Zapłacić trzeba na dworcu kolejowym i w pozostałych lokalach. Jest jednak jeden problem. Bytomskie toalety mimo wielu różnic łączy jedno: żadna z nich nie jest całodobowa. Co więc zrobić i gdzie pójść w razie nagłej potrzeby i to nie tylko w środku nocy, ale nawet wczesnym rankiem? Sikać w bramie? I tej możliwości pozbawia nas Zakład Budynków Miejskich, który stopniowo je zamyka.
Odpowiedzi można poszukać w Finlandii, gdzie wyzwolone kobiety sikają na chodnikach. Albo w kultowej komedii Juliusza Machulskiego. - Lej w gacie Kiler - słyszymy w filmie.
- Jestem stałym klientem bytomskich toalet - tymi słowami powitał nas bytomianin Stefan Kubiak, który zwrócił naszą uwagę na problem szaletów miejskich. Każdy oprócz WC przy ul. Kościelnej wymaga remontu. Przy Kościelnej drzwi, spłuczki i krany są wyposażone w fotokomórkę, co oznacza, że niemal wszystko odbywa się bezdotykowo.
- W szalecie przy ul. Chrzanowskiego w dachu powstały dziury, pod którymi - gdy pada - stawiane są miski - mówi Kubiak. Okazuje się jednak, że standard toalet miejskich nie jest największym problemem.
Sprawdziliśmy to. Wszystkie szalety należące do miasta są czyste i nie brakuje w nich mydła i papieru toaletowego. Choć czasem trzeba zaopatrzyć się w niego przed wejściem do kabiny - tak jak w szalecie na pl. Sikorskiego, gdzie klienci odmierzają papier toaletowy na łokcie. Co najważniejsze, korzystanie z nich jest bezpłatne.
- Szalety miejskie do 1999 roku były płatne, zaś od 1999 roku, dzięki uchwale Rady Miejskiej, korzystanie z nich nie podlega opłacie - przypomina Katarzyna Krzemińska-Kruczek, rzeczniczka bytomskiego ratusza.
Panie dbające o czystość bytomskich szaletów w niczym nie przypominają "babć klozetowych" z "Misia" Stanisława Barei. Jeśli trzeba, służą pomocą: popilnują dziecka, kiedy mama musi skorzystać z toalety i utną sobie pogawędkę z klientem "w potrzebie".
- Mamy kilku stałych klientów, którzy zawsze zapytają o zdróweczko i chwalą sobie nasze usługi - mówi pracownica jednego z bytomskich szaletów i dodaje, że pracownice szaletów nie mogą sobie pozwolić na zaniedbania, bo co pół roku bytomskie toalety odwiedzają kontrolerzy z Sanepidu.
Wbrew stereotypowi odwiedzają je też eleganccy panowie i modne panie.
- Nasi klienci to nie żule - mówią zgodnie pracownice szaletów.
Nie standard jest więc głównym problemem bytomskich szaletów. Są nim godziny otwarcia. Te przy placu Sikorskiego oraz ulicach Chrzanowskiego i Wrocławskiej są otwarte w godzinach od 9 do 17 od poniedziałku do piątku oraz od 12 do 17 w soboty i niedziele. Dłużej działa jedynie szalet przy Kościelnej, który tylko w czasie imprez miejskich jest otwarty całodobowo. O godzinach otwarcia szaletów miejskich decyduje gmina Bytom. Koszt utrzymania szaletów miejskich w 2009 roku wyniósł około 230 tysięcy złotych.
Toalety obsługuje firma Zakład Usługowy "Konserwacja Terenów Zielonych" Jacek Wieczorek w Bytomiu. Umowa została podpisana po wyłonieniu wykonawcy w drodze przetargu nieograniczonego. Czy z racji tego, że późną nocą i wczesnym rankiem nie sposób znaleźć w Śródmieściu działającą toaletę, to sikający w zakamarkach mogą liczyć na taryfę ulgową?
- W skali całego roku wypisaliśmy tylko kilka mandatów za oddawanie moczu w miejscu publicznym - informuje st. insp. Bartłomiej Nowakowski, rzecznik straży miejskiej i dodaje, że zdecydowana większość zdarzeń tego typu miała związek z piciem alkoholu i została odnotowana w okolicach Rynku i placu Kościuszki. - Problem narasta latem, kiedy w ogródkach piwnych na Rynku życie kwitnie do późnego wieczora - mówi Nowakowski.
Policja podsumowała majówkę na polskich drogach
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?