Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo Pedra F., wiceszefa Mota-Engil. Mirosław F. nie chciał zabić, a strzelił pięć razy

Katarzyna Janiszewska
archiwum policji
Zabił w chwili gniewu? A może to była zaplanowana na zimno zemsta? Tu nic się nie zgadza. Mirosław F. mówi, że nie chciał zabić, ale strzelił pięć razy. Próbował zacierać ślady, lecz zaraz sam przyznał się do zbrodni - pisze Katarzyna Janiszewska

Portugalczyk Pedro Jose F. miał wszystko, czego potrzeba do szczęścia. Był wiceprezesem wielkiej firmy budowlanej. Miał wielki dom w willowej dzielnicy Krakowa i właśnie niedawno skończył go wykańczać. W tym wielkim, pięknym domu, gdy wracał z pracy, czekała na niego piękna żona - drobna blondynka, sporo młodsza od niego. Miał śliczną trzyletnią córeczkę i dwoje dzieci z pierwszego małżeństwa.

Romans?

Tę drugą poznał w samolocie. Zaczęło się pewnie od niewinnej rozmowy. On mógł powiedzieć coś w stylu: "Skądś panią chyba znam, czy nie spotkaliśmy się wcześniej?". A ona na przykład: "Nie, chyba nie. Ma pan ciekawy akcent. Skąd pan pochodzi?". Może imponowało jej zainteresowanie bogatego, przystojnego Portugalczyka? Może mieli wspólne zainteresowania, znajomych albo podobne problemy? Zaiskrzyło.

Mirosław F., 44-letni inżynier budownictwa, zeznawał, że o romansie żony dowiedział się z SMS-ów, które para do siebie pisała. Poprosił biznesmena o spotkanie. Na stacji benzynowej wsiadł do jego auta. Rozmawiali. Doszło do szamotaniny. Inżynier wystrzelił pięć razy.

Gdy Pedro F. przestał oddychać, przesunął jego ciało na fotel pasażera. Sam usiadł za kierownicą. Pojechał do domu po benzynę, a później na łąki na obrzeżach Krakowa. Podpalił auto i zwłoki. Broń, z której strzelał, wyrzucił z mostu Grunwaldzkiego do Wisły. Rodzinie przyznał się do tego, co zrobił. Spokojnie czekał na przyjazd policji.

Żona Pedra F. niepokoiła się o męża. Nie wrócił z pracy, nie było z nim kontaktu. Zgłosiła zaginięcie na policji.
Wieczorem straż pożarna dostała zgłoszenie, że przy ul. Majora Łupaszki w Mydlnikach płonie altana. Na miejscu okazało się, że to nie altana, ale samochód. Toyota land cruise należąca do firm Mota-Engil. Obok leżały spalone zwłoki mężczyzny.

Zwyczajna rodzina

Wola Justowska to jedna z droższych dzielnic Krakowa. Dom Pedra F. stoi na górce. Nowiutki, wycackany, w różowym kolorze. Prowadzą do niego kręte kamienne schody z metalową balustradą. Wszystko ogrodzone wysokim murem.Tylko w bramce w płocie okalającym posesję obok jest mała furtka. Tak żeby żona Pedra F. mogła bez trudu dostać się do sąsiadów, a dzieci się razem bawić.

Sąsiedzi F. mówią, że rodzina niczym nadzwyczajnym się nie wyróżniała. Ot, przeciętne małżeństwo. Nikt nigdy nie słyszał żadnych kłótni, awantur. On, wysoki brunet, był wiceprezesem firmy Mota-Engin. Już raz był żonaty. Z pierwszego małżeństwa miał dwoje dzieci. Z drugiego związku - 3-letnią córeczką. Ona - młodsza od niego, ładna, drobna blondynka.
Pasowali do siebie. - To superdziewczyna, pracy się nie boi, ma pieniądze, ale się nie wywyższa - zapewnia jedna z sąsiadek. - Ja mam sprzątaczkę, a do niej przychodziła tylko okazjonalnie. Mimo to wszystko w domu zawsze miała posprzątane, obiad ugotowany.

Państwo F. zamieszkali na Woli kilka lat temu. Spokojni sąsiedzi, towarzyscy. Często organizowali grilla w ogrodzie. Jeszcze coś tam w domu wykańczali, poprawiali. I właśnie już skończyli, mogli cieszyć się domem. - Niedawno robili wylewki, balkony, on wszystkiego doglądał - mówi sąsiadka F. - W ciągu dnia pracował. Czy to możliwe z tym romansem? - zastanawia się.- Przecież na drugą kobietę to trzeba mieć czas. Myślę, że jeśli tak było, to żona nic nie wiedziała. Ona to strasznie przeżywa. Przyjechała do niej mama z Lublina i teściowa z Portugalii. To, co się stało, to tragedia dwóch rodzin.

Zbrodnia w afekcie?

Mirosław F. twierdzi, że nie chciał zabić, że to nie była zaplanowana, przemyślana zemsta. Chciał tylko raz na zawsze wytłumaczyć biznesmenowi, że ma się trzymać z dala od jego żony. Pokłócili się w tym samochodzie.
Pedro F. miał powiedzieć : "Jak dalej będziesz mnie nękał, mam ludzi, którzy zrobią z tobą porządek". I się zamachnął. Mirosław F. się przestraszył i strzelił.

Ale ktoś, kto morduje w afekcie, nie myśli, nie analizuje. Rządzą nim emocje, stres, agresja.
Jak więc wytłumaczyć to, że po pierwszym strzale Mirosław F. oddał jeszcze cztery kolejne? Strzelał z broni kolekcjonerskiej. Pistolet był ładowany od przodu, przez lufę. Po każdym strzale Mirosław F. musiał go od nowa naładować. Wziął więc z sobą amunicję. - O afekcie możemy mówić dopiero po zbadaniu kontekstu i okoliczności zdarzenia - zastrzega dr Magdalena Sękowska, psycholog. - Ale samo zabranie broni świadczy o tym, że myślał, by z niej skorzystać. Przyświecał mu jakiś zamiar. To, jak teraz się tłumaczy, to racjonalizacja. Poszukuje wyjaśnienia irracjonalnego działania. Może sobie wmawiać, że zrobił to dla dobra żony, ze strachu. Ale nie szedł przecież spotkać się z bandytą. Jedyne zagrożenie, jakie mógł odczuwać, to zagrożenie emocjonalne.

W tej historii nic się nie zgadza. Jedno działanie przeczy kolejnemu. Nie ma ciągu logicznego. Rozważmy taką hipotezę: inżynier chciał nastraszyć F., ale pistolet przypadkowo wypalił. Tylko że za chwilę Mirosław F. strzelił jeszcze raz i kolejny, i kolejny. - To wszystko tylko domysły, ale są tu elementy wskazujące na planowe działanie - uważa dr Maciej Szaszkiewicz z Instytutu Ekspertyz Sądowych. - To, że wziął broń, a później wyrzucił ją, próbując zatrzeć ślady. W odludnym miejscu spalił auto i zwłoki. Za chwilę do wszystkiego się przyznał.

Nietypowe są też okoliczności zabójstwa, w samochodzie rywala. - Dużo rozsądniej byłoby przecież znaleźć odludne miejsce, gdzie nie będzie świadków - zaznacza Szaszkiewicz. - Być może w samochodzie doszło do czegoś, co zburzyło jego plan i wszystko wymknęło się spod kontroli? A później przyszła chwila refleksji. Tak jakby zaskoczyło go to, co zrobił. Przerosła go ta sytuacja.

Ratował swój honor?

Ale przecież nie każdy zdradzony zabija. Reakcja 44-letniego inżyniera może świadczyć o tym, że ma zaburzony sposób radzenia sobie ze stresem. Być może negatywne zdarzenia kumulowały się nierozwiązane. - Tacy ludzie, gdy przychodzi impuls, muszą się wyładować. Robią to bez żadnej kontroli - mówi dr Sękowska. - Kiedy przeżywamy silne emocje, nasza świadomość się zawęża. Człowiek jest "zafiksowany" na realizację określonego celu. Bez przewidywania konsekwencji swoich czynów. Nie potrafi znaleźć racjonalnego rozwiązania. Rozmowa z kochankiem do niczego nie prowadzi. To walka z symptomem, a nie z samym problemem.

Dr Szaszkiewicz podkreśla, że do zabójstw dochodzi z kilku powodów. Motywacje mogą być ekonomiczne, seksualne, urojeniowe i emocjonalne. I z tymi ostatnimi mamy tu do czynienia. - Wielu psychologów uważa, że zabójstwo na tle emocjonalnym to próba uratowania godności własnej, która została głęboko naruszona - wyjaśnia dr Szaszkiewicz. - Jeśli ktoś śmiał mi zrobić coś takiego, zasługuje na najsurowszą karę. Nie każdy ma tak wrażliwe ego i poczucie własnej wartości, nie każdy więc zabija. W tym wypadku afekt nie jest wykluczony Ale jest mało prawdopodobny.

współpr.: Małgorzata Stuch

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto