Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miłość do sportu to nie szastanie pieniędzmi. Odpowiedź na polemikę Janusza Kozioła, pełnomocnika prezydenta Krakowa

Piotr Tymczak
Wojciech Matusik
Miasto powinno się promować, także poprzez sport. Trzeba mieć jednak ciekawy pomysł wykraczający poza umieszczenie nazwy i logo na koszulkach, cel i wyliczone korzyści.

Po naszym artykule, w którym przedstawiliśmy kontrowersje związane z rozdzieleniem 1,5 mln zł z gminnej kasy m.in. pomiędzy zawodowe kluby sportowe w zamian za promocję miasta, autor tego pomysłu Janusz Kozioł, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. rozwoju kultury fizycznej, w swojej polemice zarzucił mi, że „chronicznie nie lubię sportu”.

Przez lata odnosiłem wręcz wrażenie, że prezydent Krakowa i urzędnicy mają chroniczne uczulenie na pytania „Dziennika Polskiego", w tym moje, dotyczące potrzeby inwestycji sportowych i artykuły obnażające nieporadność i wytykające błędy związane np. z budową stadionu Wisły. Pan pełnomocnik zapomniał też chociażby o tym, że publikacjami w „Dzienniku Polskim” przyczyniłem się do zmiany stanowiska prezydenta w sprawie organizacji młodzieżowego Euro w piłce nożnej, które w zeszłym roku odbyło się w Krakowie. A trzeba przypomnieć, że początkowo nasze miasto nie było nawet brane pod uwagę wśród miast organizatorów. Gdzie wtedy było zamiłowanie Pana pełnomocnika do sportu i troska o promocję? Po naszych artykułach urzędnicy się obudzili i okazało się, że w Krakowie można nawet zorganizować finał imprezy, która cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem. Po niej odtrąbiono sukces. Ale pełnomocnik Janusz Kozioł już w pierwszym zdaniu ogłosił, że ja „chronicznie nie lubię sportu”, widocznie by mieć podstawę do swojej tezy.

Stwierdził, że „żyjemy w XXI wieku, dawno minął czas klubów spółdzielczych, gwardyjskich czy wojskowych, a Pan jakby nigdy nic, wmawia Czytelnikom, że tkwimy w realiach z okresu Pańskiego dzieciństwa, burząc się na to, że ten kraj się zmienił również i w obszarze sportu”. I przekonuje, że nadszedł już czas, aby za pieniądze publiczne, w zamian za reklamę nazwa i logo Krakowa powędrowały na koszulki drużyn, których mecze są transmitowane w telewizji. Takie warunki spełniają sekcje piłkarskie Cracovii i Wisły, koszykarek Wisły Can-Pack, hokeistów Cracovii, żużlowców Wandy, siatkarek Trefla Proximy, koszykarzy R8 Basket i ewentualnie rugbystów Juvenii. Ale to, co proponuje pełnomocnik Janusz Kozioł niewiele się różni od wsparcia profesjonalnego sportu z czasów PRL-u. Wtedy publiczne pieniądze do klubów przekazywały resorty czy spółdzielnie. Teraz pomysł jest taki, aby były to fundusze miejskie, czyli podatników.

W przypadku Cracovii to zastanawiające, bo to przecież klub, w którym miasto ma udziały. Jak to więc wytłumaczyć, że miasto ma płacić za promocję swojej spółce? Szczególnie, że sama nazwa Cracovia jest już promocją Krakowa, i to darmową.

Piłkarze „Białej Gwiazdy” jeszcze kilka lat temu co roku występowali w europejskich pucharach, grali z takimi rywalami jak Real Madryt, FC Barcelona czy Inter Mediolan, transmisje oglądały miliony kibiców, a w magistracie nikt o promocji nie mówił. Co się więc zmieniło? Wtedy taka promocja nie była opłacalna? A teraz jest, kiedy Wisła gra tylko na krajowych stadionach i tylko jej pojedyncze mecze (tak jak i Cracovii), od święta transmituje również poza krajem stacja Eurosport? Pełnomocnik Janusz Kozioł nie przedstawił jednak konkretów, wyliczeń, jaka jest oglądalność tych spotkań w kraju i za granicą, jaka będzie korzyść dla miasta.

Zapewne Januszowi Koziołowi, jako byłemu wiceprezesowi piłkarskiej Wisły, nadal na sercu leży dobro tego klubu i poprzez promocję miasta wyciąga pomocną dłoń. Wisła szuka chociażby pieniędzy na spłatę długu za wynajem stadionu, który z odsetkami wynosi ponad 5 mln zł. W klubie najbardziej ucieszyliby się, gdyby miasto podpisało z nim nową umowę na najem stadionu. Obecnie Wisła rocznie płaci za obiekt 3 mln zł. Inne kluby w ekstraklasie ponoszą z tego tytułu dużo mniejsze koszty. Nie trzeba daleko szukać, Cracovia za połowę mniejszy stadion płaci 500 tys. zł. Jeżeli Wisła miałaby płacić mniej, to trzeba byłoby jednak z budżetu więcej dopłacać do utrzymania stadionu. Budując go za ok. 600 mln zł miasto powinno mieć jednak jakiś biznesplan, aby stworzyć obiekt, który będzie na siebie zarabiał. Jeżeli tak się nie stało, to trzeba pomyśleć jak można naprawić błąd i wykorzystać stadion tak, by przynosił większe dochody.

W przypadku gier zespołowych w ostatnich latach największą reklamę na arenach międzynarodowych przynoszą koszykarki Wisły Can-Pack, grające regularnie w Eurolidze. Ta drużyna występująca w starej, przypominającej czasy PRL-u hali, która jest antyreklamą Krakowa jako metropolii.

Pełnomocnik Janusz Kozioł przypomina, że zaproponowany przez niego projekt obejmie także olimpijczyków, medalistów w dyscyplinach indywidualnych oraz paraolimpijczyków. Dlaczego nie stworzyć dla nich osobnych programów wsparcia?

Pan Janusz Kozioł poczynił także pozasportowe wycieczki. Przypomina, że również gazety, w tym nasza, występują do instytucji publicznych z ofertami promocyjnymi i wiele z nich realizują. To fakt, redakcje robią zdjęcia, piszą teksty, składają strony, redagują je, a żeby móc na tym zarobić rywalizują w konkursach lub przetargach. Nie dostają pieniędzy za to, że dziennikarze mają naklejki na laptopach.

I rozumiemy różnicę między „dać” a „pozwolić zarobić”, choć Pan pełnomocnik zarzuca nam, że nie. Miasto „da zarobić”, bo zapłaci za to, żeby ludzie zobaczyli, że jak gdzieś gra Wisła Kraków, czy Cracovia, to są to drużyny… uwaga… z Krakowa! I dlatego też nasze stwierdzenie, przykład, że krakowskie klub będą się w taki sposób promować w Niecieczy, nie był złośliwością wobec niecieczan, ale pokazaniem właśnie, że niecieczanie, zabrzanie, kielczanie, czy inni kibice z miejscowości, w których zagra Cracovia czy Wisła, nie będą zwracać uwagi na to, że na koszulkach jest logo Krakowa, bo dobrze wiedzą, że przyjechali piłkarze ze stolicy Małopolski.

Nie napisałem również, że miastu nie przystoi reklamować się na stadionach, gdzie dochodzi do burd. Zaznaczyłem tylko, że takie sytuacje się zdarzają i wtedy logo na koszulce nie pomoże w promocji miasta, a może nawet zaszkodzić. Zarzuca Pan też, że gazety reklamują się na stadionie – owszem, i to sugestia może dla Krakowa, że wystarczy wywiesić flagę z herbem miasta widoczną podczas transmisji meczu na miejskim stadionie, a nie płacić za miejsce na klubowej koszulce.

Zgadzam się, że nasze miasto samą nazwą nie będzie przyciągać turystów i tak jak inne wielkie metropolie musi się promować, nie tylko poprzez kulturę. Nie mam nic przeciwko, aby stworzyć projekt angażujący w promocję znanych sportowców, także tych z gier zespołowych. Trzeba jednak mieć pomysł (wychodzący poza najprostsze rozwiązanie, jakim jest umieszczenie nazwy miasta i logo na koszulkach), przedstawić konkretny cel kampanii reklamowej i spodziewane korzyści.

I mogę chodzić z podniesioną głową, a nie spuszczoną jak sugeruje Pan Janusz Kozioł. Życzę mu, żeby sam nie musiał się pochylać nad problemem, gdy się okaże, że publiczne pieniądze zostaną „przejedzone” na wypłaty dla trenerów czy piłkarzy np. z Bałkanów albo Hiszpanii, którzy chętnie przyjeżdżają, aby zarobić i wypromować się w krakowskich klubach. Niech się promują, ale czy potrzebne są do tego pieniądze podatników?

Polemika Janusza Kozioła:

Polemika z Piotrem Tymczakiem z „Dziennika Polskiego”
poniedziałek, 15 stycznia 2018 r.

Piotr Tymczak z „Dziennika Polskiego” od lat brnie w swoje zawodowe nieszczęście pisząc o sporcie, którego chronicznie nie lubi. To by była jego prywatna sprawa, gdyby pisał do szuflady, ale skoro tak nie jest… W miniony piątek obwieścił na łamach swojej gazety skandal pisząc, że prezydent Krakowa wspiera prywatny biznes dając pieniądze Cracovii i Wiśle. Jako, że program promocji Miasta poprzez krakowski sport jest mojego autorstwa czuję się w obowiązku odpowiedzieć red. Tymczakowi, poddając w wątpliwość zarówno jego wiedzę jak i wolę działania w dobrej wierze.

Zacznijmy może od tego, że ten „skandal” obwieścił na łamach swojego pracodawcy, prywatnej gazety, która – co łatwo może sprawdzić każdy mieszkaniec Krakowa – znacznie częściej niż krakowskie kluby sportowe składała instytucjom publicznym oferty promocyjne i na przestrzeni lat wiele z tych ofert zostało zrealizowanych. Bo jest to zgodne z prawem. To jak to jest, jak z pieniędzy publicznych korzysta Pańska gazeta to jest ok, a jak mogłyby je ewentualnie zarobić nie tylko Cracovia czy Wisła, ale także Wanda, Juvenia, Proxima oraz krakowscy medaliści mistrzostw świata czy Europy to jest skandal? Myślę, że pisząc tyle lat o sporcie wie Pan i to, że w większości dyscyplin na poziomie profesjonalnym jest wymóg w stosunku do klubów, by były spółkami akcyjnymi. Żyjemy w XXI wieku, dawno minął czas klubów spółdzielczych, gwardyjskich czy wojskowych, a Pan jakby nigdy nic, wmawia Czytelnikom, że tkwimy w realiach z okresu Pańskiego dzieciństwa, burząc się na to, że ten kraj się zmienił również i w obszarze sportu. Kiedy już nie może Pan pogodzić się z tą prywatyzacją klubów krakowskich, to może warto uzmysłowić sobie i to, że prywatne firmy organizują dziś również zdecydowaną większość imprez o randze europejskiej czy światowej, które odbywają się m.in. w Krakowie. Zdążyłem zauważyć, że to Panu nie przeszkadza.

Już w tytule pisze Pan nieprawdę, wmawiając swoim Czytelnikom, że pieniądze mają być rozdawane. I pisze to Pan świadomie, bowiem zarówno podczas konferencji – gdzie zadawał Pan najwięcej pytań i potem nie skorzystał w artykule prawie z żadnej odpowiedzi, bo chyba nie pasowały do koncepcji… – jak i po niej, w dużym gronie dziennikarzy innych mediów, rozmawialiśmy o różnicy między słowami dać, a pozwolić zarobić. Wtedy mówił Pan, że różnicę rozumie, ale z tekstu artykułu wynika, że nie. Tak, Miasto chce promować się przez krakowski sport, bo mecze z udziałem naszych drużyn bezpośrednio na stadionach i w telewizji ogląda wielokrotnie więcej ludzi niż czyta Pańskie artykuły. A w promocji liczy się efektywność. Te złośliwości, że Cracovia czy Wisła będą promować Kraków w Niecieczy wystawiają Panu fatalne świadectwo przede wszystkim w oczach niecieczan, bo jest Pan dziennikarzem regionalnym z Małopolski. W dodatku Pan udaje, że nie wie, iż bez względu na to czy te nasze drużyny grają w Niecieczy czy Gdańsku, to ich mecze transmitowane są nie tylko na całą Polskę, ale i do kilku krajów poza naszymi granicami.

Nie będę się już odnosił do wielu innych Pańskich tez spisanych w gazecie czy wygłaszanych podczas naszego spotkania – uważa Pan, że nie przystoi, by Miasto reklamowało się na stadionach, gdzie rzucane są race i przemycane transparenty z obraźliwymi hasłami, ale uważa, że w porządku jest, iż akurat Pańska gazeta reklamuje się na tych obiektach już ponad 10 lat.

Nie mogę też przejść do porządku dziennego nad Pańskim „zapomnieniem”, iż ten program bodaj jako pierwszy w Polsce systemowo obejmuje również paraolimpijczyków. Tego nie wolno było napisać, bo trzeba by było docenić prezydenta tego Miasta? Na to pytanie niech już sobie odpowiedzą sami krakowianie.

Piotr Tymczak, jak to już nie raz bywało, po takich artykułach wędruje po urzędzie z głową spuszczoną poniżej pasa, żeby nikomu nie musiał spojrzeć w oczy. Szczytem odwagi z jego strony jest po jakimś czasie stwierdzenie „no wiesz, w redakcji mi tekst zmienili”. Raz czy drugi można współczuć, ale to nie może być usprawiedliwienie na całe życie.

Ps. Artykuł ma współautora, który na pewno na konferencji nie był. Trudno więc ocenić czy jego wpływ na tekst może mieć charakter merytoryczny czy może emocjonalny.

Janusz Kozioł
Pełnomocnik Prezydenta Miasta Krakowa ds. Rozwoju Kultury Fizycznej

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto