„Książeczka sanepidowska prosto z rąk lekarskich do odbioru zaraz. Pełne uprawnienia do pracy z żywnością” - ogłoszenia takiej treści można bez problemu znaleźć w popularnych portalach. Interes od lat kwitnie, zwłaszcza w wakacje i ferie, gdy studenci i uczniowie szukają pracy w gastronomii. Niektórzy nie robią sobie żadnych badań, tylko kupują od handlarzy „Książeczki zdrowia do celów sanitarno-epidemiologicznych”.
PRZECZYTAJ KOMENTARZ ZBIGNIEWA BARTUSIA: Ciastko z zaraźliwą niespodzianką
- Ludzie sprzedający „książeczki” pomagają w podjęciu pracy z żywnością osobom, które nie wykonały badań. Osoby te mogą przenosić bakterie chorobotwórcze i zanieczyszczać żywność - oburza się Jacek Żak z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie. Na początku września kierownictwo placówki skierowało do Prokuratury Rejonowej w Krakowie-Krowodrzy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez handlarzy „książeczkami”. Zeznania w śledztwie złożył już m.in. szef komórki odpowiedzialnej za nadzór sanitarny.
- Czystą „książeczkę” każdy może sobie kupić w papierniczym. Jeśli dokonuje w niej wpisów, fałszuje podpis i pieczątkę lekarza, popełnia przestępstwo z art. 270 kodeksu karnego. Grozi za to 5 lat więzienia - przypomina Jan Bondar, rzecznik głównego inspektoratu sanitarnego. Przyznaje, że problem dotyczy całej Polski.
Co ciekawe, w świetle przepisów obowiązujących od stycznia 2013 r., „książeczka” sama w sobie nie jest dokumentem medycznym, a jedynie zapisem badań przeprowadzonych u danej osoby. Żaden pracodawca nie może jej żądać od kandydata do pracy, pracownika czy ucznia ani tym bardziej na podstawie wpisów w „książeczce” dopuszczać kogoś do pracy z żywnością.
- Do tego niezbędne jest aktualne orzeczenie lekarskie o braku przeciwwskazań do takiej pracy - wyjaśnia Jacek Żak. Musi je uzyskać każdy nowy pracownik oraz ten, którego zaświadczenie traci ważność.
Część pracodawców o tym nie wie. Wczoraj na portalach z ofertami pracy znaleźliśmy mnóstwo ogłoszeń typu: „Pakowanie pieczywa - wymagana książeczka sanepidu” i „Produkcja żywności - z książeczką sanepidu”. Takie anonse zwiększają popyt na wypełnione „książeczki”, zwłaszcza że nie wszystkim kandydatom chce się wykonać badania (szczególnie kału), a niektórzy wręcz pragną ich uniknąć. Poza tym zakup lewego dokumentu wychodzi trzy razy taniej, jest szybszy i mniej uciążliwy od badań. A sprawcy fałszerstw pozostają bezkarni.
Książeczki są zbędne, ale jednak bardzo cenne
Handlarze „książeczkami sanepidu” ogłaszają się codziennie bez żenady na najpopularniejszych witrynach z ofertami pracy oraz w portalach sprzedażowych. Podają mejle, numery telefonów, umawiają się z klientami w miejscach publicznych, a czasem nawet pod... siedzibą sanepidu.
CZYTAJ WIĘCEJ W DZIENNIKU POLSKIM
WIDEO: Mówimy po krakosku
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
Jakie są wczesne objawy boreliozy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?