Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bulwersująca sprawa w Krakowie. "Niech pan sobie sam wepchnie przepuklinę"

Paulina Piotrowska
Tadeusz Sęk był wdowcem. Właśnie planował ślub...
Tadeusz Sęk był wdowcem. Właśnie planował ślub... Joanna Jagiełka
Bulwersująca sprawa w Krakowie. Pacjent wezwał karetkę, ale wypuszczono go ze szpitala. Następnego dnia umarł, w ramionach swojej narzeczonej.

Tadeusz Sęk miał 74 lata. Na 8 lipca miał zaplanowaną operację przepukliny. Rodzina i bliscy pochowali go 1 lipca. Dlaczego nie dożył zabiegu? Dlaczego na czas nie udzielono mu pomocy? „Proszę sobie wepchnąć przepuklinę palcem i czekać na planową operację” - usłyszał w Szpitalu św. Rafała w Krakowie. Zawiózł go tam syn 25 czerwca około godz. 19. Następnego dnia o godz. 14 mężczyzna zmarł w domu, na rękach swojej partnerki.

Spotkali się dwa lata temu. Tadeusz Sęk, profesor, wykładowca Akademii Górniczo--Hutniczej, i Mirosława Szymańska. Oboje wdowcy, oboje po przejściach. Ona przeżyła wcześniej śmierć niepełnosprawnej córki. - Byliśmy tacy szczęśliwi. Tadzio mi się oświadczył, chcieliśmy razem spędzić jesień życia - łamiącym się głosem opowiada Mirosława. - A teraz mojego Tadzia już nie ma...

Wiedziała, że jej ukochany jest schorowany, mimo to nie chciała zrezygnować z miłości. - Opiekowałam się nim. Moje życie się zmieniło, odkąd razem zamieszkaliśmy. Nigdy wcześniej nie czułam się tak doceniona - wspomina.

Feralny piątek, 24 czerwca 2016 r. Wtedy zaczyna się koszmar. Tadeusz zaczyna wymiotować, jego stan się pogarsza. Około 22.30 Mirosława dzwoni na pogotowie. - Nie przyjechali, uznali, że stan nie zagraża życiu Tadzia. Gdybym wiedziała, jak to się skończy, kłamałabym, powiedziała, że czuje się gorzej. Byleby lekarze się nim zajęli - mówi.

- Objawy, które zostały podane podczas rozmowy z dyspozytorem, nie wskazywały na bezpośrednie zagrożenie zdrowia i życia. Dolegliwości pacjenta wymagały jednak konsultacji lekarza nocnej i świątecznej opieki medycznej w formie wizyty domowej. W takiej sytuacji lekarz, który zbada pacjenta, ma możliwość podjęcia decyzji o ewentualnym transporcie do szpitala - odpowiada Joanna Sieradzka, rzeczniczka prasowa Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego.

Mirosława rzeczywiście wzywa lekarza. Ten przyjeżdża i podaje pacjentowi leki rozkurczowe.

Następnego dnia Tadeusz dalej fatalnie się czuje. Syn odwozi go do Szpitala św. Rafała. Tam mężczyzna słyszy od lekarza, że... sam powinien wepchnąć sobie przepuklinę i poczekać na planową operację.

Narzeczona Tadeusza nie może się pogodzić z tym, jak jej ukochany został potraktowany. - Wiem, że nie zwrócę mu życia... Ale może warto przedstawić jego historię, może dzięki temu uda się pomóc komuś innemu, kto znajdzie się w podobnej sytuacji?

Po wyjściu ze szpitala Tadeusz czuje się coraz gorzej. W niedzielę następuje agonia. - Chlustał wymiotami, musiałam go ciągnąć do łazienki. Kiedy położyłam go na łóżku, był taki bezradny, nie wiedziałam, co robić. Próbowałam wepchnąć mu do ust tabletkę, ale nie był w stanie jej połknąć. Umarł na moich rękach - opowiada Mirosława.

Dlaczego pacjenta nie zatrzymano w szpitalu? Placówka nie ma sobie nic do zarzucenia. - W izbie przyjęć Szpitala św. Rafała wykonano badania diagnostyczne i udzielono świadczeń lekarskich. Stan pacjenta nie wymagał hospitalizacji, w związku z czym skierowano go do domu z zaleceniem dalszej kontroli lekarskiej. Przeprowadzone czynności wyjaśniające wskazują jednoznacznie, że świadczeń udzielono zgodnie ze sztuką lekarską i aktualną wiedzą medyczną - brzmi oficjalne stanowisko spółki Scanmed, która kieruje szpitalem.

O komentarz do tej sytuacji poprosiliśmy Adama Sandauera, przewodniczącego Stowarzyszenia Pacjentów „Primum Non Nocere”, organizacji udzielającej pomocy prawnej ofiarom błędów medycznych.

- Historia jest skandaliczna i powinna trafić do prokuratury - twierdzi Sandauer. - Jeśli pacjent wymiotował, powinien zostać w szpitalu, być pilnie zoperowany. Istnieje możliwość, że nastąpiła niedrożność jelit i to doprowadziło do śmierci. Oczywiście powinna zostać przeprowadzona sekcja zwłok, która pozwoliłaby jednoznacznie to stwierdzić. Jeśli była to niedrożność jelit, to lekarz, który nie udzielił choremu pomocy, powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności - komentuje.

Rodzina nie zdecydowała się jednak na sekcję zwłok. A w akcie zgonu lekarz wpisał, że przyczyna śmierci była nieznana.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto