Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Proces kibola Cracovii. Matka chce, by oskarżony zapłacił 500 tys. za śmierć syna

Redakcja
oskarżony Wojciech L
oskarżony Wojciech L Artur Drożdżak
Chciałabym, by oskarżony Wojciech L. zapłacił 500 tys. zł za krzywdę, ale nie dla mnie, dla potrzebujących. Taki wniosek złożyła na procesie oskarżycielka posiłkowa Dorota D., matka zabitego Łukasza.

- Mój syn był pozytywnie nastawiony do świata i ludzi. Nie miał wrogów. Cieszył się z pracy, był szczęśliwy i uśmiechnięty. Nie rozumiem tego, co się stało - mówiła płacząc Dorota D. Za zbrodnię na ul. Żywieckiej odpowiada kibol Cracovii Wojciech L. ps. Wojtas. Nie przyznaje się do winy, grozi mu dożywocie .

53-latka nie kryła, że morderca syna „zabił też i mnie”.

- Nie umiem o synu mówić w czasie przeszłym. Był jedyną radością mego życia - dodała. Z relacji matki wynikało, że Łukasz był zakochany w Monice C. Mieli plany i chcieli razem zamieszkać.

- Zastanawialiśmy się, w jaki sposób to finansowo poukładać- opowiadała. Stwierdziła, że Łukasz był sensem jej życia. Sama wychowywałam od 8 roku życia, było im ciężko. Syn nie miał drogich ubrań, sprzętu turystycznego, rower dostał na 18 urodziny. Nie miał wymagań, bo wiedział jaka sytuacja finansowa. Zapisał się do sekcji trenerskiej i kochał piłkę. Trenował futbol niezależnie od pogody. Jako syn nie sprawiał kłopotów wychowawczych, bardzo dobrze się uczył w szkole. Potem podjął pracę.

- Bałam się, bo późno wracał z roboty u to wzdłuż Lasu Borkowskiego. Tam zwykle jest ciemno, ja sama się obawiałam tamtędy spacerować. Nie przypuszczałam, że coś takiego złego może syna spotkać. Rozmawialiśmy na takie tematy i Łukasz śmiał się z tego - wspominała.

Łukasz był kibicem Wisły Kraków i kiedy miał pieniądze to jeździł na mecze zespołu. Gdy poznał Monikę to przestał wyjeżdżać, nie oglądał meczów w telewizji i prosił tylko, by matka obejrzała i podała mu wynik spotkania.

W piwnicy urządził sobie małą siłownię, była tam ławeczka do ćwiczeń i sztangi.

- To była prowizorka, bo syna nie było stać na wizytę w normalnej siłowni z uwagi na brak pieniędzy - mówiła Dorota D.
Napisy na murach

Syn, jak zeznała matka, miał pseudonim „Pociąg”, ale to nie miało nic wspólnego z kibicowaniem. Gdy Łukasz był mały to był takim dzieckiem „przy kości” i ciężko było mu się poruszać, wtedy przylgnęło do niego określenie „Pociąg”.

Gdy chłopak zginął od ciosu maczetą i na skutek wykrwawienia z odciętej ręki to na murach budynków pojawiały się graffiti, które odwoływały się do tej tragicznej sytuacji.

- W ubiegłym roku widziałam na sklepie napis „Pociąg”, gdzie twoja ręka - potem to zdanie zostało zamazane - zeznała matka chłopaka.

500 tys. od sprawcy

Kobieta złożyła wniosek, by oskarżony, jeśli to miałoby być dodatkową karą, zapłacić 500 tys. zadośćuczynienia za wyrządzoną krzywdę. - Chciałabym, by ją zasądzono nie dla siebie, ale bardziej potrzebujących - dodała Dorota D.

Jerzy D. drugi oskarżyciel oskarżyciel posiłkowy na rozprawie oświadczenie, z którego wynikało,że oskarżony Wojciech L. zabił dwie osoby: Łukasza i jego matkę, która od pogrzebu codziennie jest na grobie syna i to po kilka godzin w wolne dni od pracy, ona nie ma już żadnego życia.

Dorota D. mówiła, że okoliczności śmierci syna były jej nieznane 4 lata.

Wiedziała jedynie, że Łukaszowi stało się coś złego i go nie ma. Bliscy stosowali się do jej prośby, że nie życzy sobie rozmów o tym.

Zeznaje matka i dziewczyna

Matka zabitego zeznania składała pod nieobecność oskarżonego, tak samo jak Monika C. dziewczyna Łukasza.

24-latka opowiadała z kolei, że była z nim w związku od prawie roku, choć znali się dłużej.

Tamtego tragicznego 13 czerwca 2013 r. byli umówieniu po jej szkole, gdzieś w Skawinie, wysyłali do siebie smsy, potem dziewczyna nie mogła się do niego dodzwonić.

Nie odbierał dlatego myślała, że zapomniał telefonu. W różnych miejscach Skawiny go szukała, ale bez efektu. W końcu pojechała pod jego dom i tak kolega jej zdradził, że Łukasza ktoś napadł. Chłopak w plecaku zwykle nosił buteleczkę gazem, dla swojego bezpieczeństwa, bo późno wracał z pracy. Raz przywiózł w nim bukiet kwiatów dla Moniki, tamtego tragicznego dnia wiózł dla niej lizaki.

Dziewczyna zeznała, że Łukasz był kibicem Wisły, praktycznie nie jeździł na mecze. Nie nosił też klubowych ubrań. W pokoju wiślackie szaliki trzymał w pudełku, jaki emblematy innych klubów. - Dobry, spokojny, pogodny rozsądny i troskliwy- tak opisywała zmarłego. Dodała, że jej zdaniem nie miał wrogów. Nie mówił, by się kogoś obawiał i nie prowokował żadnych sytuacji.

- Śmierć Łukasza sprawiła, że mój świat się zawalił- dodała Monika C. płacząc. Nie kryła, że mieli wspólne plany na przyszłość, ale teraz już nie chce o tym mówić. Jako świadek zeznawała również Dorota S., która przejeżdżała autem i zatrzymała się na widok rannego, który leżał na ulicy i krwawił.

- Myślałam, że to ofiara wypadku drogowego - nie kryła. Szybko okazało się że jest błędzie. Zakrwawiony podczas udzielania mu pomocy wyznał, że to „Wojtas” odciął mu rękę maczetą. Kobieta faktycznie zauważyła, że kończyna chłopaka trzyma się tylko na skórze i jest obwiązana podkoszulkiem. Udzieliła mu pomocy, a jej córka wezwała karetkę.

Później zorientowała się, że zna pokrzywdzonego, bo 23-latek był rówieśnikiem jej syna, z którym chodził do szkoły podstawowej i gimnazjum. Chłopak zmarł z wykrwawienia. Prokuratura ustaliła, że sprawcą ataku maczetą jest Wojciech L. ps. Wojtas kibol Cracovii. Sprawca prawie odrąbał rękę Łukaszowi D. Krwotok był tak masywny, a obrażenia tak poważne, że pokrzywdzony zmarł. Przed śmiercią wskazał napastnika.

Ten niestety zdołał uciec do Wielkiej Brytanii. Wrócił do Polski po czterech latach. Był ścigany na terenie kraju, a potem kilka lat poza jego granicami Europejskim Nakazem Aresztowania. Krakowski sąd 18 września 2017 r. uchylił mu areszt i zastosował poręczenie 80 tys. zł. Wydał mu tzw list żelazny gwarantujący, że Wojciech L. nie trafi za kratki do prawomocnego wyroku. Dlatego Wojciech L. na rozprawy przychodził z wolnej stopy.

Już bez listu żelaznego

Niespodziewanie kilka tygodni temu sąd odwołał Wojciechowi L. list żelazny, bo mężczyzna bez zgody wybrał się samolotem z Berlina do Aten, gdzie bojówka Cracovii wzięła udział w zamieszkach.

Prokurator Aleksander Lipner nie krył, że policja dostała sygnał, że Wojciech L. 26 i 27 listopada ub. r. był w Atenach na meczu Ligi Mistrzów Ajaxu Amsterdam i AEK Ateny.

Policja dotarła do filmu, jaki nagrali w Atenach i umieścili w internecie kibole bojówki Cracovii z Jude Gangu. 60 z nich było na miejscu i wzięło udział w zamieszkach. Na filmie widać Wojciecha L., on jako jeden z nielicznych nie miał zamaskowanej twarzy.

Oskarżony nie chciał mówić, czy wyjeżdżał za granicę, ale zapewniał, że nie brał udziału w żadnych zamieszkach. Sąd zgodził się z wnioskiem prokuratora i zauważył, że Wojciech L. nie zwracał się z prośbą o taki wyjazd. Odwołał mu więc list żelazny, zdecydował o przepadku 80 tys. zł poręczenia i aresztował do marca 2019 r. Wojciech L. na salę rozpraw wszedł wolny, ale wyszedł już w kajdankach.

POLECAMY - KONIECZNIE fSPRAWDŹ:

FLESZ: PIT 2019 - rozliczenie będzie jeszcze prostsze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Proces kibola Cracovii. Matka chce, by oskarżony zapłacił 500 tys. za śmierć syna - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto