Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kliczko Wach: transmisja za darmo w telewizji RTL. Przeczytajcie przed walką wywiad z prezesem MZB

Łukasz Madej
Jan Hubrich
Kliczko wie, co to znaczy być na deskach. Jutro znowu poczuje, jak pachną - mówi Artur Kowalski, prezes Małopolskiego Związku Bokserskiego.

Zobacz zdjęcia z walki Wach Kliczko

- "Wiking" w sobotę z ringu w Hamburgu zejdzie o własnych siłach?
- Myślę, że na koniec walki z rękoma podniesionymi do góry będzie skakać po narożnikach.

- Tak mocno wierzy Pan w Mariusza Wacha?
- Pewnie. Przeglądałem ostatnio materiały archiwalne. Analizowałem karierę Mariusza i myślę, że powinien wygrać. Każdy czempion musi kiedyś dojść do swojego maksimum. Wydaje mi się, że Kliczko już doszedł.

- Mówi się , że z mistrzem można wygrać tylko przez nokaut.
- I tutaj mój komentarz jest jeden: widziałem, jak Wach posłał na deski Kevina McBride'a. Mariusz nie potrafi bawić się z przeciwnikami. Nie będzie szedł na kompromisy. Władimir przecież wie, co to znaczy być na deskach. Jutro znowu poczuje, jak pachną.

- Mariusz nie przegra jeszcze w szatni?
- Tego akurat trochę się obawiam. Kliczkowie stosują różne metody, żeby przeciwnika załatwić właśnie w szatni. Opóźnia się wyjście mistrza, żeby pretendent, jak to się mówi, ostygł między linami. Męczy się czekaniem. Nie chcę spekulować, ale z dobrych źródeł wiem, że ukraińscy bracia nie zawsze do końca są fair. Mają opinie ludzi, którzy za wszelką cenę chcą wygrać. Niekoniecznie w ringu.

- Ile lat zna Pan Mariusza?
- Od 2000 roku, kiedy pierwszy raz organizowałem nową edycję "Złotej Rękawicy". Wygrał w wadze ciężkiej.

- Już wtedy wiedział Pan, że dojdzie tak daleko?
- Wtedy nie, natomiast zaimponował mi parametrami. W hali Wisły nie można był palca wcisnąć, tyle było osób, a nagle pojawił się ktoś wizualnie dwa razy wyższy od reszty. Robiło wrażenie, jak taka wieża weszła do ringu.

Wladimir Klitschko Mariusz Wach: transmisja walki na żywo w Multikinie!

- Niedługo później Wach poznał smak wielkiego boksu.
- Spotykaliśmy się na różnych imprezach. Poznałem ojca Mariusza, Ryszarda. Zależało mu, żeby chłopak jak najwięcej walczył. Mariusz w 2002 roku zdobył brązowy medal mistrzostw Polski. Zaczął nabierać ducha pięściarza ustabilizowanego. Miałem dobre kontakty z Dariuszem Michalczewskim i jego cutmanem, Krzysztofem Bushem. Dzięki temu udało się załatwić wyjazd na tydzień do grupy Universum. W Hamburgu tarczował z Fritzem Sdunkiem, trenował w otoczeniu mistrzów. Tam się spotkał z Władimirem Kliczką.

- To prawda, że niemiecka grupa złożyła wtedy ofertę Mariuszowi Wachowi?
- Komentarz był taki, że Mariusz jest bardzo zdolny, wszystko szybko łapie, tylko potrzebuje doświadczenia. Kiedy już dojrzał, po tym jak nie udało mu się wyjechać na igrzyska do Aten, znowu poprosiłem Krzysztofa, żeby zapytał, czy Wach mógłby jako zawodowiec walczyć u nich. Szefowie Universum przyjmowali tylko zawodników z dużymi tytułami. Z tego względu jednak, że Mariusz był im znany, przyszła propozycja na osiem walk w roku po pięć tysięcy euro.

- Wach wybrał jednak Andrzeja Gmitruka.
- Sponsorzy coś tam obiecywali. Prawda jest taka, że w tamtym czasie Gmitruk był trenerem Tomasza Adamka. Może koszula była bliższa ciału? Ale patrząc z perspektywy czasu...

- ... to był błąd?
- Wielki. Powiem dlaczego, gdyby wszystko przeanalizować, to z czym mieliśmy do czynienia? Z grupą Universum, w której walczyli Kliczkowie czy Michalczewski. Oni pracowali z bardzo dobrymi trenerami. Gdzie ostatecznie dotarli Ukraińcy? Gdyby Mariusz wybrał Niemców, nie miałby problemów z leczeniem kontuzji, co przytrafiło mu się w Polsce. Miał trzy, cztery lata jałowego biegu.

- Potem jednak spotkał Mariusza Kołodzieja.
- Największym problemem było, że kiedy Mariusz Wach się leczył - a to przecież kosztuje - ludzie, którzy chcieli na nim zbić majątek, położyli na chłopaku kreskę. Mariusz Kołodziej podjął wielkie ryzyko. Zainwestował w zawodnika, którego inni spisali na straty. Opłaciło się. Opatrzność czuwała nad naszym pięściarzem. Jak ktoś jest dobry z natury, to jednak później Pan Bóg oddaje. Wrócił na ring jako zawodnik, a nie sparingpartner.

- Mariusz pamięta o Małopolsce?
- To gość bardzo zajęty, ale nie ma z nim nigdy żadnych kłopotów w komunikacji. Byłem na jego zgrupowaniu w Dzierżoniowie. Wspaniała atmosfera. Zero zadzierania nosa.

- Pewnie jest Pan dumny, że chłopak stąd osiąga takie sukcesy.
- Dumny jestem, że udało się udowodnić, że praca i pokora potrafią działać cuda. Mariusz poznał czarne i białe strony życia. Wielu innych bokserów za szybko chciało wdrapać się na szczyt.

- Mamy u siebie więcej takich talentów?
- Jasne. Takich pereł nie jest mało. Mamy za to jeden kłopot, o którym trzeba nie tyle krzyczeć, co wrzeszczeć. Nie dostajemy, jak to jest na Śląsku, środków od wojewody. Otrzymujemy jedynie pieniądze ze Związku Stowarzyszeń Kultury Fizycznej za zdobyte punkty. Nie ma w ogóle mowy o budowie solidnej struktury. Gdyby wreszcie z puli wojewódzkiej udało się uzyskać kwotę, która pozwoliłaby nam normalnie działać, to zwielokrotniłaby się liczba zawodników takich jak Wach, a bandyckich wyczynów na trybunach by się zmniejszyła. Jest zależność między chuligaństwem a tym, że nie ma chłopaków na salach. Nie ma pieniędzy na szkolenie. Wojewoda, prezydent usiądą przed telewizorem przy lampce koniaku i będą mówić: "Wach to nasz chłopak". Może potem Mariuszowi medal wręczą i na tym się skończy. Do sukcesu wszyscy się przyklejają, ale jest jeszcze jedna strona, o której nikt nie chce wiedzieć. Ja bym chciał, żeby nie zamykali trybun, a zadbali o środki na szkolenie. Niech pan popatrzy na takiego Artura Szpilkę. Trochę się pogubił, ale jednak wyszedł na prostą. Trzeba dawać szansę, ściągać chłopaków z ulic na salę. Wtedy pojawią się kolejni bokserzy. Tacy jak Wach.

- Ten z dwóch pięściarzy, który lepiej zapanuje nad emocjami w trakcie ostatnich godzin przed walką, z soboty na niedzielę uniesie ręce w geście zwycięstwa na ringu w Hamburgu.
- Mamy pewien pomysł, aby przybliżyć Mariusza do wygranej. Wiadomo, że gdy pojawiają się dodatkowe emocje, Władimir zatraca swoje atuty i popełnia błędy - tłumaczy Robert Wąsowicz, sponsor i przyjaciel "Wikinga", który od początku przygotowań w Polsce znajduje się w najbliższym otoczeniu pięściarza.

Wąsowicz nawiązuje tą wypowiedzią do prowokacji przygotowanej przez głównego trenera Wacha Juana de Leona. Portorykańczyk wpadł na pomysł, aby oglądającemu z pierwszego rzędu trening medialny Wacha Władimirowi "zaprezentować" jego zdjęcia przylepione do rękawic podczas tarczowania. Po mocnym prawym "Wikinga" rękawica zsunęła się z dłoni de Leona i spadła na matę ringu. To rozsierdziło Kliczkę, który porównał relacje na linii Wach - de Leon do zależności między właścicielem, a jego... psem.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto