Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Anna Seniuk: Wydawało mi się, że przefrunęłam Sukiennice

Dariusz Domański
Anna Seniuk w 80. rocznicę swoich urodzin opowiada Dariuszowi Domańskiemu o swojej karierze aktorskiej, związkach z Krakowem i życiowych zasadach. Mówi: W życiu musi być dobrze i niedobrze, bo jak jest tylko dobrze, to nie jest w porządku, a jak jest tylko źle, to też nie jest tak, jak powinno być.

Anno, jak patrzę wstecz to znamy się już 35 lat, jesteś w kilku moich książkach i nie wiem od czego zacząć naszą rozmowę. Jestem pod wielkim wrażeniem Twojej energii w pracy teatralnej, filmowej i pedagogicznej.

Bardzo mi miło słyszeć te słowa od Ciebie, Darku, bo jesteś naszym kronikarzem teatru i przyjacielem aktorów. No cóż ciągle pracuję, aktorstwo daje mi siłę do życia, a praca z młodymi ludźmi, wzbogaca, choć postrzegają świat inaczej, to tak samo jak ja kiedyś, gdy byłam w ich wieku, kochają teatr i chcą się w nim realizować, spełniać.

Czy aktorstwa można nauczyć?

Można nauczyć warsztatu, techniki, etyki zawodowej, dyscypliny, talentu nie, bo talent to coś, co trzeba mieć w sobie, jest on gdzieś głęboko ukryty, pomagam tylko im go ujawnić.

Jak zapamiętałaś swoich pedagogów?

Kochany profesor Eugeniusz Fulde był bardzo wymagający, nie dziwiło to nas, był uczniem Aleksandra Zelwerowicza, poważny, a jednocześnie z wielkim poczuciem humoru. Mogę powiedzieć coś żartobliwego. Któregoś dnia, ku naszemu zdumieniu, wyjął swoją sztuczną szczękę, położył na stole i zapadłymi ustami powiedział - „Kochani, trzeba dbać o zęby”. Od tego dnia udaliśmy się do dentysty (uśmiech). Marta Stebnicka uczyła piosenki, robiła to z wielką klasą. Była prawdziwą damą teatru.

Wróćmy do Twojego dzieciństwa. Pamiętasz swoją pierwszą wizytę w teatrze?

Tak. Widziałam „Romans z wodewilu”, spektakl Władysława Krzemińskiego, w którym grał Antoni Fertner, wielki komik tamtych czasów. W moim domu rodzinnym była tradycja chodzenia do teatru.

Premiera tego spektaklu , który wspominasz, odbyła się w Starym Teatrze 31 grudnia 1948 roku. Brał w nim też udział młodziutki Gustaw Holoubek. Czy to też zaważyło, ta rodzinna tradycja, że wybrałaś zawód aktora?

Zupełnie nie. Pochodzę z rodziny nauczycielskiej. Byłam zawsze osobą nieśmiałą. Interesowało mnie malarstwo, rzeźba. Młodość spędziłam między zabytkami Krakowa, który wyglądał jak stara teatralna dekoracja. Aktorstwo to był grom z jasnego nieba

Szkoła Teatralna pojawiła się zatem w zamian Uniwersytetu, byłaś na dobrym roku…

Masz na myśli kolegów i koleżanki, tak: Janek Nowicki, Terenia Budzisz-Krzyżanowska, Krysia Mikołajewska, Krzysztof Kumor. Każdy z nas miał jakiś przydomek, mnie nazywano „Krokiewka”.

Skąd taki przydomek?

Przezywano mnie tak z powodu lekko zadartego nosa, dzisiaj nie jest już tak zadarty (śmiech).

Po studiach pojawiła się propozycja od Twojej profesor Haliny Gryglaszewskiej do Teatru Rozmaitości, jednak wybór padł na Stary Teatr w Krakowie i dyrektora Zygmunta Hubnera.

Stary Teatr umacniał swą rangę artystyczną, już poprzednia dyrekcja Krzemińskiego była znacząca w historii tej sceny. Wielkie premiery m.in. „Święta Joanna” Shawa czy słynny „Hamlet” z Leszkiem Herdegenem.

Co czułaś, gdy stanęłaś na deskach Starego Teatru, budowałaś zatem z wielkimi aktorami piękną historię krakowskiego teatru.

Przerażenie, ale Stary Teatr przyjął mnie z ogromnym ciepłem, mogę powiedzieć - z otwartymi ramionami. To było wielkie szczęście, radość, taki debiut, u boku legendarnych aktorów. Z Jankiem Nowickim graliśmy w „Wariatce z Chaillot” w reżyserii Zygmunta Hubnera, a na scenie - Zofia Niwińska, Ewa Lassek, Jerzy Nowak, Jan Adamski - wspaniali starsi koledzy, którzy wprowadzali nas w te tajemnice zawodowego teatru.

Miałaś swoich przewodników w tym teatrze, aktorów, którzy pomogli wejść pewnym krokiem na scenę.

Tak. Pamiętam, jak pomogła mi opanować moją tremę Ewa Lassek, jej przyjaznego gestu na pierwszej próbie nie zapomnę. Bardzo matkowała mi Zofia Niwińska, aktorka, która jeszcze przed wojną pracowała w teatrach i grała m.in. szekspirowską Julię u boku Jana Kreczmara. Wszyscy na swój sposób uczyli nas miłości do teatru i do widza. Wspomniana Marta Stebnicka, z którą przyjaźniłam się do końca jej życia. W tym teatrze był też wspaniały - Marek Walczewski, Jerzy Nowak, Franciszek Pieczka, mistrzowie międzywojennego teatru m.in. Maria Bednarska, Wojciech Ruszkowski, Marian Jastrzębski, Tadeusz Wesołowski.

Anno, wspomnienie Krakowa to…

Piękne lata młodości - liceum, studia, przyjaźnie. Niepowtarzalna atmosfera kabaretu Piwnicy pod Baranami, Teatr Tadeusza Kantora, Teatr na wozie pod Sukiennicami.

Które podobno przeskoczyłaś?

Kiedy biegłam przez Rynek na pierwszą próbę w Starym, czułam w sobie tyle energii, wydawało mi się, że „przefrunęłam” przez Sukiennice.

W Starym Teatrze spotkałaś nie tylko wielkich aktorów, ale i reżyserów.

Nie tylko wspaniałego dyrektora Zygmunta Hubnera, ale i Konrada Swinarskiego, Jerzego Jarockiego, Józefa Szajnę, Bogdana Hussakowskiego. Pamiętam, jak pracował w Starym prof. Aleksander Bardini, przygotował montaż piosenek, a potem spotkaliśmy się przy „Barbarzyńcach” w Teatrze Powszechnym już w Warszawie.

Zagrałaś u wymienionych reżyserów w takich spektaklach, jak m.in. w „Mizantropie”, „Puzuku”, „Trzech siostrach”, „Mojej córeczce”, „Zmierzchu”, „Nie-boskiej komedii”, „Królu Henryku IV”, dlaczego więc zdecydowałaś o przejściu do Teatru Ateneum w Warszawie?

Miał być to tylko jeden sezon w Warszawie, a tymczasem… Warszawa otwierała nowe perspektywy. Kraków zawsze wspominam z wielkim sentymentem. Tam byłam koronowana jako Miss Juwenaliów na krakowskim Rynku. Tam zdobywałam pierwsze nagrody, uznanie publiczności. Stolica przyjęła mnie ciepło, zagrałam u boku Andrzeja Seweryna w „Głupim Jakubie” w przedstawieniu w reżyserii Jana Świderskiego.

W Warszawie też miałaś szczęście i do teatrów, i do reżyserów, i partnerów, że wspomnę - Teatr Polski, Powszechny, Kwadrat i teraz Teatr Narodowy.

W każdym z tych teatrów grałam u wspaniałych reżyserów od Kazimierza Dejmka, gdzie w jego reżyserii u boku Tadeusza Łomnickiego Papkina zagrałam Podstolinę w „Zemście”, poprzez wspomnianych „Barbarzyńców” z Bronisławem Pawlikiem, aż po pracę z Jerzym Jarockim m.in. w „Kosmosie”, gdzie partnerowałam Zbigniewowi Zapasiewiczowi już na deskach Teatru Narodowego.

Od samego początku pracowałaś przed kamerą filmową?

Film był epizodem w moim życiu, dawał popularność, ale zawsze wracałam z każdego planu do teatru bardzo szczęśliwa.

Zadam standardowe pytanie. Jesteś bardziej aktorką teatralną czy filmową?

Oczywiście , że teatralną, choć film bardzo lubię. Film ma inną technikę grania, szybkość, koncentracja, gotowość, to było dla mnie nowe wyzwanie.

Zagrałaś w kultowych filmach, serialach m.in. w „Czterdziestolatku”, „Czarnych chmurach”, ale w jednym nie wystąpiłaś i miałaś wtedy z tego powodu problemy, bo nie obsadzano Ciebie przez parę lat w filmie. Nie żałujesz, że nie brałaś udziału w tak ważnym przedsięwzięciu filmowym?

Życie rodzinne bierze u mnie czasem górę nad pracą. Na pewno rola Jagny w „Chłopach” u Jana Rybkowskiego, bo o tym serialu mówisz, była bardzo ciekawą propozycją. Zagrać u boku tylu wielkich aktorów. Ale odnalazłam się później w równie ciekawych filmach, a Jagnę znakomicie zagrała Emilia Krakowska.

Z Twoich ról filmowych szczególnie cenię Antoninę w „Bilecie powrotnym” u Ewy i Czesława Petelskich czy rolę Handzi w „Konopielce” u Witolda Leszczyńskiego. Jak wspominasz te postacie, tę współpracę?

Nie do mnie należy ocena. Rzeczywiście dwa różne filmy. „Bilet powrotny” to dramat kobiety, matki, żony. Jest tu pokazany twardy realizm życia, któremu stawia czoła grana przeze mnie bohaterka. A film Leszczyńskiego to moralitet. Lubię jeszcze rolę Julci w „Pannach z Wilka” u Andrzeja Wajdy, to było jeszcze inne istotne w mojej pracy filmowej doświadczenie.

Jesteś jedną z niewielu aktorek, które wpisały się w historię polskiego kabaretu. Czym jest dla Ciebie ten rodzaj sztuki aktorskiej?

Z kabaretem zetknęłam się w Krakowie w Jamie Michalika. W Warszawie zaczęłam pracować u Edwarda Dziewońskiego. To była fascynująca przygoda stanąć przy Irenie Kwiatkowskiej i wystąpić. Tremę miałam ogromną.

Zagrałaś wiele ról w Teatrze Telewizji, nie zapomnę Agafii w „Ożenku” czy Horodniczyny w „Rewizorze”…

Było tego dużo, a skoro wymieniasz „Ożenek”, to tu miałam zaszczyt zagrać z Ireną Kwiatkowską jako Swatką, a przybywali w konkury do Agafii - Kazimierz Brusikiewicz, Jan Kobuszewski, Wojciech Pokora, Wiesław Michnikowski. Miałam zawsze szczęście do partnerów nie tylko w telewizji, filmie, teatrze, ale i Teatrze Polskiego Radia.

Jak zatem znajdujesz na to czas, bo poza tak owocną pracą aktorską jest jeszcze dom, Szkoła Teatralna. Jesteś od wielu lat profesorem Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie. W książce, którą napisała Twoja córka Magda, powiedziałaś o sobie - Nietypowa baba jestem - co to znaczy?

To znaczy nietypowa baba, bo nie boję się myszy, bo są takie małe i bezradne. W szkole teatralnej już nie uczę, tak więc skupiam się wyłącznie na pracy w teatrze.

W jednym z wywiadów zapytana zostałaś o motto życiowe, pamiętasz co powiedziałaś?

Może słowa ks. Jana Twardowskiego, że w życiu musi być dobrze i niedobrze, bo jak jest tylko dobrze, to nie jest w porządku, a jak jest tylko źle, to też nie jest tak, jak powinno być.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Anna Seniuk: Wydawało mi się, że przefrunęłam Sukiennice - Plus Dziennik Polski

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto