Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zaatakował samurajskim mieczem. Sąd: nie chciał zabić

Artur Drożdżak
24-letni Mariusz S. zaatakował i poranił mieczem samurajskim mieszkańca Libiąża. Jednak nie odpowiedział za próbę zabójstwa tylko spowodowanie ciężkiego kalectwa.

Do napaści doszło w Libiążu 7 kwietnia ub.r. 30-letni Dawid Z. szedł ze znajomą do sklepu Żabka. Kiedy mijał znanego z widzenia Mariusza S., ten rzucił w jego stronę: - Co się gapisz frajerze?

Dawid Z. odparł, że nie patrzy w jego kierunku. Gdy pięć minut później wracał ze sklepu, Mariusz S. wyskoczył zza auta i bez słowa zaatakował 30-latka tzw. kataną, czyli blisko półmetrowym mieczem samurajskim. Mocny cios wymierzył w głowę, ale napadnięty w ostatniej chwili zasłonił się ręką. Zraniony upadł na chodnik i nogami bronił się przed kolejnymi uderzeniami miecza. Bandyta w końcu zaprzestał ataku, uciekł i zabrał z sobą katanę.

Został zatrzymany przez policję po paru godzinach. W mieszkaniu, w którym chwilę wcześniej przebywał, znaleziono ukryty pod poduszką zakrwawiony miecz samurajski i narkotyki.

Ranny 30-latek trafił po ataku do szpitala, gdzie długo ratowano mu życie. W czasie reanimacji dwukrotnie doszło do zatrzymania akcji serca. Na skutek uderzeń mieczem doznał trzech ran rąbanych, w tym jednej głębokiej - przedramienia. Miał przecięte mięśnie, kość, ścięgna i tętnicę. Biegli stwierdzili, że obrażenia stanowią ciężki uszczerbek na zdrowiu. Nie potrafili się wypowiedzieć, co byłoby, gdyby mężczyzna nie zasłonił ręką głowy przed ciosem miecza.

Prokuratura oskarżyła Mariusza S. o próbę zabójstwa. Ten nie przyznał się do winy, zaprzeczał zarzutom. Potwierdził, że zna z widzenia Dawida Z., bo mieszkają na jednym osiedlu, ale nie był z nim nigdy skonfliktowany. Mówił, że wie z filmów, jak wygląda miecz samurajski, ale nigdy nie trzymał go w rękach. Gdy policjanci przyszli do mieszkania jego kolegi, Mariusz S. uciekał przed nimi i wyskoczył przez balkon, bo był przekonany, że nieznani mu mężczyźni zjawili się, by go pobić. Tłumaczył swoje zachowanie tym, że goście wcale nie przedstawiali się, że są funkcjonariuszami.

Przed sądem Mariusz S. opowiadał, że to pijany Dawid Z. był wobec niego agresywny i wulgarny, więc uciekł przed nim do domu, wziął z kuchni zwykły nóż, wybiegł przed blok i dwa razy zadał nim ciosy w nogi Dawidowi Z.

Sąd nie uwierzył w tę wersję zdarzeń. Z ustaleń wynika, że Dawid Z. musiał się kilka tygodni wcześniej narazić komuś z otoczenia oskarżonego, ale motyw ataku mieczem pozostał nieznany.

Zdaniem krakowskiego sądu, Mariusz S. dokonując napaści kierował się nienawiścią i gniewem wobec Dawida Z. Na widok ofiary oskarżony natychmiast pobiegł do swojego mieszkania po miecz samurajski i znienacka, z dużą siłą, zaatakował.

Sąd Okręgowy w Krakowie skazał Mariusza S. na 10 lat więzienia za próbę zabójstwa. Obciążające w jego sprawie było to, że oskarżony jest zdemoralizowany i "prowadzi pasożytniczy tryb życia", był karany m.in. za zniszczenie mienia i uszkodzenie ciała.

Sąd Apelacyjny w Krakowie na skutek odwołania obrońcy oskarżonego zmienił kwalifikację czynu i Mariuszowi S. obniżył karę do 8 lat pozbawienia wolności. Uznał, że oskarżony nie jest winny usiłowania zabójstwa, ale spowodowania ciężkiego kalectwa pokrzywdzonego. Ma też zapłacić 30 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Ten wyrok jest prawomocny.

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu.
Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto