Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Smutne Święta bez czworonożnego przyjaciela

Magda Hejda
Warto było zacisnąć zęby i potulnie pozwolić wykąpać się...
Warto było zacisnąć zęby i potulnie pozwolić wykąpać się... archiwum prywatne
Gdyby choć jeden dom pomocy społecznej pozwał starszym ludziom na mieszkanie ze zwierzakami, uniknęlibyśmy wielu dramatów.

Muszą wyrzec się swojego ulubionego fotela, domu, w którym trzeba zostawić mnóstwo wspomnień i jedynej istoty, którą kochają - to boli najbardziej. Świadomość, że zawiodło się kogoś najbliższego, kto tęskni, boi się, powoli gaśnie za kratami schroniska, dobija. To był naprawdę KTOŚ - i cóż z tego, że ma cztery łapy i podobno nie ma duszy?

Ludzie mają duszę, w dodatku nieśmiertelną, ale dla starego człowieka czasu nie mieli, nawet najbliżsi. A zwykły kundel nie opuścił, choć bywało im ciężko. Potem przyszedł ten straszny dzień, trzeba było oddać go do schroniska. Stary, przerażony, wyrwany z domowego ciepełka, z kanapy - ma mizerne szanse na przetrwanie, jeszcze mniejsze na to, że ktoś go przygarnie.

Ciche dramaty ludzi i zwierząt rozgrywają się w czterech ścianach domów pomocy społecznej i schronisk, nie są medialne. Stary, załamany człowiek nie przebije się do mediów, nawet nie próbuje. Jak relikwie przechowuje fotografię Mruczka albo Pikusia, wyblakłe wspomnienie dobrej przeszłości, kiedy obok był ten drugi. Było się o kogo martwić i mimo że strzykało w kościach, chciało się żyć.

Historia Andrzeja i Maksia
Jedną z takich historii opisałam w listopadzie. Andrzej Zawiński i Maksik przez dziewięć lat byli jak papużki nierozłączki. Starszy pan jest inwalidą, ma amputowaną nogę, porusza się na wózku inwalidzkim. Jak była ładna pogoda, siedzieli przed domem. Kundelek wylegiwał się na kolanach Andrzeja, albo między kołami wózka. Nie odchodził.

Ich świat runął po śmierci siostry. Niepełnosprawny emeryt nie radził sobie, ale dopóki nie znalazł dla psa nowego opiekuna, nie zdecydował się na dom pomocy społecznej. Nawet do głowy by mu nie przyszło, żeby oddać kochanego czworonoga do schroniska. W domu pomocy społecznej przeżył szok - zadzwonili ze schroniska, ktoś przyprowadził Maksia do azylu.

Pies był zaczipowany, dlatego odnaleźli Andrzeja. Oddał go nowy opiekun. Powiedział, że go znalazł. Starszy pan był zdruzgotany. Pomyślałam - skoro nie mogą być razem, postaram się, żeby Maksik nie odchodził zapomniany i nikomu niepotrzebny w kącie azylowego boksu. I choć tym razem po publikacji artykułu telefon milczał, piękni ludzie dopisali dobre zakończenie historii dwojga przyjaciół.

Znali się tylko z widzenia
- Pana Andrzeja i Maksia widywałam od lat codziennie przed domem, w którym mieszkali, a który znalazł się na mojej drodze do i z pracy - wspomina Anna. - Dobroduszny staruszek z nieprawdopodobnie zapatrzonym w niego pieskiem. Stanowili nierozłączną parę przyjaciół, a mnie witali za każdym razem dobrym słowem i radosnym psim jazgotem. Nic dziwnego, że jak mi tego zabrakło, zaczęłam rozpytywać. O tym, co się stało, dowiedziałam się dopiero od człowieka, który, jak przypuszczam, zawiódł, nie dotrzymał zobowiązania. Tłumaczył, że Maks pogryzł jego psy. Ale ja nie zamierzam dociekać prawdy.

Kobieta odszukała kundelka w azylu. Nie mogła go zabrać do domu, bo ma psa, ale namówiła syna, żeby przygarnął Maksia. Starszy pan tęskni dalej, ale jest spokojny o los przyjaciela. Często telefonuje do nowej rodziny Maksia.

Anna przed świętami odwiedziła Andrzeja, przywiozła fotografie: kundelek na kolanach syna, na spacerze, w łóżku pod kołderką.

- Psiak wodzi wiernie oczyskami za moim synem. A on potrafi docenić bezwarunkową miłość, nawet tę psią - zapewnia Anna. - Maks już z nikim nie będzie tak szczęśliwy jak ze swoim pierwszym panem, ale nie umrze w schronisku - dodaje.

Spokojne święta

Za nami święta najbardziej rodzinne i radosne. Dla Andrzeja najsmutniejsze - pierwsze samotne, poza domem, bez przyjaciela. Ale dzięki zupełnie obcym ludziom święta spokojne. Nie trzeba już się zamartwiać, że Maksik drży ze strachu w azylowym boksie, czworonożny przyjaciel jest w dobrych rękach. Ludzie, którzy pomogli starszemu panu i jego psu, nie chcą medialnego rozgłosu, wolą pozostać anonimowi. Dlatego nie publikuję ich fotografii. W imieniu Andrzeja kłaniam się im nisko za dobrą starość Maksa.

Historia Andrzeja i Maksa ma może nie szczęśliwe, ale pozytywne zakończenie. To wyjątek - większość starych, samotnych ludzi, decydując się na zamieszkanie w domu pomocy społecznej, musi się pozbyć ukochanego czworonoga. Starego psa albo kota nikt nie chce. Nie ma wyjścia, zwierzak trafia do schroniska.

Tak wcale być nie musi! Uważam, że w Krakowie powinien funkcjonować choćby jeden dom pomocy społecznej, w którym pensjonariusze mogliby mieszkać ze swoimi czworonożnymi przyjaciółmi. Do takiego miejsca trafialiby ludzie, którzy kochają zwierzęta i potrzebują ich obecności. To że współlokator ma psa lub kota, nie jest dla nich przeszkodą, tylko radością. Po raz pierwszy pisałam o tym, szukając domu dla Maksia. Jestem ciekawa, co Państwo myślicie o takim rozwiązaniu?

Opinie w tej sprawie proszę przesyłać do redakcji: "Gazeta Krakowska" al. Pokoju 3, 31-548 Kraków lub mailowo: [email protected].

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto