2-letnia niedźwiedzica po perypetiach w gminie Solina, gdzie polowała na kury, kaczki i króliki, została pod koniec czerwca odłowiona w Bereźnicy Wyżnej i przewieziona pod słowacką granicę. Nałożono jej obrożę telemetryczną. Po dwóch dniach była już w pobliżu najbliższych zabudowań. Stamtąd przyszła w okolice Sanoka, zachodząc również do samego miasta. Stąd została przepłoszona, na co jest pozwolenie Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.
Przebywała głównie w okolicach wsi Liszna i Wujskie. Wydawało się, że ma szansę zdziczeć, gdyż zaczęła bardziej bać się ludzi i żerowała w lesie na dzikich malinach.
– Byliśmy pełni nadziei, gdyż w tej chwili w lesie jest mnóstwo pokarmu – podkreśla Damian Stemulak, leśniczy z Nadleśnictwa Baligród, który wchodzi w skład grupy interwencyjnej reagującej na zachowanie niedźwiedzicy.
Samica nie zaprzestała mimo to polowań na drób. Wchodziła na posesje przez otwarte bramy i wędrowała publicznymi drogami. Dorwała się do kur w Lisznej. Przedwczoraj zawitała do Olchowiec, dzielnicy Sanoka, a ostatniej nocy zrobiła pogrom w jednym z gospodarstw w Wujskiem, zabijając 15 królików. Nie można było dłużej czekać, bo ludzie podnieśli ferment.
Dzisiaj została znowu odłowiona i wywieziona.
– Zdecydowaliśmy się na to, bo trudno było ja utrzymać z dala od ludzkich zabudowań. Wybraliśmy miejsce odpowiednie pod względem żerowym, gdzie jest dużo żeru, ale ona jest nieprzewidywalna – dodaje Marek Pasiniewicz z Fundacji Bieszczadziki, która zajmuje się odławianiem zwierzyny.
– Ona boi się ludzi, ale nie boi się ogrodzeń i zabudowań – zaznacza lek. wet. Katarzyna Zabiega, prezes Fundacji Bieszczadziki.
Dlatego nasi rozmówcy bardzo mocno podkreślają, by zabezpieczać kosze na odpady, kompostowniki, pasieki, a gospodarstwa gdzie znajduje się drobny inwentarz powinny mieć ogrodzenia pod napięciem.
– Mieszkamy na takim terenie, że sobie z problemem dzikiej zwierzyny inaczej nie poradzimy – uważa specjalistka.
Problem jest też w braku narzędzi. Niedźwiedzicę płoszono strzelając do niej gumowymi kulami, ale z pistoletu do paint balla, co dawało dużo gorszy efekt, niż strzelanie z broni gładkolufowej, na którą trzeba mieć pozwolenie. Fundacja Bieszczadziki taką bronią nie dysponuje, gdyż nie posiada pozwolenia. Być może je uzyska, ale to długo trwa, a problem jest aktualny. Dlatego sprawa musi być szybko rozwiązana.
– Wciąż walczymy o tego niedźwiedzia – podkreśla Katarzyna Zabiega. – Dużo czasu i energii nas to kosztuje, ale może się uda.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?