Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

1 września "Gumiś" postawił na nogi cały Kraków. Minęło 29 lat od akcji bombera

Marta Paluch, Marcin Banasik
Dokładnie 29 lat temu na dworcu PKS w Krakowie został pozostawiony nieuzbrojony ładunek wybuchowy. Terrorysta, nazywający siebie „Gumisiem” zażądał 500 tysięcy marek niemieckich okupu, grożąc podłożeniem ładunków bez ostrzeżenia. Terrorystą z bajkowym pseudonimem okazał się Sylwester A., który w 1994 roku podkładanymi przez siebie bombami domowej roboty sparaliżował Kraków. Gumiś zmarł pięć lat temu, ale pamięć o strachu jaki wywołał swoją działalnością pozostała.

Czwartek, 1 września 1994 r., godz. 10.50. Do redakcji "Gazety Krakowskiej" dzwoni mężczyzna. Ma charakterystyczny, nieco metaliczny głos.

- Czy pracujecie w sobotę. Bo chciałem przekazać wiadomość…
- Na pewno ktoś będzie….
- Bo chciałbym zostawić wiadomość…
- Przepraszam, wezmę tylko coś do pisania… Słucham?
- W tej sprawie chciałbym się kontaktować tylko z wami. A teraz najważniejsze: na dworcu PKS w Krakowie w czerwono-fioletowej torbie jest bomba.

Dziennikarz dzwoni na policję. Ta ewakuuje dworzec. Jest godzina 11.07. Bomba była prawdziwa. Ładunki wypełnione amonitem - materiałem używanym do rozsadzania skał w kamieniołomach, z elektrycznym zapalnikiem czasowym. Wiadomo było, że nie zrobił tego amator.

Do wybuchowej paczki dołączony jest list w białej, podłużnej kopercie. Żądanie: 500 tys. marek niemieckich, w ciągu 48 godzin. Zamachowiec groził, że jeśli żądanie nie zostanie spełnione to zdetonuje ładunki w trzech innych punktach miasta. Podpisał się: "Gumisie".

O godz. 22.50 Gumiś znowu dzwoni do redakcji "Gazety Krakowskiej". Ponawia żądanie okupu.

Ja nie żartuję

Piątek, 2 września. Gumiś znowu dzwoni do naszej gazety. - Bzdury wypisujecie o tej bombie. Nieprawdą jest, że została rozbrojona w ostatniej chwili - nie mogła wybuchnąć, bo kabel zasilania od zapalnika był odłączony. Martwi mnie niezdecydowanie notabli miasta. Prawdopodobnie niedługo przekonają się, że ja nie żartuję - mówi.

Podaje adres na zakopiańskich Krupówkach, gdzie policjanci mają zostawić w aucie torbę z pieniędzmi. Jednak tylko ich obserwuje. Potem powie, że wtedy ,,połowa Krupówek to byli policjanci w cywilu".

W niedzielę kolejny alarm bombowy na dworcu PKP w Krakowie. Miasto huczy od plotek i domysłów: kim jest? Dlaczego to robi? Pojawiają się fantastyczne teorie: to bezrobotny. Albo ubek, który chce pokazać, że tacy jak on mogą się jeszcze w policji przydać…

Kwaśniewski: - Atmosferę w tych dniach można porównać do wojny. Wszędzie policyjne patrole, dziennie zgłaszano po 20 ataków bombowych, fałszywych. Ale ze wszystkich tych miejsc trzeba było ewakuować ludzi. Miasto było zablokowane, policja miała plan ewakuacji poszczególnych dzielnic.

Mec. Krystyna Kaleta-Wyroba, która jako prokurator prowadziła wtedy śledztwo: - Na początku nie wiedzieliśmy z kim i z czym mamy do czynienia. Było bardzo dużo niewiadomych: jaki ładunek był podłożony, kto go podłożył. Pamiętajmy, że w tamtych czasach nie mieliśmy prawie żadnego doświadczenia w dziedzinie terroryzmu. To była największa sprawa, jaką pamiętam. Na początku zaangażowanych było w nią kilku prokuratorów.

Nigdy nie atakuję ludzi!

Wtorek, 6 września. Do redakcji ,,Gazety Krakowskiej" przychodzi kolejny list od Gumisia. Ostrzegał w nim, że podłożył jeszcze 13 ładunków, w tym w trzech krakowskich kościołach: Mariackim, oo. Dominikanów i św. Floriana. Podkreślał, że za dużo pieniędzy wydaje się na remonty świątyń, a nie ma ich na tanie leki… Zakończył go słowami: "Niech żyje karnawał w Krakowie! Ja wiem, na co przeznaczyć te pieniądze".

Wtedy policja wiedziała już, kim jest. Jeden z policjantów, który wcześniej przesłuchiwał Sylwestra A., rozpoznał jego głos. Policja przekazuje mediom jego zdjęcie - jest zupełnie niepodobne do portretu pamięciowego, który narysował policyjny specjalista pod dyktando jednego ze świadków. Policja: jest groźny, może być uzbrojony. Gumiś w swoim liście protestuje: "NIGDY! Nigdy nie atakuję ludzi! Ładunki są nieuzbrojone!

Miał trochę szczęścia, a trochę grał w kotka i myszkę z policjantami. Opowiadał potem, że przeszukanie swojego mieszkania w Trzebini obserwował z ławki niedaleko domu…

W tych dniach ma miejsce nieudane zatrzymanie Gumisia. Zaczęło się od kolejnego alarmu bombowego na dworcu w Krakowie. Cały kwartał był otoczony przez policję. W środku było kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Dwóch dziennikarzy "Czasu Krakowskiego" widzi nagle, że operacyjni wycofują się i z piskiem opon gdzieś jadą.

- Pojechaliśmy za nimi, przez skrzyżowania na czerwonym, sto na godzinę. Dojechaliśmy na dworzec w Trzebini, gdzie policjanci złapali i rzucili na ziemię wysiadającego z pociągu mężczyznę. Miał okrągłe ze zdumienia oczy. Okazał się zupełnie niewinny - wspomina Maciej Kwaśniewski.

Jak się potem okazało, trop był dobry, tylko Gumiś znowu miał szczęście. Przyjechał innym pociągiem do Trzebini. Policyjną akcję obserwował z przejścia nad torami.

Minister sprawiedliwości wyznaczył nagrodę za złapanie Gumisia: 100 mln złotych (10 tys. nowych złotych).

Ciekawe są opisy katowickich i krakowskich śledczych, którzy wtedy prowadzili postępowanie. Katowiccy: półinteligent, który skończył ledwo siedem klas, nieokrzesany małomiasteczkowy złodziej. Krakowscy: Ma wysoki iloraz inteligencji (ponad 120), zna się na pirotechnice, ma uzdolnienia muzyczne, gra na fortepianie i klarnecie…

Bałem się, że mnie zabiją

Wpadł w Koszalinie, gdy chciał sobie wyrobić dowód osobisty na inne nazwisko. Miał brodę i wąsy, ale rozpoznała go urzędniczka. Już wcześniej wiedział, że nie dostanie pieniędzy. Trochę się bał. - Kiedy opublikowali moje zdjęcie, wydawało mi się, że każdy mi się przygląda - mówił potem. Nazywano go terrorystą. Nie chciał, żeby policjanci zastrzelili go podczas obławy.

Sylwester A. w 1996 roku został skazany na 5,5 roku, potem doszły inne wyroki. Prokurator Krystyna Kaleta-Wyroba: Pamiętam, że spokojnie i obszernie wyjaśniał. Jaki był? Z wyglądu zupełnie zwyczajny. Spokojny, nierzucający się w oczy. Mógł łatwo schować się w tłumie.

Znowu poszedł siedzieć do Strzelc Opolskich. Został kucharzem. Gdy przychodziły wycieczki, klawisze pokazywali go: Patrzcie, a to jest nasz Gumiś.

Kiedy wyszedł w 2002 roku, zaczął udzielać wywiadów dziennikarzom. Mówił, że podkładał bomby, bo potrzebował pieniędzy, ale też była w nim dziecięca chęć zrobienia komuś psikusa. I że wybrał Kraków, bo to… jego ukochane miasto.

Cały czas czuł też potrzebę, by wpływać na rzeczywistość. Przychodził między innymi do "Gazety Krakowskiej", przynosił informacje o aferach związanych z handlem materiałami rozszczepialnymi. - Chciał, żebyśmy się zajęli tym handlem, ale też żądał pieniędzy za informacje. Wiem, że policja jedną z tych spraw badała - mówi krakowski dziennikarz, który chce zachować anonimowość.

Czasem A. dzwonił do niego, bo chciał po prostu pogadać. - Potrafię być dobrym człowiekiem, starającym się każdemu pomóc i taką mam opinię. Większość sąsiadów mnie lubi - mówił Sylwester A.

W maju 2019 roku, na procesie odwoławczym pasera Jana K. wyszło na jaw, że udar mózgu był dla Gumisia zabójczy i już nie odsiedział do końca trzyletniego wyroku.

Ostatni wyrok okazał się więc dla niego dożywociem.

Sąd Apelacyjny w Krakowie ujawnił na rozprawie, że Gumiś nie żyje i nie będzie go już można przesłuchać na procesie pasera, którego obciążył zeznaniami. Nie wyjaśni już pewnych sprzeczności w relacjach. Może to i dobrze dla pasera, bo Janowi K. sąd złagodził wyrok do dwóch lat i warunkowo zawiesił na pięć lat jego wykonanie.
Z naszych ustaleń wynika, że Gumiś zmarł w zapomnieniu na początku 2018 roku w celi więzienia w Nowym Sączu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: 1 września "Gumiś" postawił na nogi cały Kraków. Minęło 29 lat od akcji bombera - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto