Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kraków. Opisała, jak zabijała kochanka

Redakcja
Autorka książki Anna G. (z lewej) i Katarzyna K. (z prawej) na procesie przed krakowskim sądem. Odsiedziały sześć lat z wyroku i już są wolne
Autorka książki Anna G. (z lewej) i Katarzyna K. (z prawej) na procesie przed krakowskim sądem. Odsiedziały sześć lat z wyroku i już są wolne fot. Piotr Odorczuk
Trzy kobiety uśmierciły radcę prawnego z Chrzanowa i poćwiartowane ciało przewiozły 50 km autobusem do Krakowa. Główna pomysłodawczyni odsiaduje wyrok dożywocia, dwie pozostałe są na wolności po odbyciu części kary. Jedna z nich napisała teraz książkę o tej zbrodni pt. „Zabiłam”.

Zmieniona tożsamość
48-letnia Anna G. jako autorka występuje pod pseudonimem Weronika K. Zmieniła także inicjały wspólniczek. Katarzyna K., córka zabitego radcy, 70-letniego Antoniego K., w jej książce figuruje jako Joanna G., a trzecia zabójczyni kryje się pod męską postacią o inicjałach Marcin B. Faktycznie to Aleksandra C.-M., która usłyszała prawomocny wyrok dożywocia.

Akcja książki została przeniesiona do fikcyjnej miejscowości Brudnowo. W rzeczywistości to Chrzanów. Autorka zmieniła też nazwę policyjnego zespołu, który rozwikłał zagadkę zabójstwa z 2000 r., określając go formułką: Wydział Spraw Beznadziejnych. Faktycznie to funkcjonariusze Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

Nakładem krakowskiego wydawnictwa na 312 stronach Anna G. opisała moment zatrzymania, śledztwa, przebieg procesu i swój pobyt w różnych zakładach karnych.

Wydana w ub.r. książka ma dedykację poświęconą „niezwykłym ludziom, którzy towarzysząc mi w drodze przez piekło, zmienili moje życie”. Z kontekstu wynika, że chodzi o jej adwokata, policjantów zaangażowanych w śledztwo, funkcjonariuszy służby więziennej, kapelana więziennego, ale i inne osadzone, które spotkała za kratkami.

Była wśród nich m.in. dzieciobójczyni, oszustka, członkini zorganizowanej grupy przestępczej handlującej paliwami oraz inne zabójczynie.

Motyw majątkowy
Sprawa odbiła się szerokim echem, gdy w 2005 r. zbrodnia wyszła na jaw. Zatrzymano wtedy córkę radcy Katarzynę K. oraz jego sekretarkę z kancelarii i jednocześnie kochankę Annę G. Obie niezależnie od siebie przyznały się do dokonania zabójstwa i pozbycia się zwłok.

Obie kobiety znały się ze szkoły średniej w Chrzanowie. Miały też koleżankę Aleksandrę C.-M., z którą Anna G. przyjaźniła się od czasów studiów na UJ. Były pod jej olbrzymim wpływem. Zazdrościły jej opowieści o zagranicznych wyjazdach, podróżach do egzotycznych krajów i wystawnym życiu. Aleksandra C.-M. większość czasu spędzała w Tunezji, gdzie miała dom i męża Syryjczyka. Chwaliła się znajomościami wśród arabskich szejków, ale i wśród ludzi z Afganistanu. Wychwalała postać Osamy bin Ladena i ceniła jego dokonania.

Była majętna i kusiła znajome obietnicami pomnożenia ich stanu posiadania. Twierdziła, że najlepiej trzymać lokaty w szwajcarskich bankach lub zainwestować w stadninę koni. Namawiała Katarzynę K. do wycofania wkładu pieniężnego na mieszkanie w Krakowie, ale sprzeciwiał się temu Antoni K., który co miesiąc przelewał pieniądze na ten cel.

Otruć muchomorami
Kobiety postanowiły wtedy, że trzeba się pozbyć radcy. Córka bez aprobaty ojca wypłaciła z konta bankowego kilkadziesiąt tysięcy złotych i przekazała je Aleksandrze C.-M. Antoni K. wściekał się, bo gotówki nie odzyskał. Kobiety zaczęły konkretyzować plan zabójstwa. Najpierw chciały otruć mężczyznę pierogami z muchomorów, ale ten pomysł upadł. Potem jedna z nich uderzyła go młotkiem w głowę, gdy spał. Odniósł niegroźne obrażenia.

W styczniu 2000 r. uderzyły go łomem w głowę, ale i to przeżył. Wtedy podały mu środki nasenne w napoju, związały, dusiły, topiły w wiadrze z wodą, a na końcu poćwiartowały w piwnicy. Potem przez dwa dni wywoziły części ciała autobusem do Krakowa. Tam, wrzucając do Wisły, pozbywały się worków z fragmentami zwłok. Katarzyna K. przekazała dodatkowe pieniądze Aleksandrze C.-M., która zamieniła polską walutę na dolary i z nimi zniknęła. Wróciła z zagranicy do Polski, gdy jej wspólniczki już siedziały w areszcie.

W przeciwieństwie do nich nigdy nie przyznała się do winy. Anna G. i Katarzyna K. potwierdziły, że Aleksandra C.-M. miała też plan pozbycia się syna radcy (nazywała to „operacją Bielsko”) i dalszej jego rodziny („operacja Wybrzeże”). Samo zabicie i pokrojenie Antoniego K. określiła formułką „operacja Puzzle”. Wszystko zapisywała w swoim notesie i to był potem jeden z ważnych dowodów w śledztwie.

Cytaty z książki
Anna G. na str. 27 w swojej książce: „Kilka lat temu z Joanną [w rzeczywistości Katarzyną K. - przyp. red.] podałyśmy jej ojcu środki nasenne. Gdy zasnął, weszłyśmy do sypialni. Marcin B. [czyli Aleksandra C.-M.] stanął w drzwiach z łomem, Joanna najpierw związała ojcu ręce, potem usiadła mu na klatce piersiowej i przyłożyła do twarzy poduszkę, zaczęła dusić. Ocknął się i usiłował ją zrzucić. Wtedy Marcin powiedział do mnie: Pomóż jej. Położyłam się na nogach radcy. Potem mnie pochwaliła: Byłyście wspaniałe!”

I dalej z książki: „Ciało przeniosłyśmy z Joanną do piwnicy na prześcieradle, a Marcin odjechał. Pojawił się następnego dnia przed południem. Poszedł z Joanną do piwnicy zająć się ciałem, a ja w kotłowni obok paliłam rzeczy. Wieczorem poszłam kupić martini i zaniosłam kieliszek Joannie do piwnicy. Stanęła w progu i zasłoniła sobą widok. Miała straszną twarz, straszną”.

I znowu z książki: „Była niedziela. Wyciągnęłyśmy plan miasta i zdjęcia z wycieczki statkiem po rzece. Na ich podstawie Marcin z Joanną ustalili miejsca, gdzie najlepiej pozbyć się zwłok. Fragmenty ciała zapakowałyśmy do worków i plecaków.

W poniedziałek pojechałyśmy autobusem PKS. Ja niosłam w plecaku głowę i ręce, a Joanna nogi. Dwa dni później przebyłyśmy identyczną drogę, w torbie podróżnej na kółkach miałyśmy korpus. Pod mostem wyrzuciłyśmy ciało do wody. Kilka dni później zgłosiłyśmy zaginięcie radcy”.

List po latach
Faktycznie korpus Antoniego K. wyłowiono z Wisły po kilku miesiącach od zabójstwa, ale nikt nie skojarzył, że to zwłoki poszukiwanego radcy. Zabójczynie, by przejąć jego majątek, musiały doprowadzić do uznania go za zmarłego. Dlatego pod koniec 2004 r., po czterech latach od zniknięcia Antoniego K., jego córka zjawiła się na policji, by przedstawić anonim, jaki dostała pocztą. Do niego dołączona była niewielka paczka.

- Ktoś widział, że mojego ojca zamordowano. Wszystko opisał w tym liście - pokazała kopertę i wyciągnęła napisany na maszynie krótki list. Nieznany nadawca stwierdził, że kilka lat wcześniej widział, jak dwaj mężczyźni wrzucili wypakowane worki do Wisły. Był przekonany, że chodziło o mafijne porachunki i dlatego milczał długo, nie chcąc się w nie wplątać.

Na miejscu odnalazł portfel Antoniego K. Teraz jednak - jak zaznaczył - nie chciał żyć dłużej z taką sprawą na sumieniu i dlatego odnalazł rodzinę radcy i przekazał jej wiedzę o śmierci mężczyzny. W paczce była wizytówka, zdjęcia i portfel radcy. Tak naprawdę to trzy panie wspólnie napisały ten list i zaczęły starania o przejęcie majątku. Katarzyna K. dostarczyła do sądu korzystny dla siebie testament.

- Przypadkowo się odnalazł - panie zapewniały zgodnie. Funkcjonariuszom z Archiwum X takie zachowanie kobiet wydało się podejrzane. I było początkiem ich zguby.

Sąd skazuje
Najpierw wszystkie trzy usłyszały wyrok 25 lat więzienia, ale proces przed Sądem Okręgowym w Krakowie musiał zostać powtórzony. Po polejnym rozpoznaniu Anna G. i Katarzyna K. usłyszały prawomocny wyrok 7 lat i 11 miesięcy więzienia, bo skorzystały z nadzwyczajnego złagodzenia kary.

Za słuszną uznał sąd karę dożywocia dla Aleksandry C.-M., bo ułożyła precyzyjny plan zabicia człowieka dla zagarnięcia jego majątku, sama będąc osobą zamożną, opracowała plany uniknięcia odpowiedzialności, wciągnęła inne osoby do zbrodni, w tym dziecko ofiary. Przejawiała pogardę dla życia i wyjątkową demoralizację.

- Postawiła się poza społeczeństwem, zagraża mu, zasługuje więc na eliminację ze społeczeństwa. Kara dożywocia jest dla niej zasłużona i celowa - orzekł sąd.

Sąd Apelacyjny w Krakowie w przypadku Anny G. stwierdził, że doszło do zabójstwa jej życiowego partnera, który, nawet jeśli bywał przykry w obejściu, dobrze jej życzył. - Zabiła go zatem dla wygody, dla uwolnienia się od człowieka, który jej nie krzywdził, tak jak pojmuje się krzywdę w stosunkach międzyludzkich, i od którego mogła odejść, jeśli uważała się za krzywdzoną - dostrzegł sąd. Teraz Anna G. w książce po swojemu rozlicza się ze swoją zbrodnią.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto