Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bartosz Kapustka. Kim jest nowy gwiazdor Polaków?

Przemysław Franczak, red.
Polska wygrała z Irlandią Północną 1:0 w pierwszym meczu podczas euro 2016. Bardzo dobry występ zanotował 19-letni pomocnik Cracovii - Bartosz Kapustka. Jego występ oglądała cała rodzina. Ma talent, determinację, i szczęście do ludzi. Bartosz Kapustka, piłkarz Cracovii, stoi u progu wielkiej kariery. Rzadki przypadek: ma 19 lat, ale dokładnie wie, czego chce od życia.

źródło: Agencja Informacyjna Polska Press

Charakter po tacie

W jego życiu wszystko dzieje się bardzo szybko.

Z domu do szkoły z internatem wyfrunął w wieku 13 lat, gdy miał 15 już trenował z pierwszą drużyną „Pasów”, nim osiągnął pełnoletność zaczął grać w ekstraklasie, a powołanie do reprezentacji dostał cztery miesiące przed 19. urodzinami.

Bajka. Kariera jak zaprogramowana w komputerze, a on sam - zaprogramowany na sukces.

- Wiedziałem, co chcę robić, a zawsze byłem uparty. Aczkolwiek rozumiałem, że to nie jest wszystko takie proste. Mnóstwo chłopaków gra w piłkę, a przebija się niewielu. Nie mogłem być pewny w stu procentach, że to się uda. A gdyby się nie udało? Na pewno trudno byłoby mi się z tym pogodzić.

Że zdolny - to wiadomo było od samego początku. Ale zdolnych jest dużo. Za to u Kapustki, jak mówią, za talentem nadążały głowa i charakter.

- To chłopak niepasujący trochę do dzisiejszych realiów, do świata, w którym młody piłkarz ma szesnaście tatuaży i wielkie mniemanie o sobie - opisuje Michał Wiącek, trener i wychowawca Bartka z gimnazjum w Wojewódzkim Ośrodku Szkolenia Młodzieży w Nowej Hucie. - Wzorce wyniósł z domu. Twardo stąpa po ziemi, ma poukładane w głowie. Gimnazjum to jest najtrudniejszy wiek, chłopcy zostają odseparowani od rodzinnego domu, część więc zachłystuje się tą wolnością. U niego od samego początku było widać, czego chce od życia i po co tutaj przyszedł.

Jak to się robi? Kazimierz Kapustka, były piłkarz Tarnovii, twierdzi, że wielkiej tajemnicy w tym nie ma. - Normalne wychowanie, dobra atmosfera w domu, dużo rozmów. O piłce również, to od zawsze jest u nas temat numer jeden - śmieje się. - Poza tym dostał chyba coś w genach, bo ja również mam spokojny charakter. Ale trzeba jednocześnie powiedzieć, że syn miał szczęście do ludzi. Gdzie poszedł, tam trafiał na fajne osoby; trenerów, kolegów.

Bartosz, który chwilami wypowiada się tak, jakby już wiele przeżył i wiele widział, albo tworzył poradnik „Co powiedzieć, żeby rodzice byli z ciebie dumni”, podchodzi do tej kwestii z filozoficznym zacięciem.

- Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że nawet gdy ciężko się pracuje, to nie na wszystko ma się wpływ. W moim przypadku historia potoczyła się bardzo optymistycznie. Wiem, że mało który chłopak w moim wieku zaznał takich rzeczy w życiu jak ja. Teraz wszystko zależy ode mnie, żeby nie schodzić poniżej pewnego poziomu i cały czas się rozwijać - deklaruje.

Całe życie ze starszymi

Kapustka senior szybko dostrzegł, że z tej mąki może być chleb. Bartek miał dryg, świetną koordynację ruchową, król piłkarskiego podwórka w Pogórskiej Woli. W końcu zabrał go, razem z jego trzy lata starszym bratem Mateuszem, na trening do Tarnovii. Od początku musiał grać ze starszymi od siebie, silniejszymi, wyższymi o głowę.

- Dawał sobie radę, był sprytny, ambitny. Wiadomo, czasem coś nie wychodziło, ale on się nie zniechęcał. Nie brał sobie do głowy, że coś się nie udało - przypomina sobie Krzysztof Świerzb, jego pierwszy trener. - Chwile słabości były, ale ja zawsze podkreślam, że w takich momentach kluczową rolę odgrywają rodzice. Porozmawiają, wytłumaczą, pocieszą.

Tata: - Na początku chyba trochę się bał, jak trzeba było jechać na trening, to trochę się wahał, więc musiałem go mobilizować. Ale po dwóch-trzech miesiącach już sam rwał się na zajęcia. Trener Świerzb stworzył tam super atmosferę.

Nim się wszyscy obejrzeli, trzeba było podjąć pierwsze poważne decyzje w życiu Bartka. Wyjazd do gimnazjum do Krakowa, internat, gra w Hutniku.

- Dla mnie to nie był dylemat, gorzej z żoną. Była przeciwna. Ja jednak wiedziałem, że sobie poradzi, wierzyłem, że coś z tego będzie - podkreśla ojciec.

Mama ostatecznie się zgodziła, tata zajął się logistyką. W poniedziałek rano odwoził syna do Krakowa, w piątek przywoził do domu. - Pamiętam te dojazdy - uśmiecha się Bartek.

- W poniedziałek wyruszaliśmy o piątej rano, bo wtedy jeszcze była stara droga, tragedia. Czasem schodziło nam ponad dwie godziny. Bartek dosypiał na tylnym siedzeniu. A potem szybko wracałem do pracy - opowiada. Można powiedzieć, że karierze syna podporządkował własne życie, nawet swoje zawodowe obowiązki próbował tak układać, żeby móc wozić go na treningi. - Lubiłem to. Teraz na pewno jest satysfakcja, że ten mój czas nie poszedł na marne, ale nikt by przecież nie miał do niego pretensji, gdyby coś nie wyszło.

W Krakowie Bartek bez trudu się zaaklimatyzował. - Trudny był tylko pierwszy tydzień. Przychodziły takie myśli do głowy, żeby może jednak wrócić do domu, ale szybko minęły. Zresztą, chyba każdy z chłopaków miał na początku podobne odczucia, bo jednak trzeba się oswoić ze świadomością, że teraz jesteś zdany sam na siebie - mówi.

- Trafił na fajną klasę, do dzisiaj trzymają się razem - zwraca uwagę trener Wiącek. - Dwa tygodnie temu jeden z tych chłopaków zerwał więzadła w kolanie. Poważna kontuzja, operacja. Pozostali stwierdzili, że bardzo chcą mu pomóc, zbierają pieniądze, koszulki, Bartek też jest w to zaangażowany.

Kadra to małe piwo

- Jego nie da się nie lubić - twierdzi Tomasz Siemieniec, kierownik drużyny Cracovii. Po meczu z Gibraltarem Bartek dostał od niego prezent: tablicę pamiątkową, na którym było zdjęcie jak wchodzi na boisko za Jakuba Błaszczykowskiego, na dole powołanie do kadry, a dookoła główki kapustki na przemian z piłkami. - Do tego dostał zwyczajną główkę kapusty, sok z kapusty i małe piwo, bo stwierdziłem, że dla niego kadra to małe piwo - śmieje się Siemieniec.

W głowie Bartkowi jednak nie zaszumiało. Jako najmłodszy dalej nosi sprzęt, zna swoje miejsce w szeregu.

- Przychodzi sam, nie trzeba go prosić. Dopytuje: „Kiero, mogę to wziąć? A to?”. To jest taki chłopak, który umie się znaleźć w konkretnej sytuacji - podkreśla Siemieniec. - Pamiętam, gdy wprowadzałem go pierwszy raz do szatni, miał 15 lat. Wchodził z respektem, ale bez strachu. Nigdy nie był zahukany, ale też nie był taki, że do starszych powie „siemano”.

- Woda sodowa nie uderzy mu do głowy - uważa Wojciech Stawowy, były trener „Pasów”. - Chłopak skromny, dobrze wychowany i odporny na stres.

To on powiedział o Kapustce, że to „piłkarz bez układu nerwowego”. - Wiadomo, że pierwsze treningi z seniorami, pierwszy obóz, na który pojechał, to było dla niego duże przeżycie. Ale ćwiczył na pełnym luzie, był pewny siebie, w dobrym sensie. Poza tym to talent, o takich zawodnikach mówi się, że urodzili się z piłką przy nodze. A jeżeli inni widzą, że jesteś dobry, to wkomponowanie się w grupę nie jest wielkim problemem - mówi szkoleniowiec.

Kazimierz Kapustka: - Na boisku rzeczywiście się nie stresuje, ale czasem temperament pokaże. Zwłaszcza jak z mamą dyskutuje na temat piłki, bo ona słabo się orientuje.

- Tata tak powiedział? - uśmiecha się Bartek. - To nie tak, po prostu często staram się jej wytłumaczyć, żeby nie przeżywała tak wszystkiego, co się na mój temat mówi i pisze. Życie jest przewrotne, czasem są lepsze, czasem gorsze momenty. Krytyka też się może pojawić i trzeba sobie z tym radzić. Wiem, że mamie będzie trudniej to zaakceptować niż mnie, ale wiadomo, że każda mama przeżywa, jeżeli coś jest nie tak w życiu syna.

Bramkę strzeloną Gibraltarowi zadedykował właśnie rodzicom. - Zdaję sobie sprawę, że bardzo dużo im zawdzięczam. Myślę, że byli ze mnie dumni. Dla mnie to wszystko było jak sen.

- W sumie to nie liczyłem, że zagra - mówi tata. - Bartek załatwił dwa bilety na ten mecz, ale nie za bardzo mogłem zwolnić się z pracy. Do Warszawy pojechał Mateusz z kolegą. Usiadłem przed telewizorem i... Były emocje, wzruszenie. Gdy przyjechał do domu, to było przyjęcie na jego cześć, długo rozmawialiśmy. Rzadko go chwalę, ale wtedy nie było innego wyjścia. Zazwyczaj raczej analizuję błędy, bo zawsze coś można poprawić. Mobilizuję go cały czas, żeby nie spoczął na laurach, jeszcze dużo pracy przed nim.

- Była duma jak strzelał gola dla reprezentacji - opowiada jego brat Mateusz, który teraz próbuje sił jako piłkarski sędzia. - Zrobiło się o nim głośno. W Pogórskiej Woli jest takim lokalnym bohaterem, dzieciaki traktują go jak idola. A braciszkiem też jest bardzo dobrym. Wprawdzie ostatnio nie widujemy się często, ale zawsze można na nim polegać.

Niemiecki może się przydać

Wkrótce w rodzinne strony będzie zaglądał częściej. Właśnie zdał egzamin naprawo jazdy. Po wszystkim egzaminator mu pogratulował, ale nie dobrej jazdy, tylko bramki w kadrze. - Wcześniej nie wiedziałem, że mnie poznał. Nie wiem, czy to pomogło. Błędów, na które mógłby przymknąć oko, chyba nie popełniłem - śmieje się Bartek.

Na dniach ma wynająć swoje pierwsze, prawdziwe mieszkanie. Do tej pory mieszkał w klubowym hotelu, na treningi mógł iść prosto z łóżka. - Można powiedzieć, że całe moje życie kręci się wokół piłki, i to dosłownie. Lubiłem tu mieszkać, ale uznałem, że trzeba wreszcie stanąć na własne nogi.

Adres krakowski, na razie nigdzie dalej się nie wybiera. Zresztą właśnie przedłużył kontrakt z Cracovią.

- Czasem pojawiają się myśli, co będzie w przyszłości, ale przede wszystkim staram się żyć tym, co teraz. Chciałbym stać się ważniejszą postacią w Cracovii. Wiele mam tu do udowodnienia. Zastanawianie się, gdzie kiedyś mógłbym zagrać, nie ma sensu. Jeżeli w stu procentach będę skupiony na tym, żeby dobrze wyglądać na boisku, to sprawy same się ułożą - mówi rezolutnie Bartosz.

Ale jakby co, będzie gotowy.

- Języki? Po angielsku spokojnie się dogadam, teraz chcę zabrać się za niemiecki, może się przydać. Łatwiej jest złapać kontakt z chłopakami z drużyny, kiedy można się z nimi porozumieć, niż gdy się siedzi w kącie i nie wiadomo, co kto mówi - podkreśla. Taka świadomość u młodych piłkarzy to rzadkość.

- Wiele osób bardzo mi pomaga, może jestem bogatszy o ich doświadczenia. Warto w każdym razie z ich wiedzy korzystać.

Na razie wszystko przychodzi mu z łatwością, przeskakuje po dwa stopnie naraz. - Nie zachłyśnie się, to nie ten typ - twierdzi Siemieniec. - A ma papiery na to, żeby zrobić światową karierę.

- Co dalej? Podchodzę do tego spokojnie - zaznacza tata. - Nie daj Boże zdarzy się jakaś kontuzja i wszystko może wziąć w łeb. Powtarzam mu zawsze, że ma wsparcie w rodzinie. Jak przegra mecz i jest zły, czy smutny, tłumaczę mu, że są gorsze rzeczy niż porażka czy błąd na boisku.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto