Tymczasem nic takiego się nie stało, niektórzy chyba pojawili się na stadionie lidera drugiej ligi tylko dla swojej zabawy, niepoważnie jednak traktując przybyłych na mecz i swoich kibiców. Bo jeśli szanuje się swoich sympatyków, to zaległości finansowe ze strony klubu nie powinny mieć jakiegokolwiek znaczenia.
Spotkanie zaczęło się jak zwykle z opóźnieniem - niewiele z nich rozpoczyna się w naszych ligach o czasie i prawie nikt nie zwraca na to uwagi - gdyż trzeba było wyrównać tor, do czego służyły m.in. samochody reprezentantów Orła.
Być może złe przygotowanie nawierzchni było przyczyną kontuzji Władimira Borodulina, który w dotychczasowych występach Wandy wykazywał się zawsze ambicją. Na pierwszym łuku Rosjanin wjechał w Marcina Jędrzejewskiego i chociaż po udzieleniu pomocy zszedł z toru sam, to przypuszczalnie ze złamaniem kości stopy. Teraz czeka go kilka tygodni przerwy w startach, ale Wanda na tym nic nie straci, bo najbliższy mecz ligowy czeka ją dopiero w przyszłym roku.
W takiej sytuacji już nie wsiadł wczoraj na maszynę, podobnie jak Jędrzejewski, który udał się do parkingu z mocno krwawiącym łukiem brwiowym. Orzeł jednak nie odczuł braku tego jeźdźca, za to Wanda brak swojego na pewno.
W następnym wyścigu w Wandzie debiutował kolejny 18-letni Rosjanin, Maksim Łobzenko z Torpedo Bałakowo - ta drużyna wystąpi w tym tygodniu na nowohuckim stadionie w test-meczu z ekipą Speedway Wandy - ale w ogóle nie wzbogacił on dorobku gości. Tego jednak można było się spodziewać, zwłaszcza że Łobzenko jest słabszy od swoich rodaków, którzy w tym sezonie pojawili się z plastronem Wandy, a do tego dzień wcześniej startował w zawodach na Ukrainie. Zaskakiwali natomiast inni zawodnicy drużyny z Nowej Huty, od których można i trzeba więcej wymagać.
Na przykład w VI biegu jadący na czwartej pozycji Janusz Baniak zawrócił na prostej przed metą i w ten sposób ma w dorobku defekt, a nie zero, co wpływa na jego średnią. Sędzia mógł go tylko upomnieć. Podobnie w kolejnym biegu zachował się Andriej Kudriaszow. Ten z kolei zjechał, gdy został wyprzedzony przez jednego z konkurentów. Potem były wykluczenia za dotknięcie taśmy albo wykluczenia za przekroczenie limitu dwóch minut. Na start trzynastego biegu spóźnił się bowiem Baniak, a podobnie zachował się w wyścigu nominowanym Łobzenko. Wszystko to sprawiało wrażenie, jakby nikt z klubu nie panował nad jeźdźcami z Nowej Huty.
Krakowianie zdołali wygrać tylko w VIII biegu, mimo że początkowo na czele znajdowała się para Orła. Prowadził Piotr Dym, ale jadący na drugim miejscu Mateusz Kowalczyk upadł na tor. Najszybciej w powtórce ruszył Grzegorz Stróżyk i pierwszy dojechał do mety, udanie odpierając ataki Dyma i był to jeden z bardzo niewielu godnych odnotowania przykładów waleczności któregoś z przyjezdnych żużlowców. W jedenastym starcie znowu doszło do pojedynku prowadzącego stawkę Stróżyka z Dymem, ale tym razem łodzianin był szybszy i zdołał go wyprzedzić. Mimo to para Wandy nie przegrała tej rywalizacji, gdyż trzeci minął metę Bartosz Szymura - dodał Igor Griszczuk.
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?