We wprawnych rękach Katarzyny Kluz wielkanocny baranek powstaje w jakieś dziesięć minut. Zanim jednak figurka trafi na półkę, minie mniej więcej dwa tygodnie. Zważywszy, że piec do ceramiki nie jest z gumy, a dobrze jest mieć wybór, pani Kasia krzątaninę wokół tych wszystkich pisanek, zajączków, kwiatków zaczęła po Nowym Roku. Skąd czerpie pomysły na kolejne figurki?
- Glina sama podpowiada, co chce, by z niej ulepić - mówi.
Glina nie ma szczególnego zapachu, za to swój ciężar już tak
Rękodzielniczka przenosi gliniany pakunek i komentuje, że to taki fitness. Ściąga opakowanie. Urywa kawałek. Kulka, którą trzyma w ręku, nie jest zbyt duża. Mieści się w dłoni. Pani Katarzyna nie obchodzi się z nią z jakąś szczególną delikatnością. Po prostu, przez chwilę dobrze ugniata. Jednym wprawnym ruchem robi dziurę. Powstaje coś na kształt pojemnika czy kubeczka. Jest lekko owalny, ale bez ucha ani żadnych innych ozdób.
- Baranek będzie siedział na łące – uśmiecha się i stawia ów na stole.
Kilka kolejnych ruchów i już wiadomo, gdzie będzie główka, a gdzie drugi koniec. Uszy powstają z dwóch kolejnych kuleczek. Po chwili bierze do ręki patyczek i szybkimi ruchami robi baranie loki. Przy okazji można się dowiedzieć, że całkiem nieźle jako ceramiczne narzędzia sprawiają się pałeczki do sushi. Taką wiedzę zdobywa się jednak z każdą kolejną figurką.
- Z doświadczenia wiem również, że ścianka naczynia, patery, magnesu czy nawet wspomnianego baranka nie może być grubsza, niż centymetr – mówi wprost. - W przeciwnym razie podczas wypalania po prostu pęknie – dodaje.
Mijanka pasji i wyuczonego zawodu
Pani Kasia jest z wykształcenia polonistką, ale akurat ta sfera zawodowa zajęła jej najmniej czasu. Zdecydowanie więcej, bo jakąś dekadę, zajęła jej praca stylistyki – udział w przygotowaniach modelek do sesji zdjęciowych czy wyjścia na pokazy. Było dużo emocji, dużo pracy w pędzie, ale też satysfakcji. Gdy założyła rodzinę, na szali musiała położyć zupełnie inne sprawy.
- Wróciłam do Gorlic i z pomocą urzędu pracy założyłam firmę – opowiada. - Ponieważ od dawna kochałam glinę i ceramikę, wybór jakoś specjalnie trudny nie był. I jestem naprawdę szczęśliwa, gdy mogę sobie wziąć kawałek gliny do domu, usiąść w kuchni wieczorem, by lepić kury – śmieje się.
Kreaturkę założyła z myślą, że będzie kreowała. Więc wylepia czarne owce z dyndającym ogonem, patery z tajemniczymi odciskami albo filiżanki z niespodzianką. Można sobie tylko wyobrazić minę gościa, który dostaje od nas kawę w oryginalnej filiżance i po kilku łykach okazuje się, że na dnie naczynia z naparem czai się ślimak albo rybka...
Strefa Biznesu: Dzień Matki. Jak kobiety radzą sobie na rynku pracy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?