowani. Chodziliśmy po domach, dowiadywaliśmy się, czy rodziny represjonowanych - które zostały bez ojca, męża czy brata - mają z czego żyć, czy trzeba organizować pomoc finansową. Prowadziło się składki na ich rzecz np. na uczelni - mówi nam Ewa Miodońska-Brookes. Zaznacza, że Komitet prowadził następnie regularną kronikę dzienną i kartoteki dokumentujące sytuację poszczególnych osób. Do Komitetu przyjeżdżali ludzie z całej Polski, z wiadomościami o represjonowanych i po pomoc.

- Z punktu widzenia stosunków międzyludzkich stan wojenny wcale nie jest dla mnie najczarniejszym okresem w życiu, bo ludzie wtedy byli bardzo skonsolidowani i bardzo sobie nawzajem pomagali - dodaje prof. Miodońska-Brookes.

Krzysztof Durek - działacz na rzecz utworzenia Związku funkcjonariuszy MO, emerytowany policjant i były radny - w rozmowie z nami tłumaczy, że wprowadzenie stanu wojennego niezbyt odmieniło jego dotychczasowe życie. Bowiem już wcześniej, w czerwcu 1981 roku, doznał swego rodzaju represji, kiedy został wydalony ze służby w Wydziale Dochodzeniowym w tzw. „Białym Domku”. Powodem były działania, jakie podjął w maju 1981 roku na rzecz utworzenia związków zawodowych funkcjonariuszy MO, którego członkowie w swoich postulatach domagali się m.in. zaprzestania używania milicji do rozgrywek politycznych. Stan wojenny zastał go w Kielcach, na imieninach mamy. Do 1982 roku przebywał w ukryciu.

- Mimo ponurego okresu i tego, jak traktowano opozycjonistów w tamtym czasie, nie dosięgły mnie żadne poważne represje, prócz propozycji internowania. Dotkliwszym problemem było znalezienie pracy, ponieważ nawet jak się zostało zatrudnionym, można było doświadczyć zwolnienia po kilku dniach. To był absolutnie wyniszczający czas. Jedni widzą w nim jasne strony, ale ja nie. Ludzie się strasznie bali, co w wielu z nich wyzwoliło bardzo niskie instynkty i np. brat donosił na brata - mówi Krzysztof Durek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Ciemna i zimna noc stanu wojennego. Kraków w 40. rocznicę pamiętnego 13 grudnia 1981 roku - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto