Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paulina Przybysz: „Z muzyką jest trochę jak z makaronem” [Rozmowa MM]

Redakcja
fot. Krzysztof Opaliński
Z Pauliną Przybysz rozmawialiśmy o siostrzanej miłości, kobiecości i ciągłej potrzebie tworzenia.

Większość Polaków zna ją z Sistars. W 2006 roku rozpoczęła karierę solową. Polski rynek podbiła jako Pinnawela i Lil’Sista. Jej nowy projekt muzyczny, który tworzy z wrocławskim Night Marks Electric Trio właśnie debiutuje na scenie muzycznej. Wspólnie z siostrą Natalią występuje w zespole Archeo Sisters. Prywatnie matka dwójki dzieci, weganka, wielbicielka dziwnych zwierząt.

Przyznaj się, kiedy ostatnio zrobiłaś na złość swojej siostrze?

- Nie robię na złość Natalii.

Taka relacja między wami istnieje od zawsze?

- Byłyśmy wychowywane w mocnym duchu współpracy. Potem życie zawodowe targnęło nas na wspólny front. Byłyśmy dziewczynami wśród masy nieznośnych muzyków. Musiałyśmy sobie radzić i się wspierać.

Umiesz racjonalnie wytłumaczyć tę więź?

- To po prostu miłość.

O co toczyłyście największe wojny w dzieciństwie?

- Różnimy się temperamentami. Ja w dzieciństwie lubiłam się obrażać, zamykać i dramatyzować, a Natalia nie mogła zasnąć, dopóki się ze mną nie pogodziła. Nie kłóciłyśmy się często, raczej „miałyśmy fazę” na wspólne bawienie się. Ja lubiłam bawić się lalkami, Natalia nie, ale za to lubiła robić lalki. Zawsze znajdowałyśmy wspólne rozwiązania dla zaspokajania swoich potrzeb.

Występujesz w wielu różnych projektach. Chyba nie umiesz usiedzieć na miejscu.

- Mam w sobie ciągłą chęć tworzenia, takie ADHD. Muszę cały czas dziergać coś nowego. Kończę jeden projekt, w głowie już mam następny. Nie umiem przestać. Myślę czasem, że robię nieważne rzeczy, że powinnam jechać do Afryki i nalewać zupę biednym dzieciom, ale zaraz potem myślę sobie, że muszę robić to, co robię, inaczej czułabym, że zaniedbuję prezent, który dostałam.

Dlaczego zdecydowałaś się na karierę solową?

- Po rozpadzie Sistars Natalia wyjechała do Londynu. Ja miałam już tyle napisanych piosenek, że musiałam je wydać. Potem ona wróciła i zaczęła pracować nad solową płytą. Dalej już poszło. Było nam to potrzebne. To istotny proces zrozumienia swoich potrzeb i zależności od siebie. Teraz każda z nas pracuje osobno, ale podejmujemy też wspólne projekty, jak Archeo.

Skąd się wzięło Archeo?

- Po nieudanej reaktywacji Sistars, idea „róbmy coś razem” pozostała. Jakiś czas zastanawiałyśmy się z kim i jak to zrobić. Tak trafiłyśmy na Night Marks Electric Trio (Kabaciński, Spisek Jednego, Pędziwiatr) z Wrocławia. Potem wszystko działo się samo. Narodziło się Archeo.

Lepiej pracuje Ci się samej czy z siostrą?

- Na tym etapie jest łatwiej pracować samemu, ale czy lepiej? Nie wiem. Z muzyką jest trochę jak z makaronem czy pizzą. Wybieramy ich rodzaj w zależności od dnia, od tego, na co mamy ochotę. Z twórczością jest tak samo. W różnych sytuacjach chcemy różnie ją uprawiać.

W muzyce cenisz minimalizm. W życiu również?

- Mój najnowszy projekt "Minimal" jest minimalny ze względu na to, że nie zawsze i nie wszędzie da się grać z dużym bandem. Dzięki niemu odkrywam, jak dużo można zrobić mając tylko dwie głowy i jak dużo energii można uzyskać z takiego minimalnego składu. W codziennym życiu nie lubię chodzić z dużą torbą, nie lubię mieć dużo w lodówce, ani dużo mebli w domu. Natłok mnie męczy.

Z czego to wynika?

- Jestem zodiakalną panną, to dlatego.

Wolisz śpiewać, rysować czy grać na wiolonczeli?

- Najbardziej lubię śpiewać. Dużo też rysuję, teraz głównie dzieci mnie do tego zmuszają. Na moich rysunkach są ludzie i dziwne zwierzęta. Mam zamiłowanie do miksów zwierząt. Rysunki do reedycji płyty „Soulahili” zrobił wrocławski artysta Marcin Karolewski. Na moje zlecenie wykonał hybrydy słoni i wielorybów. Oprawę graficzną do ostatniej płyty „Renesoul” stworzyłam sama, a została ona zrealizowana dzięki Arturowi Dobrowolskiemu. Obie grafiki bardzo mi się podobają.

Jeśli nie muzyka, to co?

- Jak już sobie myślę, że to koniec, że artyści umierają, bo płyty na całym świecie sprzedają się coraz gorzej, to marzę, żeby chociaż przez miesiąc popracować normalnie. I np. robić kawę dla ludzi w jakimś fajnym miejscu.

A jak patrzysz na dzisiejszy świat i ludzi, to co widzisz?

- Kiedyś miałam w sobie dużo krytyki. Obserwowałam ludzi i ich oceniałam. Ostatnio próbuję ich zrozumieć. Mam w sobie dużo cierpliwości i miłości. Nie można nie chcieć zrozumieć niektórych zachowań. Trzeba wierzyć, że wszystko jest czymś uwarunkowane. Ja najmocniej wierzę w moc muzyki.

A w instytucję małżeństwa?

- Jeszcze nie. Na razie jestem narzeczoną i wierzę w instytucję narzeczonej, bo jestem władczynią pierścienia i… jestem księżniczką.

Jesteś mamą dwójki dzieci. Czego się od nich nauczyłaś?

- Dzieci nauczyły mnie nowego postrzegania piękna. Pokazały nowe wymiary cierpliwości i miłości. Kiedy rodzi się pierwsze dziecko, zdajesz sobie sprawę, że Ciebie już nie ma, tak naprawdę jesteś tylko obsługą. Z drugiej jednak strony, każdy moment, który teraz masz dla siebie, bardziej cenisz i celebrujesz.

Jesteś znana z tego, że zdrowo się odżywiasz.

- Zdrowy tryb życia to synonim kochania siebie. Albo się szanujesz, albo ulegasz autodestrukcji. Ja mam etyczne „nie” na zabijanie zwierząt dla pokarmu. Organizm ma swoją intuicję i dużo nam mówi. Ja go po prostu słucham. Chociaż zdarza mi się jeść źle i staczać się po glutenie oraz cukrze.

Twoje popisowe danie?

- Kiełki z patelni z ryżem i nerkowcami. Do tego świeży pomidor z bazylią.

Brzmi smakowicie :)

Rozmawiała: Agnieszka Gałczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto