Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bartosz Prokopowicz: Zanim ocenisz i rzucisz kamieniem, przeżyj to sam [rozmowa NaM]

Lucyna Jadowska
- Nie trzeba przeżyć traum i "hardkorów", żeby zrozumieć, jak cenne jest życie - mówi Bartosz Prokopowicz, reżyser filmu "Chemia", inspirowanego historią jego żony Magdy.

Bartosz Prokopowicz to znany operator, który na swoim koncie ma takie filmy, jak "Dług", "Korowód" czy "Komornik". Prywatnie mąż Magdaleny Prokopowicz, założycielki fundacji Rak'n'Roll, która zmarła na raka w 2012 roku. Historią Magdy inspirowany jest debiut reżyserski Bartosza pt. "Chemia". Rozmawialiśmy z nim
o chorobie żony, hejterach i aktorach, którzy wystąpili w filmie.

Ten film to dla Ciebie taki pozytywny poradnik o umieraniu?
Na szczęście scenariusz nie jest mój, tylko Kasi Sarnowskiej. To ona wymyśliła formę literacką i od niej wyszedł pomysł na przebieg akcji. Konstrukcja bohaterów, zdarzeń, charakterów i historii to wynik jej wielomiesięcznego researchu i rozmów nie tylko ze mną (byłem trudnym rozmówcą i niewiele mówiłem), ale też z innymi osobami. Ten film to zlepek różnych historii i wielu doświadczeń.

Dla mnie to faktycznie jest taki pozytywny poradnik o umieraniu. Lena (główna bohaterka "Chemii" - przyp. red.) w filmie odchodzi pogodzona ze światem, w miarę spokojna. Robi wielką rzecz, na którą niewiele osób się zdobywa, pokonuje strach i chowa własne ego do kieszeni. To daje szansę na dobre życie Benkowi (mąż Leny - przyp. red.). Ważne jest przecież, w jakim stanie Benek zostanie po odejściu Leny, w końcu będzie stanowił najbliższe otoczenie dla ich dziecka.

A kiedy pojawił się pomysł na ten film?
Pomysł powstał jeszcze, jak żyła Magda. Kiedy zakładała fundację Rak'n'Roll, pomyśleliśmy, że można opowiedzieć coś, co będzie w duchu tej fundacji i będzie mówiło o chorych ludziach w zupełnie inny sposób. Potem sytuacja zdrowotna się skomplikowała i Magda odeszła. Długo nie było przestrzeni, żeby do tego tematu wrócić.

Łatwe to z pewnością nie było, poza tym to był pierwszy film fabularny, który wyreżyserowałeś. Co dla Ciebie było najtrudniejsze?
Ze swoim omnipotencyjnym podejściem do życia nie kalkulowałem, co może się stać. Rzuciłem się na głęboką wodę, niepomny kosztów i konsekwencji. Zresztą większość rzeczy robię w życiu pod wpływem emocji, a nie przemyślanego planu. Dzisiaj, kiedy patrzę na to z perspektywy, widzę, że ten film kosztował mnie dużo więcej, niż przewidywałem. Najtrudniejsze okazało się skonfrontowanie z opinią publiczną i krytyką czy opiniami widzów. Na szczęście opinie tych ostatnich okazały się pozytywne. Ten film ma swoją wierną widownię, która przeżywa tę historię bardzo emocjonalnie i to jest dla mnie największa nagroda.

Jakie komentarze się pojawiają?
Wystarczy wejść na stronę filmu na Facebooku i przeczytać, co piszą tam na przykład kobiety. Te komentarze pokazują, że film zrobił to, co chciałem osiągnąć. Nie trzeba przeżyć traum i "hardkorów", żeby zrozumieć, jak cenne jest życie. Część z tych kobiet po wyjściu z kina mówi: "kurczę!", "ja pierdolę!", ale są wdzięczne za to, co mają. Piszą potem na Facebooku: "idę przytulić swojego chłopaka", "zobaczyłam, że mam super" czy "zdałam sobie sprawę, że życie jest krótkie".

Ten film jest dla Ciebie takim rodzajem rozliczenia, zamykasz nim pewien rozdział?
Na pewno się w nim nie rozliczam, no bo kim ja jestem, żebym miał takie rzeczy robić publicznie, film jest dla widza. Za to "Chemia" stanowi dla mnie zamknięcie pewnego etapu życia i wyzerowuje mnie jako twórcę. Pojawia się pytanie: co dalej, jakie kino chciałbym robić?

"Chemia" pokazuje też, jak rak zjada nie tylko chorującego, ale i jego bliskich, tzw. "współchorujących".
Pamiętajmy, że w tym przypadku choruje całe otoczenie. Zresztą tak nie jest tylko przy raku, ale i w przypadku innych chorób terminalnych czy przy osobach, które mają problem z alkoholizmem, hazardem czy pracoholizmem. Bo to co czujemy, jacy jesteśmy, ma bezpośredni wpływ na naszych bliskich.

Jak wyglądała Wasza wojna z rakiem?
Na wojnie emocje są skrajne, żyje się chwilą i łatwo przejść z jednego ekstremum do drugiego. Chciałbym powiedzieć, że zanim ocenisz i rzucisz kamieniem, przeżyj to sam albo pochodź w moich butach. Ale tak naprawdę nikomu nie życzyłbym tego, żeby znalazł się w takiej sytuacji, w jakiej są ludzie chorzy i współtowarzyszący. Żeby mieć perspektywę ludzi, którzy przez to przeszli, wystarczy zobaczyć film.

"Robi karierę na śmierci żony", "dużo mówi o kasie"... - to tylko dwa z wielu nieprzychylnych komentarzy na Twój temat, które pojawiły się w sieci. Mimo to film w czasie pierwszego weekendu jego wyświetlania zobaczyło aż 60 tys. widzów.
Nie mam pojęcia, skąd biorą się ci tzw. hejterzy, a takie komentarze śmieszą mnie, bo ja np. nic nigdy nie mówiłem o kasie. Nad tym filmem pracowałem bez pensji, nie otrzymałem wynagrodzenia reżyserskiego. Zapraszam do rozmowy twarzą w twarz i wtedy sobie na ten temat podyskutujemy. Zresztą nie trzeba robić filmów i być Bartkiem Prokopowiczem, żeby zostać skrytykowanym, wystarczy coś powiedzieć czy zrobić. Myślę, że hejtowanie to takie ogólnospołeczne zjawisko chowania się za anonimowością i obrzucania innych błotem.

Film pokazywano osobom chorym na raka czy dziewczynom z fundacji Rak'n'Roll?
Tak. Duża część z tych osób powiedziała, że jest super. Faktycznie, tak to działa, mamy podobne doświadczenia, tak chcemy chorować, a jak odchodzić, to tylko jak Lena.

Długo szukałeś filmowej Leny i Benka?
Bardzo długo. Kiedy kompletowaliśmy obsadę, zdecydowaliśmy się ją "odmłodzić". Chcieliśmy, żeby w filmie zagrali dwudziestoparolatkowie, czyli ludzie, którzy są na tyle młodzi, że mogą sobie nie radzić z rzeczywistością, która ich dotyka. Tomek (w tej roli Tomasz Schuchardt - przyp. red.) od dawna - jako młody i zdolny aktor - był w kręgu mojego zainteresowania. Nieoczekiwanie i niespodziewanie pojawiła się Agnieszka Żulewska. Swoją charyzmą, niesamowitym spojrzeniem i tym, że znakomicie poradziła sobie z tekstami, które są trudne, literackie i wymyślone, przekonała nas, że nadaje się do roli Leny. Oczywiście, musiała też ładnie wyglądać bez włosów.

Film jest inspirowany historią Magdy. Czy znalazło się w nim dużo z Waszego życia?
Nie. Z naszego życia jest tylko sama rama historii. Dwoje ludzi, nowotwór, ciąża, leczenie onkologiczne, urodziny dziecka i śmierć bohaterki. To tyle, reszta jest fikcją literacką, wypadkową researchu, który Kasia Sarnowska robiła, przygotowując się do pisania tego scenariusza.

Jednak pewne sceny z pewnością przywoływały wspomnienia związane z Magdą. Która była dla Ciebie najtrudniejsza?
Emocje wróciły w scenie, kiedy Benek golił głowę Lenie czy przy tej z narodzinami dziecka.

Twój syn już widział film?
Nie. Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym z Leosiem i powiedział, że chce zobaczyć ten film, kiedy będzie starszy, musi po prostu dojrzeć, żeby zobaczyć całą "Chemię". Oczywiście, Leon przychodził ze mną do montażowni czy słuchał piosenek Mikromusic, więc był obecny w tym wszystkim, ale nie pokazywałem mu scen bardziej emocjonalnych i ciężkich.

Zobacz też: Bartosz Prokopowicz: Myślałem, że będzie łatwiej

Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto