Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Adam Małysz: Nie będzie łatwo po Tajnerze, fajnie byłoby zrobić coś więcej

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Adam Małysz - nowy prezes PZN
Adam Małysz - nowy prezes PZN Wojciech Matusik
Adam Małysz, wybitny skoczek narciarski, a ostatnio dyrektor i koordynator kadry skoczków i kombinacji norweskiej, został nowym prezesem Polskiego Związku Narciarskiego.

Po co to panu było?

To jest dobre pytanie (śmiech). Nie wiem...Długo się zastanawiałem nad tym, czy przyjąć tę propozycję, ale z drugiej strony pomyślałem, że zawsze warto coś jeszcze zrobić dla tego sportu. Nie tylko dla skoków, ale dla tych dyscyplin, które są w PZN i bardzo fajnie się rozwijają. Prezes Tajner zrobił super robotę, rozwinął związek, dyscypliny poszły do przodu więc fajnie byłoby to kontynuować, a może jeszcze zrobić coś więcej. Mam nadzieję, że będzie mi to dane.

Kiedy w ogóle padła propozycja, by pan objął to stanowisko?

W lecie zeszłego roku były pierwsze przymiarki. Na początku nie traktowałem tego poważnie, ale potem zaczęło mi to coraz bardziej siedzieć w głowie tym bardziej, że coraz więcej osób namawiało mnie do tego. A decydujący krok był w połowie maja, gdy było zgłoszenie kandydatury.

Kontynuacja, czy zupełna nowość? Na jakim poziomie będzie chciał pan wprowadzić nowości?

To, co jest dobre na pewno zachowamy, ale mamy też mnóstwo pomysłów z zarządem. Są przemyślenia, jak to poprowadzić. Związek to już nie jest stowarzyszenie, to jest w zasadzie firma, która musi dobrze prosperować, trochę nowocześniej. Zaczniemy wdrażać nowe rzeczy i mam nadzieję, że to wszystko dobrze się ułoży i pójdzie w dobrym kierunku.

Wszystkiego pan nie zrobi od razu, co będzie priorytetem w działaniach?

Chciałbym, by to był zgrany zespół, by wszystko funkcjonowało fajnie. Żeby były osoby odpowiedzialne za dane teamy, by to wszystko funkcjonowało jeszcze sprawniej niż do tej pory. Wiem, co przechodziłem jako dyrektor przez pewne sprawy „papierkowe” czy finansowe, dlatego chciałbym to usprawnić.

Skoczkowie zawsze będą chyba najbliżej pańskiego serca? Teraz trzeba będzie to podzielić niczym dobry ojciec na wiele dzieci. Jak pan sobie z tym poradzi?

Będzie to trudne zadanie. Wiadomo, że wywodzę się ze skoków więc one zawsze będą w moim sercu. Ale biegałem też na nartach bo uprawiałem kombinację norweską, jeżdżę na zjazdówkach, na snowboardzie tez jeździłem przez 5 lat. Może nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale chętnie dowiem się czegoś więcej o tych sportach i będę chciał im pomagać.

Nowo wybrany zarząd jest taki, jaki pan sobie wyobrażał, takich ludzi, którzy panu pomogą w tych dziedzinach, w których nie czuje się pan tak dobrze w stu procentach jak w skokach?

Mam taką nadzieję, że wszyscy będą fajnie współpracować, zrobić dużo dla tego sportu.

Przeszedł pan bardzo długą drogę od człowieka, który pod koniec XX i na początku XXI w w sprawiał nam ogromną radość, zdobywał medale olimpijskie. Potem były rajdy samochodowe funkcja dyrektora PZN, wreszcie teraz prezesa. Wyobrażał pan sobie, że to się tak może skończyć?

Raczej nie. Nie wyobrażałem sobie, że to pójdzie w aż takim kierunku. Wiadomo, że jak zacząłem w rajdach, to myślałem, że ta kariera będzie się rozwijała dużo, dużo dłużej. Niestety, zabrakło finansów na to wszystko. Pojawiła się propozycja by dyrektorować w PZN skokom i kombinacji norweskiej. Po namyśle zdecydowałem się na to. Zobaczyłem, że jako działacz mogę zrobić coś dobrego, pomagać, a nie tylko siedzieć za biurkiem i robić „papierkowe rzeczy”, ale aktywnie można pomagać tym sportom i mam nadzieję robić to jako prezes.

Stanowisko prezesa to także zarządzanie kwestiami finansowymi. Trudny czas przed nami, może być trudno zdobywać sponsorów.

Na pewno będzie trudno, przede wszystkim po prezesie Tajnerze. To co się wydarzyło w PZN po tym, jak on doszedł do władzy ten związek się bardzo mocno rozwijał, było mnóstwo medali. Wiem, że będzie trudne zadanie przede mną. Ale do odważnych świat należy.

Konsultował pan kandydowanie z rodziną?

Konsultowałem, choć to były trudne decyzje. Dało się rodzinę przekonać i pójść na kompromis. Nie będzie łatwo, bo wiadomo, z czym to się wiąże.

Chrzest bojowy miał pan w Planicy na zakończenie sezonu, gdy doszło do konfliktu z całą drużyną skoczków. Liderzy: Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła głośno wyrażali swoje niezadowolenie z powodu zwolnienia poprzedniego sztabu kadry bez konsultowania z nimi tej decyzji. To było przygotowanie do tego, by pokazać, kto będzie rządził?

Nie do końca. Tam dostałem po tyłku, po tej całej sytuacji. Było mi bardzo przykro. Ja dla tego sportu zrobiłem wszystko, oddałem serce. Jako dyrektor nie siedziałem za biurkiem, pomagałem chłopakom, nosiłem buty jak trzeba było. Dostałem mocno po uszach i dlatego byłem dosyć mocno zniesmaczony całą sytuacją. Po jakimś zastawieniu uznałem, że chcę coś robić nie tylko dla skoków, ale i dla innych dyscyplin, które są w związku.

Takiej władzy nigdy chyba pan nie miał?

Powiem szczerze, że nie jestem do tego przyzwyczajony. Zawsze była jakaś osoba nade mną. Początek na pewno będzie ciężki, bo muszę się tego wszystkiego nauczyć. Mam nadzieję, że z dobrą współpracą członków zarządu i całego biura uda się wypracować system i pójść do przodu. Już dawno rozmawialiśmy o tym, by to wszystko jeszcze lepiej funkcjonowało. Mam nadzieję, że to się uda.

Jaka będzie ta najważniejsza zmiana?

Do biura wpadałem do tej pory jako gość, bo byłem dyrektorem, który bardziej był „terenowy”. Teraz trzeba będzie poświęcić trochę czasu. Dziwne będzie na początku dla mnie jeśli ktoś się będzie zwracał do mnie „prezesie”. Jedną rzecz już zaczynam wdrażać czyli budżetowanie. Każda grupa będzie odpowiedzialna za swój budżet, muszą sobie sami zagospodarować pieniądze. Jeśli czegoś im zabraknie, to z czegoś będą musieli zrezygnować. To spowoduje, że będą bardziej dbali o to, co do nich należy. Chcemy ustanowić koordynatorów, którzy będą koordynować każdy z tych sportów, żeby nie było tak, że tylko prezes nad tym stoi. Prezes jest od tego, by tych koordynatorów bardziej kontrolować, a to oni muszą starać się, dbać o swoje zespoły i być pośrednikiem między zarządem a zespołami.

Będziecie ożywiać te dyscypliny, którym ostatnio nie szło, albo których właściwie u nas nie ma, typu narciarstwo dowolne, kombinacja norweska.

To się okaże, bo jest bardzo duży kryzys finansowy. Sporty mniej popularne nie mają finansowanie, nie ma młodzieży, która chce to uprawiać w stu procentach, ale będziemy nad tym myśleć, jak ściągnąć dzieciaki do tych sportów. Będzie dla nas ważne, by Szkoły Mistrzostwa Sportowego zaczęły działać z prawdziwego zdarzenia. To one muszą wydawać nam gotowe materiały do tych kadr, a nie Związek i kluby zajmują się tym wyłącznie.

Czy będzie pan dojeżdżał, czy przeniesie się do Krakowa?

Planuję być w Krakowie, nie cały czas, ale przynajmniej dwa, trzy dni w tygodniu. Chciałbym, by ta prezesura była bardziej mobilna, będę jeździł, towarzyszył sportowcom, załatwiał sprawy, które spowodują, że ten sport będzie się miał lepiej.

A jak pan traktuje fakt, że był jedynym kandydatem na funkcję prezesa i nie trzeba było walczyć o nią.

Żałuję, że nie było innego kandydata, bo tez byłoby więcej adrenaliny Oczywiście lekki stres był, już pojawił się po przyjeździe do Tauron Areny (tu odbywały się wybory – przyp.), ale jak już byłem na miejscu, to zaczęły opadać emocje. Dla mnie najcięższe będą sprawozdania, oficjalne rzeczy, bankiety itp. Zawsze byłem z dala od tego. Teraz część tego będę musiał przejąć.

Miał pan kiedyś takie zawody, w których wystartował tylko pan?

W pierwszych moich zawodach w skokach narciarskich, które były w Wiśle na skoczni 10 metrowej startowało nas trzech. Jeden się wywrócił, zostało nas dwóch. Byłem drugi. Więc może lepiej, że był tylko jeden kandydat (śmiech).

Pan w garniturze pojawiał się chyba tylko na Święta i idąc do prezydenta?

Zdarza mi się od czasu do czas. Są wesela, oficjalne spotkania. W biurze nie zawsze muszę być w garniturze, ale jak pojedziemy do ministerstwa, czy do sponsorów warto reprezentować ten związek godnie.

Ma pan 44 lata i jest pan prezesem, to jakby zostać dziadkiem w wieku trzydziestu kilku lat. Nie czuje się pan tak?

Z jednej strony tak, ale widzimy, że teraz coraz młodsi są prezesi, napływa młoda krew. Jest choćby Otylia Jędrzejczyk. Nie mówię, że jestem młody, ale może pojawi się więcej energii.

Przejmowanie sterów po prezesie Tajnerze jest bardzo trudne, bo zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko?

Jest. Prezes jest też dużym szczęściarzem, bo trafił na naprawdę dobry okres. Mi nie będzie tak łatwo i prosto. Chcielibyśmy, by sport się rozwijał. By młodzież, która po drodze zaczyna się gubić, nie robiła tego. Rozmawiałem z Thomasem Thurnbichlerem i proponowałem mu to stanowisko to była mowa o tym, że musi położyć nacisk na to, by pociągnąć młodzież. Bo jak zakończy swoja kadencję złota trójka to możemy zostać z wielkim niczym, a mamy wiele talentów. Trzeba je szlifować.

Jak będą wyglądały narciarskie sporty na koniec pańskiej kadencji?

Nie wiem, to za cztery lata, chyba, że wcześniej zrezygnuję… Ciężko tak na gorąco powiedzieć. Każdy marzy o tym, że kończy kadencję i są same medale olimpijskie, mistrzostw świata, wygrane w Pucharach Świata. Mamy mnóstwo utalentowanej młodzieży, która jest w stanie zdobywać te medale. Nie zawsze to zależy od nas, od szkolenia, często od samego zawodnika, jego psychiki, ale i od tego, jak to pójdzie do przodu. Sport się bardzo zmienia, staje się coraz bardziej indywidualny ale też zmechanizowany. Wiele zależy od innowacji.

Na wyborczym zjeździe był prezydent Andrzej Duda. Na byle jakie spotkanie nie przyjeżdża.

Nikt się tego nie spodziewał. Jest to dla nas wielki zaszczyt i honor. To pokazuje, że PZN odgrywa bardzo dużą rolę w świecie sportu w Polsce.

Patrząc na PZN wszyscy myślimy skoki, ale jest narciarstwo alpejskie, na które zaczyna być boom, napędza go Martyna Gąsienica-Daniel, snowboard nieźle wypał na igrzyskach. Trzeba będzie tego przypilnować.

Są ludzie od tego, którzy zaczęli już w tym kierunku wiele robić. Będę osobą, która musi zobaczyć, jak to wszystko funkcjonuje i gdzie ja mogę pomóc.

Konflikt związany ze zmianą trenera to niełatwy moment na przejmowanie sterów.

Myślę, że tak. Trzeba sobie dawać nowe wyzwania. Ja jeśli chodzi o Thomasa Thurnbichlera byłem pewny swoich decyzji i podpierałem się nimi. To okazało się po pierwszych treningach i chłopcy byli zadowoleni, bo zaczęli robić coś innego, czego wcześniej nie robili. Miejmy nadzieję, że efekty będą dobre.

Wyzwaniem będą przyszłoroczne igrzyska europejskie.

Tak, tym bardziej, że y będziemy tam troszkę gościnnie, bo odbywają się latem. Fajnie, że będziemy mogli tam zaistnieć i że dobrze wypadniemy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Adam Małysz: Nie będzie łatwo po Tajnerze, fajnie byłoby zrobić coś więcej - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto