Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Była poezja, była sztuka, były kolory

Kini
Kini
Rozmowa o urokach i realiach Piwnicy pod Baranami z Joanna Giemzowską - Pilch, skrzypaczką z zespołu Marka Grechuty ”Anawa” i byłą artystką Piwnicy Pod Baranami.

Kinga Zielińska: Jak to się stało, ze znalazła się Pani w Piwnicy?

Joanna Giemzowska -Pilch: W Piwnicy pod Baranami znalazłam się w momencie kiedy kończyła się moja współpraca z zespołem Marka Grechuty, Anawa , to był rok 1985 mniej więcej. Wtedy to, dostałam propozycje od skrzypka - Michała Półtoraka, który z nami współpracował, na prośbę Grzegorza Turnaua, który dostał wówczas zdobył pierwsze miejsce na Festiwalu Piosenki Studenckiej, gdzie przewodniczącym był Marek Grechuta i w nagrodę Grzegorz Turnau , oprócz oczywiście debiutu w Opolu , dostał taką wewnętrzna nagrodę krakowską , mianowicie wejście do Piwnicy pod Baranami. W związku z tym potrzebował zespołu muzyków i zwrócił się do nas .Na co ja oczywiście zgodziłam się. Moje wejście do Piwnicy było „bezbolesne”. Tzn., że kiedy Turnau został zaproszony do Piwnicy do stałej współpracy, od razu „wszedł” z nim jego zespół. W przeciwnym razie byłoby to o wiele trudniejsze, bo do Piwnicy nie było i nie jest się tak łatwo dostać!

Pani trafiła już do nowej Piwnicy, czyli już w momencie kiedy muzycy zaczęli na tym zarabiać…bo wcześniej to wyglądało inaczej, prawda?

Tak zgadza się, jednak nikt nie zwracał na to uwagi czy tam się zarabia czy nie, gdyż sam fakt bycia w tym miejscu, obcowania z ludźmi z Piwnicy było rzeczą wspaniała, magiczna.

Jacy ludzie panią otaczali? Bo jak pani powiedziała: piwnica była magia.Tam Mogli się dostać ludzie, którzy w jakiś sposób zaimponowali Piotrowi Skrzyneckiemu. Jakie cechy charakteru Pani zdaniem posiadał Piotr , że ludzie chcieli uczestniczyć w tworzeniu tego charakterystycznego klimatu?

Każdy kto miał cokolwiek wspólnego z tego typu sztuka: poezja spiewaną, kabaretem. Był witany z otartymi ramionami. Jednak selekcja zawsze była i to decydowało o tym, kto wejdzie do „rodziny”. Tam wszystko musiało grac .Może na zewnatrz wydawało się że panował tam bałagan i nikt nie wie o co chodzi , tymczasem Piotr zawsze trzymał rękę na pulsie. Był reżyserem, w związku z tym , wiedział kogo „przygarnąć„. A ludzie którzy tam się dostali, faktycznie mieli poczucie prestiżu, nie tylko w Krakowie, ale także poza tym miastem.

Jednym z ciekawszych epizodów życia Piwniczna było uczestniczenie we wspólnych sylwestrach, „opłatkach” - z okazji świąt Bożego Narodzenia i „jajeczkach”- na Wielką Noc. Nawet ślubach, czy chrztach, na których było wszystko: bo „..i picie zawsze było” mawiał Skrzynecki. Jak wyglądały owe ”jajeczka”, „opłatki”?

Wyglądało to cudownie. Na samym wejściu do Piwnicy stał jeden z członków „rodziny piwnicznej”, z wielkim czarnym kapeluszem, wprawdzie nie „piotrowym”, ale zrobionym na ten styl i tam się wrzucało parę groszy na tzw. „wchodne”, schodziło się do piwnicy i tam szokował gości bogato zastawiony stół, wszelkim jadłem, trunkami i przepięknie udekorowany , przez ukochana Piotra, Janine Garycką, która zawsze przygotowywała scenografie, bo inaczej się tego nie da nazwać, do „jajeczek” i „opłatków” .Zawsze była oficjalna część, bardzo podniosła zresztą. Np. zaszczycił nas swoja obecnością ówczesny kardynał Macharski. Poza tym, masa ludzi, tylko po to, żeby choć na chwile powąchać tego świata piwnicznego. No i potem życzenia, trwające chyba z pięć godzin.A same wieczory często trwały do białego rana.

Rozumiem, ze rodziny Piwniczan, również uczestniczyły w tych „obrzędach”?

Tak, oczywiście.

A propos rodziny, czy to nie było tak, że trzeba było sobie czasem odjąć tego bycia z rodziną, właśnie dla Piwnicy?

Absolutnie nie! Kiedy zaistniała potrzeba bycia w rodziną, wystarczył jeden telefon i wszystko było do uzgodnienia.

A Czy to prawda , ze Piotr Skrzynecki był zazdrosny o swoich artystów?

Nie, nigdy w życiu nikomu nie przeciwstawiał się w umożliwianiu tzw. kariery, ona nam dawał skrzydła, a na tych skrzydłach mieliśmy sobie lecieć dalej. Podam tutaj przykład Jacka Wójcickiego, który został zauważony na scenie Piwnicznej przez Stevena Spielberga, który wkrótce potem zaproponował mu role w filmie „Lista Schindlera” . I wtedy Piotr powiedział: „Oczywiście, lec! Na skrzydłach”. Jeśli on rodzynka znalazł, to on był wręcz zachwycony, ze miał racje. Ze chcą go i w Warszawie i w Ameryce…Był dumny, ze może swoich artystów zobaczyć na innej, niż swoja, scenie.

Jak w każdej organizacji istnieją zasady, tak czy w Piwnicy również one miały prawo bytu? Już nie mowie o tak zwanych prestiżowych osobistościach, ale czy dla nowo przybyłych istniały jakieś srogie reguły, czy nadzwyczajne środki traktowania?

Zasada istniała jedna! Jeśli już ktoś został przez Piotra przyjęty, absolutnie musiał się wstawiać na każda próbę, na każdy koncert punktualnie, ubrany wedle tego jak Piotr sobie życzył. Wymagał jedynie konsekwencji!

O czym rozmawiało się w Piwnicy?

Na pewno się nie rozmawiało tym: „ile jajko na Rynku kosztuje” i jak się ciężko żyje. Rozmawiało się o…kolorach.

O kolorach???

Tak! Uwielbiałam jak siadając z Piotrem w Piwnicy przy okazji Kabaretu i Piotr mówi: ”Patrz jest litera A. Jaki ona ma kolor”? Ja mówię: ”no nie wiem”, a on na to:” no bo wiesz…A jest niebieskie”! Albo: „no nie czujesz, ze F jest fioletowe” Rozmawiało się abstrakcyjnie. Nie przynosiło się tam codziennych problemów, one w Piwnicy nie istniały. Stąd właśnie brała się ta magia! Tam człowiek wchodził i zostawiał wszystkie problemy bytu, dnia codziennego na boku, bo tutaj właśnie był inny świat, który tworzył Piotr! Była poezja, była sztuka, były kolory, po czym Piotr, bardzo trzeźwo wychodząc z Piwnicy pytał w czym jest problem i wymyślał jakby go rozwiązać.

Czy uważa Pani, ze kontynuacja Piwnicy pod Baranami bez Piotra Skrzyneckiego była dobrym pomysłem?

Kontynuacja jest jak najbardziej słuszna! Dlatego, że po pierwsze, zostaje jego dzieło, które się kontynuuje i dobrze ze może się kontynuować w takiej formie w jakiej jest do dzisiaj. Bo jednak są i dawni artyści i nowi artyści i wiadome jest, ze jak się śpiewa, choćby nawet ta nasza symboliczna „ta młodość” Zygmunta Koniecznego, to każdy z publiczności wie, ze Piotr tu jest! A najlepszym dowodem są po dziś dzień, tydzień w tydzień, przybywające do Piwnicy tłumy Także jak najbardziej ma to sens!

A co sądzi Pani o stwierdzeniu, ze „ dzisiejsza Piwnica, to smutna karykatura tego co stworzył Piotr Skrzynecki”?

Może karykatura jest tu zbyt ostrym słowem. Ja bym to ujęła inaczej…smutna kontynuacja…ze zabrakło tego ducha osoby Piotra. Natomiast nie można powiedzieć, że to karykatura, bo jednak ci artyści, którzy tam występowali przez długie lata, śpiewają tak samo jak wtedy, kiedy Piotr żył. Czy pan Leszek Wójtowicz, czy pani Ewa Wnuk , czy ja, zagramy tak samo! Nam brak Piotrusia, który w kapeluszu z piórem i w pelerynie , zawsze będzie na nas krzyczał. Bo jemu zawsze się nie podobało: bo zle stanąłeś, bo zle zaśpiewałeś, bo to, bo tamto. Ale duch krąży i my robimy to tak samo. Młodzi przez niego nie ustawieni, to juz nie to samo, może stad ten pogląd o karykaturze, ale ja się z tym absolutnie nie zgadzam!

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto