Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kraków: ta kotka przeżyła dwanaście dni bez jedzenia i picia

Magda Hejda
Uratowana od śmierci głodowej kotka ma już dobry, bezpieczny dom. Dostała tu nowe imię - Misia
Uratowana od śmierci głodowej kotka ma już dobry, bezpieczny dom. Dostała tu nowe imię - Misia archiwum kundla
Przeżyła dwanaście dni bez jedzenia i picia, a potem siedem miesięcy czekała na swojego człowieka. Dzisiaj rządzi w domu i jest wielką przytulanką - pisze Magda Hejda

Jest początek lutego. Policja forsuje drzwi jednego z krakowskich mieszkań, wzywa pogotowie, starsza pani z udarem mózgu trafia do szpitala. W pustym mieszkaniu zostaje kotka. Przerażona, kryje się za meblami. Gdyby nie dociekliwość pani Basi ze spożywczego, która pyta sąsiadów - "A co z kotką" i nasz upór, kilka miesięcy później likwidujący mieszkanie znaleźliby jej szkielet.

Walka o życie kotki

Przez dwanaście dni z sąsiadką i inspektorami Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami przekonywałam policjantów z komisariatu przy ul. Szerokiej, że w zamkniętym mieszka- niu umiera z głodu kot. Mimo zmasowanego ataku telefonicznego policjanci byli nieugięci, zarzekali się, że w mieszkaniu nie ma kota. Zapewniali, że siostra zakonna, która opiekowała się starszą panią, ma klucze, zajmuje się mieszkaniem, a gdy odwiedzała staruszkę w domu, nie było tam żadnego kota.

Po kilku dniach udało się nam dotrzeć do zakonnicy. Ta powiedziała, że nie ma kluczy do mieszkania, a jej podopieczna miała kotkę. Odszukałam staruszkę w szpitalu. Była sparaliżowana, nie mogła mówić, ale kiedy poprosiłam, żeby ścisnęła moją rękę, jeśli w domu została kotka, zrobiła to bardzo mocno i zaczęła płakać. Obiecałam - uratujemy pani kotkę!
W jedenastym dniu jałowych dyskusji z policją KTOZ załatwił prokuratorski nakaz przeszukania mieszkania.

Funkcjonariusze przeszukali dom, ale znów bez udziału inspektorów KTOZ. Dwunastego dnia skontaktował się ze mną policjant z Szerokiej i znów zapewniał, że mieszkanie przeszukano i nie ma w nim kota. Powiedziałam mu o naszych ustaleniach i poprosiłam, żeby jednak zgodził się na sprawdzenie mieszkania przez KTOZ.
Tym razem udało się. Inspektorzy znaleźli wciśniętą za szafkę kuchenną, chudą, odwodnioną, ale jeszcze żywą kotkę. Miała odtłuszczoną wątrobę, ale głodówka nie zniszczyła nerek. Ocalona trafiła do gabinetu weterynaryjnego, a potem do hotelu dla zwierząt.

W hotelu nazwali ją Dżana. Nie wsadzono jej do klatki, ale dostała mały pokoik, z legowiskiem, kuwetą, zabawkami.
W czasie wakacji starsza pani zmarła, a ja zrobiłam kotce kilka zdjęć i w sierpniu za pośrednictwem "Krakowskiej" poprosiłam Państwa o dom dla Dżany. Zgłosiło się dwóch chętnych, ale jakoś długo nie mogli się zdecydować.

Pomógł Dżok

We wrześniu zorganizowaliśmy trzecią akcję adopcyjną dla psów ze zlikwidowanego schroniska w Kłaju. Z 66 psów odebranych przez Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zostało jeszcze 14. Mieliśmy nadzieję, że skoro w lecie większość czworonogów trafiła do nowych opiekunów, to po wakacjach te kilkanaście psiaków bez problemu znajdzie dom. No i guzik, kompletna klapa. Tylko jeden pies pod Dżokiem znalazł amatorów, którzy i tak na drugi dzień zwrócili go do schroniska.

Z psiakami z Kłaja nie wyszło, ale jesienny Dżok zupełnie niespodziewanie przyniósł dom dla kota. Pod pomnikiem pojawiła się Elżbieta Janusz z sierpniową "Krakowską" w dłoni i artykułem o Dżanie. Zapytała mnie - czy ta kotka ma już dom? Bo jeśli nie, to moja znajoma może ją przygarnąć. Sprawa była aktualna. Ludzie, którzy chcieli wcześniej wziąć kota, rozmyślili się. Wymieniłyśmy numery telefonów. Dżok przyniósł kotce szczęście.

Ta trzecia

Drzwi otwiera mi Grażyna Karska, a w progu wita mnie Kicia, czarno-biała kotka słusznej postury, bez kompleksów wobec obcych, pełni honory gospodyni domu. Za chwilę coś przemyka do pokoju. To chyba Dżana.

Grażyna Karska przedstawia domowników: - Kicię dwa lata temu zabrałam z krakowskiego azylu. To był kot mojej mamy. Kiedy ją zabierałam, nie miałam wielkiego przekonania do kotów. Ale pomyślałam, że mamie będzie raźniej, jeśli będzie miała w domu jakąś żywą istotę. Kicia okazała się wierną przyjaciółką. Na psa nie mogłam sobie pozwolić, bo zbyt długo pracuję. Po śmierci mamy przygarnęłam za to kota Felka. Miał 4 miesiące, utknął w jakiejś rurze ciepłowniczej, uratowała go Fundacja "Pod jednym dachem".

Najpierw była wizyta przedadopcyjna. - Zostałam pozytywnie zweryfikowana i wtedy powierzyli mi Felka. Jest u mnie 10 miesięcy, ale ciągle boi się obcych, mnie tylko czasem wieczorem daje się pogłaskać. Znalazł sobie kryjówkę w wersalce i tam czuje się najbezpieczniej. Nie planowałam trzeciego kota, ale Elżbieta opowiedziała mi o Dżanie, a potem przysłała e-mailem artykuł z "Krakowskiej". Poruszyła mnie historia kotki, miałam nadzieję, że ktoś ją przygarnie - opowiada pani Grażyna.

Kiedy Elżbieta pod pomnikiem Dżoka dowiedziała się, że Dżana już siódmy miesiąc czeka w hotelu, nie dawało jej to spokoju. Tyle przeszła i dalej jest sama. Już bezpieczna i syta, ale SAMA. Nie mogłam jej zostawić - dodaje.

Trudne początki

- Zmieniłam jej imię, teraz nazywa się Misia. Początki były trudne. Misia bardzo mało jadła, martwiłam się, bo jest taka drobna i szczuplutka. Zrobiłam jej badania krwi. Na szczęście okazało się, że jest zupełnie zdrowa. Kicia zlekceważyła nowego przybysza, Felek trochę prychał, ale zwierzaki zaakceptowały się. Tak mi się przynajmniej wydawało - mówi Grażyna Karska. - Po tygodniu słyszę niesamowity ryk. Nie sądziłam, że niewielki kot może wydawać podobne dźwięki. A tu na środku pokoju siedzi Misia i wydziera się wniebogłosy, a naprzeciwko niej stoi nastroszony Felek. Chwilę mierzą się zabójczym wzrokiem i startują do walki. Na szczęście skończyło się na wrzasku, nikt nie ucierpiał w tej rodzinnej bójce i koty raz na zawsze ustaliły, kto tu rządzi. Rządzi Misia. Teraz już z Felkiem zgodnie buszują po całym mieszkaniu, a Kicia nie miesza się, tylko dostojnie przyjmuje ten fakt do wiadomości.

Nagroda

- Kicia i Felek to nie są koty przytulanki. Kicia chodzi własnymi ścieżkami, uwielbia wylegiwać się na parapecie przy kaloryferze i pozwala głaskać się tylko wtedy, kiedy ona ma na to ochotę, Felek jeszcze nie do końca zaufał, ludziom. Za to Misia to prawdziwy łasuch na przytulanie. Cały czas ociera się o mnie, uwielbia siedzieć na kolanach, śpi ze mną w łóżku. Czasem myślę, że Misia to nagroda, którą dostałam od losu, bo o takim przytulnym stworzeniu marzy każdy - mówi pani Grażyna.

A ja myślę, że lepszego domu dla Misi nie mogłabym wymarzyć.

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto