Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

<b>Czy w Krakowie działa mafia wymuszająca haracze od restauratorów i hotelarzy?</b>

(KP)
FOT. PAWEŁ PIOTROWSKI
FOT. PAWEŁ PIOTROWSKI
Tylko frajerzy płacą haracz bandytom - mówi Marcin, właściciel knajpy w okolicach Rynku Głównego. Ci mądrzejści są zabezpieczeni: znają kogo trzeba w mieście, albo wynajmują odpowiednią agencję.

Tylko frajerzy płacą haracz bandytom - mówi Marcin, właściciel knajpy w okolicach Rynku Głównego. Ci mądrzejści są zabezpieczeni: znają kogo trzeba w mieście, albo wynajmują odpowiednią agencję. Nie jest tajemnicą, że spora liczba ochroniarzy za młodu siała postrach na osiedlach Nowej Huty i Podgórza. Domorośli gangsterzy wciąż boją się ich jak ognia. Informacje o grupach wymuszających haracze co jakiś czas alarmują jednak opinię publiczną.

Przed trzema laty szantażowani byli np. restauratorzy z Rynku, w ubiegłym roku podobny przypadek zgłosił prywatny przedsiębiorca. Z obiema sprawami policja uporała się dosyć szybko. - Jeżeli ofiary wymuszeń współpracują z nami, ujęcie bandytów jest bardzo proste - mówi Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji. - Problem w tym, że niektórzy właściciele lokali godzą się płacić. Bandyci najczęściej straszą restauratorów zdemolowaniem lokalu. Dlatego, kiedy w nocy z wtorku na środę ktoś zasmrodził hotel na Kazimierzu kwasem masłowym, wzbudziło to czujność policjantów. Mimo że pracownicy i dyrekcja zarzekają się, że żaden szantażysta ich nie odwiedzał, prowadzący śledztwo funkcjonariusze sprawdzają też wersję z haraczem. - Tak, jak w każdym tego typu przypadku, postępowanie toczy się wielotorowo - twierdzi Dariusz Nowak.
Spokój za stówę
W zemstę nieopłaconych gangsterów nie bardzo chcą wierzyć sąsiedzi zaatakowanych kwasem hotelarzy z ul. Szerokiej. Przyznają wprawdzie, że wraz ze wzrostem popularności Kazimierza i mnożeniem się tu knajp i hoteli, swój wzrok na dzielnicę skierowali też przestępcy. Są to jednak głównie kieszonkowcy i złodzieje samochodów. - "Inkasenci" nas nie nachodzą - twierdzi właściciel pubu na ul. Bożego Ciała. - Strzałem w dziesiątkę okazało się wynajęcie odpowiedniej agencji ochroniarskiej. Widziałem tych panów w akcji i muszę przyznać, że są bardzo skuteczni. I w miarę tani. Mam spokój za 100 zł miesięcznie.
Przeprosili i poszli
Marcin, który prowadzi knajpę na Starym Mieście przeżył bliskie spotkanie ze "specjalistami od haraczu" kilka tygodni po otwarciu lokalu. - Przyszedł do mnie dresiarz i powiedział, że on i jego koledzy mogą "pilnować" mi pubu - opowiada. - Wyrzuciłem go za drzwi. Za kilka dni wrócił w towarzystwie paru osiłków. Niektórych znałem, bo kilka lat wcześniej razem staliśmy na bramce w jednej z krakowskich dyskotek. Byli wyraźnie zażenowani sytuacją. Na koniec przeprosili mnie i wyszli. Powiedziałem im, że dla mnie to oni są popierdółki, nie gangsterzy... Paru dryblasów na postrach. Chodzą po knajpach i grożą. Albo im się uda, albo nie. Na ich szczęście, naiwnych nie brakuje.
Dresiarze i kapusie
Krakowscy policjanci potwierdzają, że za każdym, kto żąda haraczu nie musi stać zorganizowana grupa. Często to właśnie kilku dresiarzy szuka wten sposób dodatkowych zarobków. Na potwierdzenie wskazują fakt, że Małopolska nigdy nie wydała samodzielnej grupy przestępczej. Zresztą gangsterzy z innych regionów kraju też nie palili się nigdy do nawiązania bliższych stosunków z krakowskimi, uważając ich za... policyjnych informatorów.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto